Rozdział 21

2.7K 214 72
                                    

     

Zatłoczone ulice, krzywe zaułki oraz przechodnie spieszący się gdzieś bezustannie. Ruch wydawał się tak wieki, jak gdyby połowa ludzi z całego miasta biegła na przedświąteczną wyprzedaż. Podążając daremnie już kolejną z kolei godzinę, zatrzymała się nagle pośrodku szerokiego chodnika ciągnącego się wzdłuż szeregu wysokich budynków. Mimowolnie zacisnęła podpuchnięte od braku snu powieki, ściskając w dłoni skrawek wełnianego okrycia. Wnet przestała słyszeć hałaśliwe rozmowy osób, warkot silników oraz krzyki sprzedających na straganach rozstawionych nieopodal. Chwilowy stan nie trwał jednak zbyt długo, ponieważ mocne szturchnięcie w bark przywróciło ją do rzeczywistości. Młoda kobieta odziana w kaszmirową, krótką sukienkę spojrzała na nią ponuro, wybałuszając pogardliwie wielkie, zielone oczy. Trzymając telefon przy uchu, warknęła niewyraźnie coś pomiędzy charakterystycznym chrząknięciem, po czym wyminęła Bellę, udając wielce urażoną na cały świat. Zdezorientowana blondynka objęła w szczelnym uścisku swe kościste ramiona, które otulał sweter, po czym potarła je mocno, zaciskając wargi. Odwróciła głowę w stronę oddalającej się kobiety, która niepostrzeżenie zniknęła z jej pola widzenia pośród tłumu ludzi.

Wyczerpana traciła nadzieję, że uda jej się znaleźć jakąkolwiek pracę. Pracodawcy, z którymi do tej pory rozmawiała, początkowo zainteresowani jej osobą, szybko zmieniali zdanie, kiedy to dowiadywali się, że jest brzemienna. Była załamana, lecz nie mogła nikogo winić, ani mieć do nikogo pretensji.

Idąc dalej, rozglądała się nerwowo na boki, co jakiś czas zaglądając w duże, sklepowe witryny. Wchodziła do środka pełna nadziei, że może tym razem się uda. Nadaremno.

W głębi, obok przeszklonego budynku, tuż za przejściem dla pieszych, widać było stojącą staruszkę odzianą w kwiecistą spódnicę sięgającą do połowy kostek. Bordowe, rozciągnięte nakrycie wisiało na niej żałośnie niczym na manekinie. Maleńkie stoisko, przy którym tkwiła, posiadało kilka pęczków kolorowych kwiatów, różnorakie zioła oraz długie warkocze splecione z czosnku. Bella z czystej ciekawości podeszła bliżej, by przyjrzeć się roślinom. Nie miała zamiaru niczego kupować, gdyż tak naprawdę nie było ją stać, chociażby na jedną ciętą, marną peonię. Pod wpływem chwili wyciągnęła odruchowo dłoń, z kolei opuszkiem palca przejeżdżając po bladoróżowym płatku. Przechylając z zachwytu lekko głowę, westchnęła. Kiedy jednak do uszu dotarł piskliwy głos staruszki, gwałtownie zabrała rękę, uśmiechając się kwaśno.

— Dziecinko, który bukiecik będzie dla ciebie? — Kobieta ukazała szczerbate gdzieniegdzie, przyżółkłe uzębienie, po czym sięgnęła po mały pęczek peoni, a następnie przy pomocy brudnej szmaty odsączyła wodę z cieknących łodyg. Wyciągnęła rękę w stronę Belli, czekając na jej ruch. — Weź ten. — Zaproponowała.

— Przepraszam, ale może jednak innym razem. Spieszę się — powiedziała nieco speszona, nie wiedząc jakich słów powinna użyć, by nie urazić natrętnej, starszej pani, która uporczywie starała się wcisnąć coś, na co nie mogła sobie pozwolić.

— Wy młodzi. Wam ciągle gdzieś śpieszno — bąknęła niezadowolona.

Wrzuciła machinalnie bukiecik z powrotem do plastikowego wiertareczka umiejscowionego na prowizorycznym blacie ze sklejki. Anabella uśmiechnęła się do niej blado, kolejno oddalając się prędko od stoiska. Żałowała wówczas, że w ogóle podeszła do straganu.

***

Dzień okazał się dla niej gorzką pigułką nie do przełknięcia. Było już późno, a mrok nadchodził wielkimi krokami, okrywając miasto niewidoczną, ciemną peleryną. Bądź co bądź ona wciąż tkwiła w tym samym punkcie. Niezręcznie było jej znów wracać do mieszkania Larisy, gdyż czuła się tam nieswojo. Wyczerpana usiadła na brudnym murku, zatapiając swe palce w lśniących włosach, które mimowolnie opadły, zakrywając bladą twarz. Była smutna. Porozrzucane wokół stóp, małe odłamki kolorowego szkła mieniły się niczym drobne, cenne klejnociki. Niedopałki papierosów kontrastujące z nimi prawdopodobnie pozostawione były przez jakiegoś nałogowca, który wcześniej tam przesiadywał. Towarzysząca jej zaduma nie trwała jednak zbyt długo, gdyż uwagę blondynki zwrócił damski chichot oraz głośne komentarze mężczyzny dobiegające zza jednego z wysokich żywopłotów. Bella mimowolnie skierowała głowę w tamtym kierunku, jednocześnie mrużąc raptownie swe błękitne oczy. Czekała niepostrzeżenie, aż para wyłoni się z ukrycia.

Anabella - ZakończonaWo Geschichten leben. Entdecke jetzt