1. Nowy początek

1.1K 30 3
                                    

Wakacje i wspólny czas to bliskie sercu słowa niemal każdego ucznia, nie tylko Hogwartu. Nora - jak to zwykle - tętniła życiem już od samego rana, a to było równoznaczne z faktem, że dało się słyszeć na dworze śmiechy młodszych i krzyki tych nieco starszych domowników.

- Ron! Śpiochu, budź się! Trzeba gości na śniadanie sprosić! - ogłosili chórem rudzi bliźniacy.
- Awww... skoro już jesteście na nooogach... - ziewnął przeciągle - to po co mnie budzicie?

Fred i George spojrzeli na siebie wymownie. Ah te dzieci... po chwili Ron wisiał w powietrzu za oknem.
- Pospiesz się, braciszku!
- Nie chcemy, by ludzie byli głodni!
I wybiegli z pokoju. Ron w panice szamotał się i wrzeszczał tak, że udało mu się faktycznie zbudzić wszystkich dookoła. A to miał być taki piękny dzień...!

*
- No jedz, kochanieńki. Hermiono, dołożyć? - promienny uśmiech pani Weasley był doprawdy zaraźliwy i był zapewne również jej tajną bronią: mało kto mógł się sprzeciwić, ba, nikt nawet o tym nie pomyślał.

- Nie, bardzo Pani dziękuję. Jest pyszne, ale po prostu nie zmieszczę. – uśmiechnęła się i spojrzała na Harry'ego, który wyglądał już jak jeden wielki bąbel po ugryzieniach os. Wielu os. A jeszcze wszystkiego nie zjadł z talerza...

- Ym... A kto z nami idzie na Pokątną? Ja, Harry, Ron, Ginny... – kontynuowała rozmowę.

- Chętnie bym z wami poszła, ale taki tu bałagan! Nie, nie przez was kochaneczki, tylko przez tych urwisów! – spojrzała wymownie na bliźniaków, na co zrobili tylko niewinne minki. Takie aniołki urwisami? – Być może Artur z wami pójdzie.
W momencie, gdy Pani Weasley straciła zainteresowanie Harry'm, on czym prędzej zrzucił pozostałe na talerzu jedzenie na podłogę, co po chwili sprzątnął zawołany przez niego skrzat. Oczywiście był to Zgredek, rodzina Weasley nie miała swojego prywatnego skrzata. Zawsze się dziwił zachowaniu zielonookiego, czemu marnuje jedzenie, ale tak wiele jeszcze rzeczy nie pojmował...

- Oh! Jak sprawnie zjedzone! Na prawdę tyle lat Cię głodzili Ci... ta twoja rodzina i do tej pory biedaczku jesteś zabiedzony! - kobieta zrobiła zatroskaną minę. Jak to jest, że postury jej synów nie wzbudzają w niej tyle emocji, choć pod tym względem bardzo podobnie wyglądają?
- Eee... bardzo dziękuję za śniadanie, ale musimy się zbierać na Pokątną. Rozumie Pani, książki, nowe ubrania...
- Tak, tak! Oczywiście! Poczekajcie przy kominku. Arturze!
*
Po 15 minutach grupa Weasley'ów wraz z Harry'm i Hermioną szli ulicą Pokątną.

- A więc drogie panie, może przejdziecie się do Madame Malkin? - zagadnął w pewnym momencie pan Weasley -  A my załatwimy wszystkie potrzebne książki również dla was. W końcu nie wiadomo kiedy znowu będziemy na Pokątnej, a szkoda tracić okazję. Co powiecie na jakieś dwie godzinki? Spotkalibyśmy się przy sklepie Olivandera. 
- No... w sumie, czemu nie. To do zobaczenia! – bez sprzeciwu i czym prędzej pobiegły uśmiechnięte.
- Jaki jest haczyk, tato? – Ron nie do końca rozumiał, ale wiedział, że to jakiś podstęp. Takie rzeczy to się czuje pod skórą.
- Niedługo twoja siostra ma urodziny. A na początku roku szkolnego Hermiona. Należałoby rozejrzeć się za czymś stosownym, czyż nie? Kiedy będziesz miał okazję czegokolwiek szukać? Co roku to samo... 
Ron zamilkł i spuścił głowę. No tak! Urodziny! Musiał znaleźć dla Hermiony coś wyjątkowego. W końcu znają się już tyle czasu, a on nigdy nie miał odwagi powiedzieć jej nic innego niż to, że w czymś ładnie wygląda. Gdyby wiedziała co mu w duszy gra od dłuższego czasu...
Harry skinął tylko głową. ~Ginny pewnie wolałaby jakieś słodycze albo miotłę, więc w sumie to nie problem... A Hermionie trzeba dać coś ładnego, tak przy okazji w podziękowaniu za całą tę pomoc...~
Starsze towarzystwo przewidywało, że chłopcy myślą głównie o rówieśnicy, dlatego sami poszli szukać czegoś dla najmłodszej rudej latorośli.
*
Wrócili do domu późnym wieczorem obładowani torbami, do których dziewczyny próbowały podstępnie zajrzeć.
- Nie ma, nie ma! To coś dla was, to jak możecie patrzeć? - pan Weasley odganiał je od pakunków jak muchy. 
- No jak to już prezenty na gwiazdkę to się pospieszyliście. Pokażcie! - strasznie były podekscytowane, ale wiedziały, że prędzej czy później wszystkiego się dowiedzą.
Pani Weasley wyszła aż przed dom zobaczyć co to za rumor. Widząc żywe zainteresowanie dziewcząt roześmiała się i zawołała wszystkich na kolację. Jedzenie zawsze pomaga. 
*
Noc była gwieździsta i ciepła. Harry niestety od jakiegoś czasu nie mógł zasnąć wcześniej niż koło godziny 3 nad ranem, więc pozostawało mu podziwiać niebo i nasłuchiwać pomrukiwań Rona. Zaczął się nawet przez to zastanawiać na ile człowiek może kontrolować to, co mu się śni, gdyż rudemu przyjacielowi niemal co noc śniła się Hermiona, albo przynajmniej bardzo tego chciał. 
W sumie zielonookiemu zrobiło się nieco smutno, bo pewnie tych dwoje niedługo będzie razem, co może skutkować tym, że będą we trójkę spędzać mniej czasu. Oczywiście może, a nie musi. Ron nie pokazał nikomu co dla niej kupił, więc musi być to coś wyjątkowego. Pewnie chce sobie zasłużyć i zdobyć jej serce.. Roześmiał się. Ona nie była tak naiwna.

Hermiona siedziała na łóżku z różdżką w ręce i podświetlała sobie tekst „Śródziemnomorskich roślin leczniczych i trujących". Co jakiś czas poprawiała kosmyki niesfornych włosów uciekających z misternie zrobionego koka, ale na jej włosy nawet polecana przez Ginny magiczna maść nie działała zbyt długo... Jednak od kilku nocy nie mogła zasnąć o normalnej porze. Ale to nie było ważne, dzięki temu mogła się uczyć, chociaż powoli zaczęło doskwierać jej zmęczenie, a problemy z koncentracją mogą być nawet niebezpieczne. Chyba musi zabrać się za Eliksir Słodkiego Snu.
*

„11 sierpnia.

Drogi pamiętniku! Dziś były moje urodziny. Dzień zaczął się właściwie jak zwykle, Ron obudził nas waleniem w drzwi i nawoływaniem jak bydło. Walnę go kiedyś jakimś zaklęciem!

Ale to nawet nie ważne. Z Hermioną kolejno poszłyśmy się umyć, ubrałyśmy się i razem zeszłyśmy na dół. Cisza, spokój – nie było nikogo, co było wyjątkowo dziwne. W kuchni było już śniadanie. Po chwili przyszła mama i kazała nam szybko wyjść na dwór.

Na podwórzu stała chyba cała moja rodzina przy stercie prezentów. Byłam w szoku! I byłam przeszczęśliwa. Prezenty były skromne, ale urocze. Na przykład dostałam zestaw do makijażu dla początkujących dam! Nową sukienkę, album... od Harry'ego dostałam takiego słodkiego pluszaka, to się nazywa miś kola albo koala. Przytuliłam go z radości, i misia i Harry'ego, na co oczywiście moi durni bracia musieli dopowiadać komentarze przez cały dzień. Oh!"

============

Dziękuję. Pierwsze koty za płoty :D Obiecuję, że z czasem notki będą stawały się obszerniejsze. Liczę na komentarze, zarówno pozytywne jak i negatywne. Wy, jako czytelnicy, widzicie swym "świeżym okiem" to, czego ja już nie. 

Za małą gwiazdeczkę kontynuacja :)

Samotni wśród tłumu / Hermiona GrangerDonde viven las historias. Descúbrelo ahora