Rozdział pięćdziesiąty trzeci

9.4K 621 129
                                    

Jestem przekonana, że wszyscy dookoła wiedzą, iż wrodzona ciekawość zmusiła mnie do sterczenia na schodach i podsłuchiwania, chociaż mój starszy brat i tak doskonale dał o tym znać. Dlatego teraz moje policzki bezustannie pieką, mimo że tak naprawdę to nie ja powinnam być zażenowana. Wprawdzie do moich uszu dotarły słowa, które prawdopodobnie nie powinny się tam znaleźć, ale z drugiej strony to ten ciemnowłosy chłopak, stojący zaledwie kilka metrów ode mnie, najprawdopodobniej czuje się bardziej niepewnie w tej sytuacji.

— Co tu robisz? — Głos Clintona jest ostry i głośny, przez co wzdrygam się zaskoczona. Nie byłam przygotowana na tak gwałtowną reakcję z jego strony, bo po ostatnich spokojnych dniach wydawało mi się, że zdążył odesłać w niepamięć nieszczęsne sytuacje, jakich był świadkiem. — Już nie raz ci powiedziałem, żebyś...

— Przyjechałem do Caroline — przerywa mu Bennett, wpatrując się w niego butnie. — Muszę z nią wyjaśnić kilka spraw, to nie zajmie długo.

Wokół zapanowuje cisza, więc mimochodem zerkam na mamę, która z kolei nie wydaje się w żaden sposób zła. Po prostu patrzy na mnie z nutką dociekliwości w oczach, jakby oczekiwała, że za chwilę podejdę do niej i wszystko jej wyjaśnię. Tak czy siak, tylko ona w tym towarzystwie wykazuje resztki człowieczeństwa, bowiem mój ojciec mocno marszczy brwi w skonsternowaniu, a na widok reakcji Clintona najwyraźniej również postanawia nie dopuścić do mojej rozmowy z Reubenem. W gruncie rzeczy sama nie wiem, czy powinnam im dziękować, czy może skarcić, gdyż trudno mi ocenić uczucia, jakimi teraz pałam. Poniekąd chciałabym wywalić chłopaka na zbity pysk, aczkolwiek po jego wyznaniu, jakie dane było mi usłyszeć, pragnę również wyjaśnić z nim tę sprawę. Może kłamał, ale może również... Boże, jeśli okazałoby się, iż mówił prawdę i mnie kocha, naprawdę miałabym jeszcze większy mętlik w głowie, o ile to w ogóle możliwe.

— Dajcie nam kilka minut — mamroczę, na chwilę spuszczając wzrok, by nie musieć oglądać zaszokowanej miny zarówno Clintona, jak i mojego ojca. Kiedy ponownie przenoszę na nich spojrzenie, okazuje się, że mama walczy na spojrzenia ze swoim małżonkiem, najprawdopodobniej chcąc uzyskać jego przychylność.

— Niech będzie, ale tylko kilka minut — zaznacza ojciec, a na twarz Reubena wpływa ulga. Gdy na krótką chwilę spoglądam prosto w jego brązowe tęczówki, pełne są nadziei, co sprawia, iż serce mimowolnie zaciska mi się w piersi. Cóż, kawałek serca. Reszta nadal leży strzaskana na dnie mojej duszy.

Nie czekając na ruch Bennetta, odwracam się na pięcie i żwawym krokiem, mimo nadal chwiejnych nóg, ruszam na piętro. Wchodzę do swojego pokoju i zostawiam otwarte drzwi, które po chwili zamykają się na znak obecności chłopaka. Biorę głęboki wdech, wyczuwając jednocześnie napiętą atmosferę, i dopiero wtedy staję przodem do niego. Trzyma dłonie w kieszeniach spodni, jak wtedy, gdy przyszedł do mojego akademika i wykłócał się ze mną o przyszłość naszej znajomości. Wtedy ochoczo zaprzeczał, jakoby w ogóle coś do mnie czuł, podczas gdy ja naiwnie wyznałam mu, że się w nim zauroczyłam.

Och, Boże.

— A więc... — zaczynam niepewnie. — To, co mówiłeś... że...

— Że cię kocham? — kończy nieco drżącym głosem. Z jego twarzy nie jestem w stanie czegokolwiek wyczytać, więc tylko powoli kiwam głową. — To prawda, Caroline. Kocham cię do szaleństwa. — Jezu. Jezu. Jezu! To... W sensie, że... On... naprawdę? Dobry Boże, czuję, jak rozłamane części mojego serca poruszają się głęboko we mnie, prawdopodobnie chcąc dostać się na swoje dawne miejsce. Gardło zasycha mi na wiór, puls przyspiesza do niebotycznej prędkości, a nogi... nogi chyba się pode mną uginają. — Przepraszam, że nie powiedziałem ci tego wcześniej, ale... Cóż, chyba uświadomiłem sobie to dopiero po naszej ostatniej kłótni. Bo, wiesz, ja nie należę do tego typu facetów, którzy uganiają się bez przerwy za jedną dziewczyną.

PonurakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz