Rozdział 8

3.5K 247 92
                                    

Twarz przybrała lekki grymas, gdy do uszu dotarł dźwięk uderzających o szybę kropel deszczu. Podparła się na łokciach i usiadła, jednocześnie zasłaniając kołdrą swe nagie piersi. Na samo wspomnienie ostatniej nocy przez ciało przeszedł dreszcz, a policzki pokryły się purpurą. Poznała wówczas przedsmak tego, na co może liczyć w kolejnych dniach. Była rozczarowana faktem, że w pokoju nie zastała Mike'a. Okazał się bowiem zwykłym tchórzem, pomimo że pod koniec był troskliwy. Czego oczekiwała? Śniadania do łóżka? Czułych słówek na powitanie? Chyba za bardzo oszukiwała samą siebie sądząc, że zazna szczęścia przy boku takiego człowieka.

Była tak bardzo głupia i naiwna, godząc się na propozycję Odrey. Może byłoby jakieś inne wyjście z tej sytuacji, gdyby tylko pomyślała i ruszyła głową, a nie korzystała z pierwszego lepszego rozwiązania. Chociażby umawiając się na spotkanie z ludźmi, którzy chcieli im wszystko odebrać. Może jakimś cudem zgodziliby się przedłużyć okres spłaty? Tego nie wiedziała i zapewne już nigdy się nie dowie. Zamknięta w swojej zacofanej wiosce, chwyciła się jak tonący brzytwy.

***

— Źle wyglądasz Mike. —Wysoki mężczyzna o szmaragdowym spojrzeniu przesunął jednym ruchem szklankę whisky, kolejno zasiadając obok wstawionego Mike'a.

— Odpuść. Miałem naprawdę ciężką noc. — Przejechał dłonią po twarzy, po czym wypuścił powietrze. Przystawił do ust szkło, a następnie upił duży łyk trunku, który powoli rozgrzewał jego wnętrze, wypalając złość, którą czuł do samego siebie.

— Czyżby chodziło o kobietę? — zapytał i uśmiechnął się cwaniacko, klepiąc go po ramieniu.

— Nie wnikaj w szczegóły, okej? — Przechylił szklankę, wypijając do dna jej zawartość. Przesunął ją w kierunku przyjaciela, kolejno patrząc na niego jak zbity pies. — Na co czekasz? Nalej mi jeszcze — dodał, zerkając na przezroczyste szkło, w którym pozostały jedynie trzy kostki lodu.

— A więc kobieta. Musiała być nieziemsko dobra, skoro tak cię wymęczyła. — Zaśmiał się pod nosem, po czym ruszył w kierunku przeszklonego barku po drugą butelkę alkoholu. — Powiedz lepiej, gdzie upolowałeś taką drapieżną kocicę. Kto wie, może i mi się poszczęści, tak jak i tobie — dodał żartobliwie, przekręcając głowę w stronę bruneta.

— Uwierz mi nie chciałbyś wiedzieć skąd ją wytrzasnąłem, poza tym to nie przyszedłem tu po to, by o tym rozmawiać, jasne?

— Stary, spokojnie, po co te nerwy. Ja wiem, że jesteś strasznym sztywniakiem, ale na miłość boską wyluzuj trochę. — Postawił przed nim szklankę whisky, z kolei sięgnął po kolorowe ulotki leżące na blacie.

— Nie mieszaj w to Boga.

— Zawsze chętnie mówiłeś o nowych panienkach. Co z tobą? Nie poznaje cię. — Przekręcił głowę, opierając łokcie o blat.

— Ze mną? Nic. Jestem zmęczony — odpowiedział, biorąc kolejny łyk alkoholu. Chciał brzmieć jak najbardziej wiarygodnie, lecz znał Jona, dzięki czemu wiedział, że bardzo trudno cokolwiek przed nim zataić. Jak miał mu to niby powiedzieć? Że pod wpływem emocji zafundował sobie kochankę z najlepszego burdelu w mieście, która okazała się dziewicą? A on myślał, że jest zwykłą dziwką?

Z drugiej zaś strony uważał, że gdyby była porządną dziewczyną, nie znajdowałaby się w takim miejscu. Może ktoś zmusił ją do tego siłą? Albo sama zapragnęła posmakować innego, gorszego świata? Sam już nie wiedział, co powinien o niej myśleć. Natłok myśli, który roił się w jego mózgu, powodował, że chcąc nie chcąc, zatapiał je wszystkie w alkoholu. Zrobił sobie wolne od pracy i z samego rana wyszedł z domu, by nie natknąć się na blondynkę. Uciekł, gdyż nie wiedział, co jej powie, gdy ją spotka. Myśl, że przez swoją durnotę mógłby zostać ojcem, powodowała, że czuł jeszcze większą złość. Nie mógł nim przecież zostać. Pragnął uciec od niej myślami, dlatego przyjechał do swojego przyjaciela. Czy żałował tego, co zrobił? Z jednej strony dostał to, na co tak długo czekał i dawno nie było mu tak dobrze, lecz kiedy okazało się, że dziewczyna była dziewicą, spanikował. To chyba najrozsądniejsze stwierdzenie, jakie krążyło w jego głowie. Spanikował, bo dawno nie miał w swoim posiadaniu niewinnej kobiety.

Oderwał wzrok od szklanki i spojrzał na Jona.

Nie często znajdował czas, aby odwiedzać przyjaciela. Wiedział, jednak że on nie miał mu tego za złe. Swojego czasu proponował mu nawet pracę w swojej firmie, lecz ten stanowczo odmówił, gdyż nie miał smykałki do tego typu interesów. Zawsze uważał, że jego świat kręci się wokół tak zwanego ołówka. Był zadowolony ze swojej obecnej posady w branży architektonicznej. Nie zamierzał jej zmieniać na jakąkolwiek inną.

Obaj poznali się na studiach na jednej ze studenckich imprez. Jon pochodził z bardzo dobrej rodziny. Nigdy też nie narzekał na brak gotówki. Mike jednak nie miał takiego szczęścia. Początkowo, sam musiał na wszystko zapracować. Nie mógł liczyć na nikogo z wyjątkiem siebie. Podczas pijackiej libacji wdał się w bójkę. Wtedy poznał Jona, który usilnie wraz z kumplami próbowali ich rozdzielić.

— Właśnie widzę. Słuchaj, mnie nie oszukasz. Myślisz, że jeśli upijesz się do nieprzytomności, to zapomnisz? Lepiej powiedz, co nawywijałeś — powiedział, sunąc wzrokiem po kartkach, które obracał w dłoni. Jego oczy automatycznie zrobiły się większe, a wyraz twarzy uległ zmianie.

— Tak, tak właśnie myślę. Zejdź ze mnie, Jon. Lepiej powiedz, co tam takiego wyczytałeś.

— Spójrz. — Pokazał mu ulotkę. — To ten burdel, do którego mnie kiedyś zabrałeś. — Mike, widząc widniejącą na niej nazwę, momentalnie pobladł. Pot zlał jego ciało, pozostawiając chłód. — Pójdźmy tam. Rozluźnisz się, a przy okazji zapomnisz o tej dziuni. — Przyjaciel kompletnie nie zdawał sobie sprawy, że jedna z dziewczyn z tego oto miejsca od kilku dni mieszkała w domu Mike,a.

— Nie! Zwariowałeś? — Stanowczo odmówił, wywołując zaskoczenie w oczach Jona.

— Dlaczego? Przecież sam mi je poleciłeś.

— Po prostu nie mam ochoty, Jon — skłamał. Natychmiastowo poczuł ogromną chęć napicia się czegoś mocnego.

— Nie jest z tobą dobrze — stwierdził, odkładając papier na miejsce.

— Polej mi. — Przesunął szklankę w stronę mężczyzny, cały czas trzymając ją w dłoni.

— Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, Mike. Przyjechałeś tu samochodem, a na pewno nie pozwolę ci wracać w takim stanie. — Chwycił za szyjkę butelki, po czym schował ją za plecy. — Chodź. Jeśli nie chcesz tu rozmawiać, ani też iść się rozerwać zawiozę cię do domu. Może po drodze się czegoś od ciebie dowiem. — Położył dłoń na ramieniu bruneta, uśmiechając się lekko.

— Nie, nie ma mowy. Nie wracam tam. Przynajmniej nie teraz — powiedział. — Jesteś dobrym przyjacielem, więc przenocujesz mnie dzisiaj — dodał, ściągając przez głowę bluzę, którą potem złożył na pół i rzucił na blat. — A teraz nie bądź chytry i nalej mi jeszcze szklaneczkę. — Przetarł dłonią twarz i postukał palcami w szkło, nadając dźwiękom jeden rytm.

— Niech ci będzie, ale to twoja ostatnia na dziś. — Pokazał palcem w jego stronę, kolejno wyjmując zza pleców butelkę trunku.

— Jasne, jasne. — Podniósł do góry ręce, przewracając oczami.

Chwycił napełnione szkło i kilkoma dużymi łykami opróżnił jego zawartość. Wszystko zaczęło wirować mu przed oczami, więc ułożył na blacie ręce, a na nich głowę. Brązowa brew mężczyzny poszybowała ku górze, zaś usta wykrzywiły się, ukazując skwaszoną minę, kiedy poczuł, jak Jon próbuje ściągnąć go ze stołka i zaciągnąć do salonu na kanapę.

— Co ty robisz, do cholery? — wymamrotał pijackim bełkotem, lekko kiwając się na boki. Jon pokiwał jedynie głową, milcząc. — Hola, hola, przyjacielu. Nie jestem laską, którą możesz obmacywać, kiedy przyjdzie ci na to ochota. Rączki przy sobie, okej?

— Daj spokój, Mike. Chyba nie zamierzasz spać tutaj na siedząco, co?

— A czemu nie? Wszystko jedno, tu czy tam, byle nie blisko niej — bąknął.

Jon nie słuchając jego pijackiego bełkotu, złapał go mocno za fraki, po czym zawlókł na kanapę. Nim się obejrzał, przyjaciel spał jak dziecko.


Anabella - ZakończonaWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu