Rozdział 17.5 „Bittersweet reality"

15 1 0
                                    

(Baekhyun)

    Doyoung w końcu wyszedł z inicjatywą spotkania. Zastanawiałem się, jak długo zamierzał nie pokazywać zdjęć, które wykonał w trakcie mojej i Ye Bi wizyty w ośrodku „Twinkle, Twinkle". Musiałem czekać na to aż rok i czternaście dni! Wiedziałem, że niejaki Choi Ren jest osobistym stylistą kluski, ale o prywatnym fotografie nie słyszałem. Ye Bi chyba nie zataiła tego faktu specjalnie? Gdyby dostała od niego zdjęcia, to by mi powiedziała, jestem pewien, że tak by właśnie zrobiła. Bo on się chyba nie spodziewał, że odbiorę fotografie osobiście?

   Według planu byłem zawalony zajęciami. Teoretycznie do września jeszcze dziewięć miesięcy (osiem bez stycznia), ale jeśli usłyszę, że dorzucą mi do grafiku coś jeszcze, to chyba w ogóle zapomnę, co to takiego sen. Śpię dziennie po trzy lub po dwie godziny, czy liczba ta może ulec jeszcze większemu zmniejszeniu? Dlaczego manager Im to taki idiota, który jedyne o czym myśli to to, jak wykorzystać nasze i CYS skandale na własne potrzeby oraz korzyści? Nasz manager wcale nie jest lepszy. No i jeszcze ta niefortunna Japonka... Fakt, dobrowolnie chciałem jej pomóc, nawet trochę zacząłem do niej crushować... Jednak mam na tyle godności, aby nie działać „pod impulsem" jak niejaki Kim Myungsoo. Z drugiej strony... czy kluska nadal nie widzi, że zrobiła swoją osobą zamieszanie? Każdy w SM wiedział już, że L ją sobie upatrzył; czy kluska naprawdę nie zdawała sobie sprawy z tego, że to, w jak głupi sposób przyciągnęła uwagę kogoś innego postawiło w stan alarmowy całą wytwórnię? Gdybym miał inny charakter, już dawno zaangażowałbym się w pomaganie SM, by zatuszować niekorzystną, nagłą falę szału i mody na Kim Ye Bi. Było to bezsensowne, ponieważ nawet w murach naszej „skromnej" wytwórni kluska posiadała liczne grono wielbicieli. Poza tym nie byłem nikim szczególnym w jej życiu, więc nawet mi nie przyszło do głowy choć raz, aby brać się za ratowanie jej reputacji. Cóż, najwyraźniej była chodzącym przykładem na to, że nazwiskiem i imieniem, można zdobyć największy fan club; nie mam potrzeby zaniżać jej aspiracji tylko dlatego, że mam wątpliwości co do jej metod zawracania ludziom w głowie.

    Po spotkaniu kluski trzydziestego pierwszego października minęło więcej niż dwa miesiące i od tamtej pory nie widziałem się z nią. Niby rozmawiałem z Ye Bi i nastąpiło wyjaśnienie pewnych spraw niecierpiących zwłoki; utrzymywaliśmy kontakt w tradycyjny sposób dzięki wymienianiu smsów), a wcześniej na kakao lub Line (bo w końcu założyła konta), dopóki „ktoś" nie zechciał sprawdzać mojej cierpliwości. Jeszcze nie ma połowy roku, bo dopiero co się zaczął, a ja już musiałem (znowu) zmienić numer; naturalne było więc to, że priorytetem stało się znalezienie sposobu na zabezpieczenie numeru niż ingerowanie w karierę Kim Ye Bi. Mam przeczucie, że jeszcze nie jeden raz zdążę się zaangażować w jej sprawy. Ktoś, kto układał jej harmonogram musi być naprawdę „łaskawy", bo Ye Bi nie ma przecież co robić. Przecież po tym dołożeniu jej obowiązków chyba w ogóle nie wychodzi z budynku! No i jeszcze ten „jej biznes"... nie wiem, co to, ale mam tylko nadzieję, że nie zatraci się w wirze pracy. Już wystarczająco dużo mam problemów doznałem ja, więc nie chcę, by spotkało ją to samo. Zdecydowanie jest za młoda i nie zasłużyła na taki intensywny grafik.

    Chociaż z pewnymi obawami przyjąłem od niej prezent, bo jej słowa były bardzo dwuznaczne, okazało się, że w pudełku nie było tego, czego tak bardzo się obawiałem. Opakowanie zawierało tabletki-lekarstwo, jakie musiała przyjmować Mizushima Yamari, czego z pewnych powodów nie była w stanie czynić.

    Do podjęcia decyzji, aby pomóc jej w dalszym funkcjonowaniu przyczynił się (w znacznym stopniu) Sehun... oraz Ye Bi, jednak największe wrażenie wywarł na mnie ktoś o wiele bardziej mądrzejszy od tej dwójki; ktoś, kto dla wielu ludzi z SM był zawsze najlepszym przykładem do naśladowania. Podziwiałem tą osobę, nie ja jeden, jednak nie uważałem, bym potrafił przebić się przez swoją skorupę tchórzostwa i taniości i pokazać, że również potrafię być dobry dla innych, a nie tylko szczerzyć się bezmyślnie do kamer i rzucić głupim tekstem, mając nadzieję, że kogoś tym pocieszę. Tak, ogromnie bałem się, pod tym względem byłem tchórzem; dopiero historia młodej rookie-modelki sprawiła, iż pewne uśpione mechanizmy w mojej głowie odpowiedzialne za myślenie zaczęły się „ruszać". Zacząłem inaczej patrzeć na sprawy, od których do tej pory stroniłem bądź obracałem je w żart, nie wiedząc, jak sobie z nimi poradzić. Tak, jeśli chodzi o „hejtowanie" Bang Seo Hee to nie było tak do końca to. Bardziej relacja „love & hate". I choć takie zachowania są u większości ludzi normalne, to przy innych wypadałem na bardziej niż nieczułego. Jednak moja ignorancja obrosła już w legendę, przez co zyskałem łatkę człowieka w pełni pozbawionego jakichkolwiek uczuć takich jak empatia czy chęć wsparcia pod każdym względem. Do tej pory nie starałem się tego zmienić, gdyż mi to nie przeszkadzało, ale jeśli komuś zawdzięczam to, że z nieczułego na ludzki ból i krzywdę innych „stwora" ewoluuję (bardzo powoli) w człowieka rozumnego, to tylko i wyłącznie zawdzięczam to seniorowi Kim (reszta to dodatki), który jest dla mnie ważnym sunbae ze starszej grupy - Shinee. „Zasług" Kim Ye Bi również nie mogę zignorować choćbym chciał. Znikąd rozbudziła we mnie motywację (która jakoś tak się mnie mocno uczepiła i została) do działań, do których nie wiedziałem, że jestem zdolny. Ekspertem wciąż bym się nie nazwał, jednak zrozumiałem, że jeśli nie mam jakiejkolwiek wiedzy na dany temat, nie powinienem za wszelką cenę ratować dumy i honoru jakąś głupio-śmieszną gadką na poziomie ucznia gimnazjum, i słuchać głupiego ego.

Can You Smile? (Sequel) ( ̳͒•ಲ• ̳͒)♪Where stories live. Discover now