Rozdział XX.

26 1 0
                                    


{ SOPHIE }


Budząc się, leżę na plecach i czuję na skórze dotyk wykrochmalonej pościeli.
Punkt pierwszy, nie zasnęliśmy na kanapie.
Otwieram powoli oczy i mrugam kilkakrotnie powiekami. Zauważam żyrandol, który różni się od tego, znajdującego się w moim domu.
Punkt drugi, nie jestem u siebie.
Leżę tak przez jakiś czas, próbując pozbierać myśli, aż wreszcie spoglądam w bok, nie zmieniając pozycji. Zauważam śpiącego Peetę.
Punkt trzeci, ... ... ... ... ... prawda czy fałsz?
Powoli unoszę się do pozycji siedzącej, cały czas trzymając przy ciele kołdrę pachnącą nieokreślonym detergentem. I Peetą. Rozglądam się po pokoju, zauważając leżącą niedaleko od łóżka spódniczkę.
Punkt czwarty, ... ... ... ... prawda czy fałsz?
Biorę głęboki wdech i szybko ruszam w jej stronę. Zakładam ją, zaraz potem oplatając rękoma klatkę piersiową. Ponownie się rozglądam, by tym razem zauważyć koszulkę. Podchodzę do niej na palcach i wkładam ją tak samo szybko. Resztę rzeczy łapię w dłonie i schodzę po cichu na dół.
Rozglądam się w poszukiwaniu płaszcza, tym samym zauważając wypełnione do połowy kubki z herbatą i pustą miskę po popcornie.
Punkt piąty, ... ... ... prawda czy fałsz?
Zauważam płaszcz. Zakładam go, na stopy wsuwam obcasy i wychodzę na zewnątrz. Poranek jest bardzo rześki więc biegnę do domu najszybciej jak potrafię.   


{ PEETA }


Zrywam się z łóżka. Boję się. Tak cholernie się boję. Zrobiłem coś złego. Nie wiem co, ale wiem, że zrobiłem. Czuję się tak, jakbym cała noc leżał pod głazem i on zdążył mi już zmiażdżyć każdą cząstkę ciała. Miażdży mi to mostek i skronie i serce. Zrobiłem coś złego, coś strasznego. Tylko nie wiem co. Znowu kogoś porwałem? Po swojej lewej stronie widzę krew. Odznacza się na białej pościeli.
Odwracam głowę. To jej włosy. Jej złoto rude włosy, które widziałem już spięte, rozpuszczone, pokręcone, w koku, kucyku, warkoczu, z brokatem i bez. To te same włosy, które łaskotały moją klatkę piersiową, gdy zasypialiśmy na kanapie. To nie krew. Biorę kosmyk między palce. To nie krew. To te same włosy.
Padam na poduszki. Nie zrobiłem nic złego.
Zerkam na nią.
Nie zasnęliśmy na kanapie.
Jesteśmy w moim łóżku.
Patrzę się na nią. Nie zrobiłem nic złego.
Zaczyna mrugać powiekami. Zatrzaskuję swoje. Nie zrobiłem nic złego. Czekam aż mnie pocałuje w policzek.
Czuję, ze łóżko lekko się porusza. Pocałuj mnie w policzek. Nie zrobiłem nic złego. Słyszę jak jej stopy dotykają drewnianej podłogi.
Dotknij mojego czoła.
Słyszę szelest spódniczki z niebieską wstążką.
Nosa.
Słyszę jej kroki.
Ust.
Jej ręce dotykają klamki.
Pocałuj mnie w policzek, nie zrobiłem nic złego, dotknij mojego czoła, nosa i ust i...
drzwi się zamykają.
Zrywam się z łóżka. Opieram łokcie na kolanach. Boję się. Tak cholernie się boję.
Bo zrobiłem coś złego. Bardzo złego.
Wróć. 


{ SOPHIE }


Gdy wchodzę do środka, od razu udaję się na górę. Szybko się przebieram by już chwilę później ponownie zejść na dół. Ruszam prosto do gabinetu, gdzie siadam przy biurku. Przeglądam szuflady w poszukiwaniu kartki papieru, koperty i długopisu. Gdy wszystko to znajduję, zabieram się za pisanie 


Szanowny Prezydencie Coriolanusie Snowie, Szanowni członkowie urzędu Kapitolu.
Biorąc pod uwagę niedawne wydarzenia, w pełni świadoma, rezygnuję z naszej umowy. Jestem także świadoma, że wraz z rezygnacją ze współpracy, rezygnuję z możliwości powrotu do Kapitolu.
Dziękuję za danie mi tej możliwości, jednakże zmieniłam zdanie i postanawiam pozostawić dwunasty dystrykt jako moje stałe miejsce zamieszkania.
Sophia Clara Collins.

Panem dzisiaj, Panem jutro, Panem zawsze. 

❝RAZEM❞ II PIONKIKde žijí příběhy. Začni objevovat