Prolog

16.1K 277 113
                                    

(Nie lubisz polskich imion i akcji, która dzieje się w Polsce? W takim razie zapraszam do nowej wersji Kapitanów. Znajdziecie ją na moim profilu.)



- Ile to jeszcze potrwa? - jęknął Maciek, rozcierając ramiona. Nie wziął kurtki, bowiem ograniczałaby jego ruchy, jednak gdyby wiedział, że nagle zrobi się tak zimno, wolałby zabrać dodatkowy balast. Zawsze mógł rzucić ją gdzieś i mieć nadzieję, że nikt ubrania nie zabierze. - Niepotrzebnie to przeciąga.

- Więc powiedz to jemu, a nie mnie - odparł z lekkim uśmiechem Krzysiek.

- Nie powinniśmy go powstrzymać? Sam wiesz jak działa u nas pogotowie - zażartował.

Znał odpowiedź na postawione pytanie, lecz mimo to spojrzał wyczekująco na siedzącego obok przyjaciela.

Z trudem dostrzegał w nim teraz najlepszego ucznia w szkole. Zawsze elegancki i schludny, z nieustannym uśmiechem na twarzy budził podziw dziewczyn. Nawet inni chłopacy nie nazywali go kujonem. Wprawdzie mogło mieć to coś wspólnego z tym, że najlepsi przyjaciele Krzyśka rządzili szkołą, ale też chłopak nie potrzebował nigdy ich pomocy. Inteligencja i spryt gwarantowały mu bezpieczeństwo, zaś wyćwiczone ciało pozwalało wygrywać bójki, których nie zdołał uniknąć.

Tymczasem w chwili obecnej ubranie chłopaka pozostawało w nieładzie, ciemne włosy kilkucentymetrowej długości były zmierzwione, a twarz nosiła ślady nielicznych uderzeń przeciwnika, które dosięgły celu.

Mnie też się boją, pomyślał na pocieszenie Maciek. Choć z całkiem innego powodu.

O ile Krzysiek budził strach inteligencją i sprytem, rzadko używając innych metod niż zastraszanie, o tyle Maciek zdecydowanie najczęściej posługiwał się siłą fizyczną. Intrygi były mu obce, tak samo jak długie podchody. Zamiast planować, jak po cichu i nie brudząc sobie rąk zniszczyć przeciwnika, atakował od razu. Prawdopodobnie gdyby nie pomoc Krzyśka, mógłby nie myśleć o kolejnych klasach. Skupiając się na dbaniu o ciało, zupełnie ignorował potrzeby umysłu i przymus uczenia się.

- Co mówiłeś? - zapytał Krzysiek, ocknąwszy się z zamyślenia.

- Pytałem czy nie powinniśmy go powstrzymać. Przecież od razu widać, że się bawi. Może i jemu nie jest zimno, bo się rusza, ale mi już tak.

- W takim razie zapytaj go czy może już skończyć - odparł Krzysiek. W jego uśmiechu zaszła subtelna zmiana. Ktoś inny zapewne nie wiedziałby, że nie oznacza ona niczego dobrego.

Maciek wiedział o tym, ale rozsądek był tą cechą, która najmniej do niego pasowała.

- Dawid, kończ wreszcie! - krzyknął. - Zaczyna padać.

Walczący obrzucił chłopaka karcącym spojrzeniem, na chwilę się dekoncentrując. Tylko dzięki temu pięść jego przeciwnika dosięgła celu. Pod wpływem ciosu w twarz, Dawid zachwiał się. Z pewnym trudem przeskoczył nad nogą, która miała go podciąć, po czym wyprowadził szybkie kopnięcie, trafiając chłopaka w splot słoneczny i odpychając zarazem. Ten przewrócił się, usiłując złapać oddech.

Dawid postawił stopę na klatce piersiowej leżącego, zanim ten w ogóle pomyślał o wstaniu.

- Jeśli się poruszysz, zaboli - uprzedził przeciwnika. - A teraz powiedz te magiczne słowa, w które masz od dzisiaj wierzyć.

Pokonany wpatrywał się w niego z pytaniem wypisanym na twarzy.

- To o poddaniu się - westchnął Dawid. - Jesteś kapitanem Trójki, tak? - Skinął głową. - W takim razie od dzisiaj, po przegranej, podlegasz mi. Walka była oficjalna, uprzedziłem cię wcześniej. Jeśli ktoś zajmie twoje miejsce kapitana szkoły i nie zechce uznać mojej wygranej, niech się do mnie zgłosi. Na początku września ktoś wpadnie do ciebie do szkoły i poinformuje co dalej.

Kapitanowie szkół (pierwotna wersja)Where stories live. Discover now