● Za przetrwanie ●

765 42 8
                                    

Minął tydzień od otwarcia krypty. Podobno przez Damona, jakieś wampiry wyszły na wolność. Nie mam pojęcia w jaki sposób, ale Stefan twierdzi, że widział na ścianie rozlaną krew. Skoro wampiry wyszły dopiero po otwarciu przez nas krypty, to znaczy, że krew musiała być świeża. Damon twierdzi, że to nie jego sprawka, ale sądzę że coś przed nami ukrywa. Amy, Julian i Klaus wyjechali na poszukiwania Katherine. Obecnie jestem sama w domu. Kol, Elijah i Rebekah mają za zadanie mnie pilnować. Czasem zdecydowanie nie jest to na moją rękę. Ostatnio na przykład, Kol nocował u mnie, bo twierdził, że coś szeleściło w krzakach. Mimo jego nadopiekuńczości, bardzo dobrze mi się z nim rozmawia. Po paru miesiącach znajomości mogę powiedzieć, że chyba lubię Kola. Mówię to zupełnie na poważnie. Rebekah robi mi zakupy, gdyż twierdzi, że w niektórych sklepach jest niebezpiecznie. Czasem nie rozumiem toku myślenia Pierwotnych... Nie mogę uwierzyć, że muszę tak jeszcze wytrzymać miesiąc.. Mikaelsonowie nie pozwalają mi wychodzić na zewnątrz, ale nie ma zabawy bez ryzyka, prawda? Wzięłam telefon i włożyłam do uszu słuchawki, po czym wyszłam z domu, zakluczając go. Włączyłam randomową piosenkę i zaczęłam biec w lewo od mojego domu. Po paru minutach zatrzymałam się, oparłam się rękoma o kolana i wzięłam głęboki oddech.

- Musisz stać się wampirem, bo masz słabą kondycję. - usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się i momentalnie uśmiechnęłam.

- Kol, co ty tu robisz? - spytałam.

- Dbam o zdrowie. A co TY tu robisz? - podszedł do mnie bliżej, wędrując po mnie wzrokiem.

- Biegam. - odparłam krótko.

- Zakazałem ci wychodzić z domu samej. - odparł.

- I myślałeś, że będę się ciebie słuchać? - zadrwiłam.

- Nie mam na ciebie sił. - poddał się.

- Myślałam, że wampiry się nie męczą i mają dobrą kondycję. - podkreśliłam ostatnie słowo.

- Czy ty się ze mną droczysz? Nie radzę. - ostrzegł śmiertelnie poważnie.

- Dobra, już dobra. Ja biegnę dalej nie wiem jak ty. - odparłam.

- Ciekawe kto ma lepszą kondycję. - zaśmiał się.

- Mi chociaż bije serce. - zauważyłam.

- Ty naprawdę nie widziałaś mnie jak łaskocze? - uniósł lewą brew.

- Nie i nie chce widzieć. Nie przyda mi się to w życiu. - stwierdziłam.

- Dobra. 3. 2. 1...

-Ale o co?.. - nie zdążyłam dokończyć wypowiedzi, gdyż Kol pobiegł truchtem przed siebie, dając mi szansę. Zaczęłam biec ile sił w nogach. Po chwili byłam obok Kola. Biegliśmy równo, w dość średnim tempie.

- Co chcesz dziś na obiad? - przerwał ciszę Kol.

- To co sobie zrobię. - wzruszyłam ramionami.

- O nie. Ja dziś robię tobie obiad. - zaśmiał się.

- Umiem sama gotować. - sarknęłam.

- Ale ja potrafię lepiej. Przez te tysiąc lat trochę się nauczyłem. Chociaż... i tak większość tego czasu byłem w trumnie... Nie ważne. - rzucił.

- Dzisiaj chcę dzień bez wampirów. - oznajmiłam.

- To dlaczego jesteś tu ze mną? - spytał.

- Głupek. - walnęłam go w ramię.

- Jutro możesz sobie zrobić dzień bez wampirów. Obiecuję, że nie będę cię odwiedzać, ale dzisiaj... będziesz musiała wytrzymać ze mną calutki dzień. Wchodzisz w to? - zaproponował.

Wilczy instynktWhere stories live. Discover now