Nagle jego uszu dobiegł jakiś dźwięk. Z początku myślał, że to szum wiatru czy jakieś ptaki, ale dźwięk zaczął nabierać kształtu. Może miał już omamy, ale zdawało mu się, że słyszy swoje imię. Ktoś go wołał po imieniu.

- Tu jestem! - odkrzyknął w przestrzeń. - Halo! To ja!

Kylo słysząc ten zmęczony, zachrypnięty głos puścił się przed siebie. Nawoływał dalej, a Hux mu odpowiadał. Poderwał się z miejsca tak szybko, jak tylko zobaczył sylwetkę na horyzoncie. Kylo ujrzał najpierw rude włosy, a potem bladą przerażoną twarz. Później nie widział nic, bo zamknął Huxa w uścisku.

Widok Kylo jeszcze nigdy go tak nie ucieszył. Był szczerze szczęśliwy, gdy ten chwycił go w ramiona. Był uratowany, było mu ciepło, obejmował Kylo z całych ostatnich sił, jakby puszczenie go miało równać się z zamarznięciem. Przez myśl przeszło mu, że nigdy nie stracił nadziei na to, że to właśnie Kylo go znajdzie.

- Dobrze cię widzieć - szepnął, bo na nic innego nie miał już siły.

Ulga jaką czuł Kylo była nie do opisania.

- Jesteś cały?

- Tak, w większości.

- W większości? - nie umiał go od siebie odsunąć. Nawet nie chciał. Tulił go do siebie, jedną dłoń wczesując w jego włosy.

Hux słyszał swój przerywany oddech, czuł uderzenia serca Kylo, wszytko było takie prawdziwe i miał wrażenie, że ten uścisk był jedyną rzeczą, jakiej w życiu pragnął. Zacisnął dłonie na koszulce Kylo, jak mógł kiedykolwiek go odrzucić.

- Chyba skręciłem kostkę - sprecyzował. Ren ciężko westchnął.

- Poniosę cię - mruknął i nim Hux zdążył się zgodzić albo zaoponować, położył jedną dłoń pod jego kolana, a drugą na plecy i uniósł Armitage'a.

Był lekki, nawet bardzo, w dodatku w tej pozycji wydawał mu się jeszcze drobniejszy.

- Zgłupiałeś, postaw mnie! - zaprotestował, czując, że traci grunt pod nogami.

Tak po prostu go podniósł. Zawiesił ręce wokół szyi Kylo, ich twarze były blisko, oczy wpatrzone w siebie. Hux szybko przerwał to spojrzenie, chowając twarz w jego ramieniu.

- Mogę iść sam - mruknął, choć obaj wiedzieli, że to było kłamstwo.

- W sumie masz rację - mruknął Kylo odstawiając go na chwilę. Ściągnął bluzę z bioder i bezceremonialnie włożył Huxowi przez głowę, po czym uniósł go znowu. - Nawet nie próbuj narzekać - zastrzegł.

Hux nie umiał się wysłowić, to, co Kylo dla niego robił, wykraczało poza jakiekolwiek wyobrażenia, jakie Armitage miał o życiu. Jak mógł być tak bezinteresowny? Przybiegł za nim, znalazł go sam, oddał swoją bluzę (ponownie zresztą) i jeszcze nalegał, żeby go nieść. Ile siły i samozaparcia miał w sobie ten człowiek? Hux zacisnął usta w cienką linię, ale nie mógł ukryć uśmiechu.

- Wracajmy już - powiedział, czując jak cała krew uderza mu do głowy. Nigdy nie czuł tyle emocji, co teraz.

Jutro będziemy już w domu. - Za tym określeniem stało coś więcej niż tylko powrót do ich miasta.

Mówił o swoim domu.

Pokiwał głową, na nowo chowając twarz. To było za dużo, za dużo jak na jeden dzień i na jego nieprzywykłe do emocji serce. Nie chciał płakać, wyglądał już wystarczająco żałośnie. Tak bardzo nie chciał.

Kylo bał się, że idzie za wolno i Hux zamarznie albo zemdleje. Jego noga była w naprawdę złym stanie, widział to nawet w słabym świetle. Będą go musieli zawieźć do szpitala i sprawdzić, czy nie jest złamana, a Hux wychłodzony lub odwodniony. Tak się jednak cieszył, że już go trzyma.

- Mów do mnie, nie chcę, żebyś odpływał.

Hux otworzył oczy, nie wiedząc nawet, kiedy je zamknął.

- Jestem wykończony, Kylo - powiedział w końcu. - Jak się dowiedziałeś, że mnie nie ma?

- Czekałem na ciebie. Jak się tylko dowiedziałem, to pobiegłem cię szukać. W sumie to najpierw prawie udusiłem Damerona, a potem pobiłem opiekuna wycieczki, ale potem już szukałem.

- Ty to jednak jesteś narwany - zaśmiał się krótko. - A co ci Poe zrobił?

- Zgubił cię, sukinsyn.

- To nie jego wina, nie jest moją opiekunką przecież. Zgubiłem ich, jak musiałem zawiązać buta. Głupie, nie?

Ren parsknął śmiechem.

- Ciebie przecież nie trzasnę, za to, że się zgubiłeś.

- Dzięki. I tak mnie wszystko boli, więc już generalnie bez różnicy - westchnął. - Pewnie podniósł się alarm czy coś. Masz telefon? Może powinniśmy kogoś zawiadomić, zanim pójdą na policję.

- W kieszeni, nie mam jak wyciągnąć. Ale powiedziałem, że jak zadzwonią do twoich rodziców, to ich spalę żywcem po ówczesnych ciężkich torturach.

- Dzięki - powiedział, chociaż wątpił, że ktoś wziął taką groźbę na poważnie. Nie zdziwi się, jeżeli ojciec osobiście go jutro odbierze. - Za to i za wszystko. Nikt inny by się nie rzucił, by mnie szukać.

- Będziesz zmywał naczynia po obiedzie czy coś - spróbował zażartować.

Wizja obiadu u Kylo była zdecydowanie zbyt piękna jak na warunki, w jakich się znajdowali. Hux zabiłby za cokolwiek do jedzenia w tej chwili. Było już dość ciemno, dziwił się, że Kylo wiedział dokąd idzie. Może wiódł go instynkt czy cokolwiek.

W oddali Kylo dostrzegł światła. Wiedział, gdzie jest. Naprzeciw wyszła im grupa poszukiwawcza, machali latarkami, krzyczeli. Hux niewiele już kontaktował, słowa i obraz zaczęły się rozmazywać i ostatnie co pamiętał, to Kylo, który w panice prosił, by Armitage nie zasypiał.



PS: Informacje o rozdziałach Antidotum oraz innych moich pracach zawsze pojawiają się najpierw na moim Twitterze - shiruslayer. Zapraszam serdecznie.


Antidotum na niepokójWhere stories live. Discover now