Nabrała powietrza do ust i miała już odpowiedzieć rudowłosej odzianej w elegancką, perłową sukienkę, opinającą jej smukłe ciało, ale ta nie dała dojść jej do słowa.

— Już wiem, jesteś nową... Jak to grzecznie nazwać? — zastanowiła się przez chwilę, pstrykając palcami. — Nową dziewczyną do sprzątania, którą zatrudnił Mike. Zgadłam? — Uśmiechnęła się, robiąc kwaśną minę. — Zresztą sądząc po twoim ubiorze, nie może być inaczej. Tylko po co mu dwie sprzątaczki?

Ostatnie zdanie powiedziała nieco ciszej, jakby mówiła to bardziej do siebie, niż do niej. Zlustrowała ją od góry do dołu, kiwając głową.

— Nie, proszę pani. Nie jestem nową dziewczyną do sprzątania — powiedziała, kładąc spocone dłonie na kolanach.

— Jak to? Więc kim?

— Anabella, znajoma Mike'a — odpowiedziała szybko, patrząc kobiecie w oczy. Chwilę później wstała z zamiarem podania jej ręki. Bardzo się pomyliła sądząc, że ta odwzajemni ten gest. Bezwstydnie prychnęła, odwracając głowę w przeciwnym kierunku. Blondynka poczuła się zignorowana. Bezwładnie opuściła rękę, siadając ponownie w tym samym miejscu.

— W takim razie wytłumacz mi, co tutaj robisz sama pod jego nieobecność?

Opadła z gracją na fotel, zakładając nogę na nogę. Roztrzepała palcami swoje bujne, rude loki i spojrzała spode łba na blondynkę, czekając na odpowiedź.

— Mieszkam — odparła jednym słowem.

Kobieta kiwnęła ręką w stronę Sary, dając jej znak, aby ta zostawiła je same. Dziewczyna posłusznie przytaknęła głową i chwilę potem już jej nie było.

— Ach, czyli Mike sprowadził sobie do domu nową cizie? Rozrywkowy chłopak, nie ma co. — Zaśmiała się, kręcąc głową.

— Wypraszam sobie. — Była zdenerwowana tymi słowami. W pewnym momencie chciała nawet wstać i tak po prostu wyjść, lecz po głębszym zastanowieniu się byłoby to zwykłe tchórzostwo.

Rudowłosa podniosła się z miejsca, a następnie podeszła do stojącego niedaleko mebla, kolejno otwierając drzwiczki wyjęła szklany przedmiot na kształt popielniczki. Chwilę później wróciła na fotel. Chwyciła w dłoń niewielką, beżową torebkę, wyjmując z niej paczkę papierosów wraz z zapalniczką. Włożyła kopciucha pomiędzy wargi, a następnie podpaliła, zaciągając się nikotyną. Celowo wypuściła dym w stronę Anabelli, która czując tytoniowy odór zakasłała i zaczęła wymachiwać dłonią w powietrzu, chcąc pozbyć się smrodu.

— Posłuchaj mnie uważnie, dziecino. Nie angażuj się i nie oczekuj zbyt wiele. — Ułożyła łokieć na oparciu.

— Nie rozumiem co pani do mnie mówi.

— Masz mnie za idiotkę? — zapytała oburzona. — Mike zabawi tobą, znudzi i rzuci w najmniej oczekiwanym dla ciebie momencie. Znam go bardzo dobrze, więc wiem, co mówię.

Anabella aż zadrżała, słysząc słowa wypływające z ust kobiety. A co, jeśli ona miała rację? A może już to zrobił? Skoro nie widziała go od ostatniej nocy. Wiedziała przecież, że jej unikał. Była niedoświadczona w tych sprawach, dlatego być może przemyślał sobie wszystko i zerwie wiążącą ich umowę, a wtedy bank cofnie spłacane długi, natomiast jej rodzina trafi pod most. Im dłużej nad tym myślała, tym bardziej zdawała sobie sprawę, że tak właśnie będzie. Miała ogromny mętlik. Wystarczyła chwila, aby obca baba zdążyła namieszać jej w głowie do tego stopnia, że nie widziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Bała się o swojego ojca oraz małą Sophie, nie o siebie, bo tu nie o nią chodziło.

— Tego nie powiedziałam. Mało mnie obchodzą damsko męskie relacje Mike'a. Jak już powiedziałam jestem tylko jego znajomą. — Nie potrafiła ukryć swego zdenerwowania. Mimo, że chciała brzmieć jak najbardziej wiarygodnie, kobieta siedząca niedaleko wyczuła strach i niepokój, który skrywała.

—Widać na odległość, że kręcisz. Znam takie jak ty. — Prychnęła pod nosem, po czym zbyła ją machnięciem ręki, kolejno miażdżąc papierosa w popielniczce. Chwyciła ponownie torebkę i wyjęła z niej małe, srebrne lustereczko. Otworzyła je i cmoknęła parokrotnie ustami, przeglądając się oraz zaczesując palcami pojedyncze, odstające na głowie włoski.

— Pani mnie nie zna i nic o mnie nie wie, więc nie wiem jakim prawem mnie pani ocenia. Powtarzam, jestem tylko znajomą Mike'a. — Anabella powiedziała to tak, że rudowłosa niemal natychmiast zakończyła swoją czynność, zwracając oczy w jej kierunku.

— Wystarczy popatrzeć na ciebie, aby stwierdzić, że długo tu nie zagrzejesz miejsca. Nie wiem, co on w tobie zobaczył. Wyglądasz jak wieśniaczka. — Przewróciła zielonymi oczami, robiąc kwaśną minę.

Nie słuchała tego, co mówiła do niej blondynka. Miała swoją wersję, której kurczowo się trzymała. Anabella nie wytrzymała. Krew zalała jej ciało od środka jak rwąca rzeka.

— A pani to niby kim jest, aby móc obrażać mnie bez powodu?

— Larisa. A ty przynajmniej mogłabyś udawać, że jesteś lepiej wychowana, pyskata dziewczyno.

Kobieta była kapryśna oraz nieznośna, przez co blondynka zdążyła zauważyć, że obydwie nie miały żadnych tematów do rozmowy. Nie chciała dużej wysłuchiwać tego, jaka jest naiwna, źle wychowana, czy ubrana. Zacisnęła pięści z zamiarem wstania i opuszczenia pomieszczenia, nie przejmując się tym, że to byłoby dość niegrzeczne, lecz zamarła, kiedy nagle w przejściu pojawił się on. Zmarnowany, z podkrążonymi oczami, w zwykłej białej koszulce, z bluzą w ręku. Jego twarz nie kryla zdziwienia, gdy ujrzał obydwie kobiety. Spojrzał na Anabellę, ale momentalnie odwrócił głowę, kiedy spotkał się ze szklistymi oczami. Serce waliło jej z powodu okropnego niepokoju. Oczekiwała jakiegokolwiek słowa, jednak on jakby przez chwilę zapomniał o jej istnieniu, ponieważ pierwsze co zrobił, to zwrócił się do eleganckiej kobiety, która kiedy tylko go dostrzegła, wstała, aby się z nim przywitać.

— Lariso, co ty tutaj robisz? — zapytał zaskoczony.

Kobieta podeszła bliżej i cmoknęła jego prawy policzek.

— Mike — odparła. — Miałam ważną sprawę, ale nie mogłam się z tobą skontaktować. Wielokrotnie dzwoniłam, lecz z marnym skutkiem. Postanowiłam więc przyjść osobiście. Źle wyglądasz. Czy wszystko dobrze? Masz jakieś kłopoty? — zapytała.

Mike przewrócił oczami, z kolei drapiąc się lekko po karku. Zarzucił bluzę na ramię, po czym włożył ręce do kieszeni.

— Nie. To znaczy tak, jest okej, Lariso — odparł, po kryjomu skanując wzrokiem blondynkę.

— Jesteś pewien?

— Tak. Widzę, że poznałaś już moją znajomą. — Zwrócił się do rudowłosej, ciągle unikając dziewczyny, która czuła się jak piąte koło u wozu.

— Można tak powiedzieć. — Posłała mu delikatny uśmiech, nie mówiąc nic więcej.

Bella czuła się okropnie, dlatego nie czekając ani minuty dłużej, postanowiła jak najszybciej opuścić pomieszczenie i osoby, przez które czuła się jak toksyczne powietrze. Była już niemal pewna, że rozmowa z mężczyzną, o ile do niej dojdzie, będzie jedną z ostatnich, po której razem ze swoją rodziną wylądują pod mostem. Wzięła głęboki wdech, a następnie nabrała odwagi, aby się odezwać.

— Przepraszam, zostawię was samych. Pójdę do siebie. — Gubiła się we własnych słowach, nie mogąc się skupić.

Mike przekręcił głowę, kolejno otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz słowa ugrzęzły mu w gardle, powodując, że blondynka rozzłościła się jeszcze bardziej. Zacisnął pięści jakby to wszystko stanowiło dla niego twardy orzech do zgryzienia. Zamiast męskiego głosu usłyszała damski, melodyjny, przesiąknięty jadem.

— Miło było cię poznać. — Kobieta wykrzywiła usta w dziwnym uśmiechu, którego ta nie potrafiła rozszyfrować.

Nie potrafiła ukryć swojego niezadowolenia, dlatego myśli, krążące po głowie, nie wydostały się na zewnątrz. Opuściła pomieszczenie w całkowitym milczeniu, kierując się prosto na marmurowe schody, jednocześnie ocierając ukradkiem łzę spływającą po lewym policzku.


Anabella - ZakończonaKde žijí příběhy. Začni objevovat