Rozdział 2: „How forget about you, love..."

30 2 1
                                    

(Ye Bi)

   Próbowałam odpoczywać, gdy do drzwi ktoś zaczął się dobijać. Spojrzałam na wiszący na ścianie zegar. Była równo piąta rano. Kogo niesie o tej porze?

-No~ opuszcza się grupę w potrzebie, co?- powitała mnie pijana Jenny i próbowała zdjąć buty z połamanymi obcasami.

-Ugh, śmierdzisz, idź się wykąpać- poleciłam jej. Nie mogłam znieść zapachu alkoholu. Zaraz po Domi, która była naszą maknae, najmłodsza to Shim Jenny. Kiedy ona dorośnie? Nikt nie ma wiecznie 18-stu lat!

-Słuchaj, klusko...

-Słuchaj, Shim. Jestem od ciebie starsza i...- zaczęłam, lecz przerwała mi.

-Ha, ha. Chciałabyś. Nic nigdy nie robisz, zastanawiam się, jak w ogóle przeszłaś casting.

Wiedziałam, że to alkohol, więc tylko dlatego nie użyłam przemocy. Nie mnie jednak przypadało udzielanie kary, to „prawo" przysługiwało jedynie Zhan Zhan, dlatego pozwoliłam, aby jej słowa spłynęły po mnie jak po kaczce. 

    Było późno i nie było innej opcji- ja już nie zasnę zwłaszcza, że za dwie godziny i tak miała nastąpić pobudka. Pozostałe pokoje były jeszcze zamknięte, a to oznaczało, iż dziewczyny nadal nie wróciły. Poza Jenny. Co to za strasznie długa impreza?

Poszłam do pokoju i w miarę możliwości ogarnęłam się, bo Jenny „umierała" w łazience. Nie było możliwości skorzystać z toalety, bo była cała ubrudzona treścią pokarmową żołądka Jenny. No tak, może lepiej tego nie skomentuję.

Po przygotowaniu śniadania i zabezpieczeniu talerzy folią, wzięłam swoją sportową torbę z ubraniami: strojem do ćwiczeń oraz outfitem na zmianę wraz z bielizną, bo trzeba. Plus do tego oczywiście zmienne obuwie, szampon, żel i dezodorant. No i dwa ręczniki.

Po 30 minutach drogi dotarłam do budynku wytwórni, pokazałam plakietkę, że jestem pracownikiem, a ochrona otworzyła mi drzwi. Windy były zazwyczaj zatłoczone, więc na dziewiąte piętro weszłam po schodach, po wcześniejszym pojawieniu się przy okienku w portierni po to, by wziąć klucz do sali treningowej nr 97 F. Właśnie miałam wsadzić klucz w odpowiednie miejsce i przekręcić dwa razy w lewo, gdy u moich stóp wylądowała szmatka zszyta w coś na wzór owalu z wypełnieniem z ziarenek lub kuleczek. „Zośka", dość specyficzna i popularna gra za granicą.

Podniosłam i zastanawiałam się, do kogo ten przedmiot należał.

-Kluska~ - zawołał do mnie wysoki chłopak. Nie obrażałam się o to, gdy nazywali mnie tak EXO czy Shinee. Byłam mała, kluskowata i drobna, stąd moje przezwisko. Nie było w tym nic obraźliwego.

Głos należał do Oh Sehuna. Sunbae zachowywał się czasami, jakby brakowało mu piątej klepki, ale był w porządku. To znaczy... nie znam go jeszcze na tyle dobrze, aby oceniać. Tylko dziwiłam się jego obecnością- sala EXO mieściła się na zupełnie innym piętrze, a do tego w innej części budynku.

-Jest sprawa- oznajmił niezwykle poważnym tonem.

-Okej? Jaka sprawa, sunbae?- zadałam pytanie starszemu.

-Nie na korytarzu- dodał i odebrał z mojej ręki swoją własność.

-Och, okej- przytaknęłam i otworzyłam drzwi na salę.

Wszedł za mną i zamknął drzwi, żeby nie było przeciągu.

-Możesz mówić, sunbae- przypomniałam mu, bo trochę się zawiesił rozglądając się dookoła.

-Masz słuchawki?- spytał, a ja sięgnęłam do kieszeni bluzy. Wyjęłam kolorowe słuchawki douszne, a on kiwnął głową. Wziął moją własność i przypiął kabel w odpowiednie miejsce. Na szczęście wtyczka pasowała, więc nie było jakichś większych komplikacji.- Obejrzyj- usłyszałam i włożył mi słuchawki do uszu.

Can You Smile? (Sequel) ( ̳͒•ಲ• ̳͒)♪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz