Rozdział 12

3.7K 254 172
                                    

    

Przez kolejne dwa dni pogoda nie dopisywała. Było zimno, deszczowo, wręcz melancholijnie. Anabella zamierzała właśnie posiedzieć przy ciepłym kominku, a następnie rozgrzać swe zmarznięte dłonie. Pragnęła tym samym przez chwilę uciec myślami od mężczyzny, którego nie widziała od ostatniego incydentu. W ten czas pomyślała o młodszej siostrze, Sophii. Wiele by wtedy dała, aby znów zobaczyć jej buzię i małe, słodkie dołeczki w rumianych policzkach. Nie było niczego bardziej uroczego, jak obserwować radość dziecka, które tuptało małymi, bosymi stópkami po trawie, podskakując, a zarazem wymachując rączkami do góry. Nie wiedziała, kiedy nadejdzie chwila, w której będzie mogła znów przytulić ją do siebie i pogłaskać po bujnych loczkach. Prawdę powiedziawszy, nie tylko tęskniła za dziewczynką, ale również za swoim ojcem, którego bardzo kochała i szanowała. Była ciekawa, jak sobie radzą. Czy tęsknią za nią równie mocno, jak ona za nimi? Nie chciała myśleć co by było, gdyby ojciec dowiedział się jaką drogę życia wybrała jego starsza córka, którą uważał za wzór godny naśladowania dla małej Sophii. Nigdy by jej nie wybaczył tego, że się sprzedała. Ogólnie rzecz biorąc, Will bardzo mocno trzymał się swoich żelaznych zasad oraz reguł, które często wpajał blondynce. Dlatego poniekąd było jej wstyd, gdyż dobrze wiedziała, że go zawiodła.

Odruchowo podeszła do okna, po czym wyjrzała przez nie, uchylając rąbek grubej zasłony dotykającej swobodnie podłogi. Po brukowanej ścieżce, która prowadziła do drzwi domu, szybkim krokiem maszerował brunet, który trzymał czarną teczkę nad głową, próbując ochronić się przed strugami deszczu lecącymi z nieba. Jakże zabawnie wyglądał ten gburowaty osioł, kiedy niespodziewanie wpadł w kałużę, mocząc szklącego lakierka na prawej stopie. Nieustannie marudził coś pod nosem, potrząsając gwałtownie nogą. Prawdopodobnie z zamiarem pozbycia się nadmiaru wody z buta. Po jego minie można było wywnioskować, że ten dzień nie należał do udanych. Nie wiedziała więc, czego ma się spodziewać, gdy przekroczy próg. Może lepiej byłoby dla niej, gdyby zaszyła się w swoim pokoju i nie wychodziła z niego przez następne parę godzin, dopóki cała kumulująca się w nim złość zdoła całkowicie wyparować.

Już od samego wejścia słychać było jego donośne przekleństwa, którym towarzyszył trzask teczki o szafkę oraz szmer przy próbie zdjęcia butów, a także mokrej, granatowej marynarki.

— Saro! Przyjdź tu natychmiast! — zawołał ze złością.

Co mu zrobiła ta biedna dziewczyna? — pomyślała, kładąc dłoń na ustach. Intuicja podpowiadała jej, by jak najszybciej opuściła pomieszczenie, zanim mężczyzna ją dostrzeże i wyleje swoją agresję również i na nią. Podczas ostatniego incydentu jakimś cudem zebrała się na odwagę, aby wyrzucić go za drzwi. Otumaniona złością nie myślała racjonalnie, być może dlatego nabrała wtedy takiej pewności siebie. Teraz, kiedy słyszała jego pełen nienawiści krzyk, który odbijał się od ścian otwartej przestrzeni, zadrżała, obawiając się najgorszego. Powolnym i cichym krokiem zaczęła podążać w stronę schodów, które prowadziły na piętro. Przez chwilę jej uwagę przyciągnęła pospiesznie podążająca, wystraszona Sara. Bella pomyślała wtedy, że to okazja, aby się ulotnić. Kiedy była w połowie drogi na górę, za swoimi plecami usłyszała donośny, dobrze znany jej głos, który spowodował uczucie dreszczy przebiegających po jej ciele.

— Anabello! A ty dokąd? — Na jego stanowczy ton blondynka natychmiast odwróciła się, robiąc zniesmaczoną minę.

— Do siebie — odparła natychmiastowo, zaciskając palce na barierce.

— Zejdź, proszę. Chciałbym cię o coś zapytać — powiedział, nie ruszając się z miejsca.

— Więc pytaj — powiedziała pewna siebie.

Anabella - ZakończonaDove le storie prendono vita. Scoprilo ora