Rozdział trzydziesty trzeci

10.5K 573 34
                                    

PONIEDZIAŁEK, DRUGI PAŹDZIERNIKA

Clinton jest na mnie śmiertelnie obrażony już od kilku długich dni i, mimo wielu przeprosin, jakie skierowałam w jego stronę, nie powiedział jednoznacznie, czy wybacza mi umyślne zranienie go poprzez zatajenie prawdy. Dlatego więc z ulgą przyjmuję do wiadomości świadomość, że łącznie z poniedziałkowym porankiem dostaję w zestawie uśmiechniętego Sheldona, który zawsze potrafi poprawić mi samopoczucie. Dzięki niemu pierwsze zajęcia mijają mi w przyjaznym tonie, odbywam również całkiem przyjemną pogawędkę w miejscowej kawiarence na temat eseju, który mamy rozkaz napisać na lekcję literatury. Uczęszczamy na nią razem, zatem Sheldon wyjawił mi kilka zaskakujących spostrzeżeń i czas zleciał w mgnieniu oka.

Teraz siedzę w akademiku, jak ostatni jełop uważnie śledząc poczynania mojej współlokatorki. Prawdę mówiąc, moje myśli znów odjechały nie tym pociągiem, do którego wykupiły bilet, bo dotarły do krainy "wyobrażeń o seksie z Reubenem Bennettem". Oczywiście jeszcze go nie uprawialiśmy — na ostatniej imprezie zdążył tylko zrobić mi minetę, ale zapewnił, że będę musiała mu się odwdzięczyć. Domyślam się, iż cały wieczór zjechał na ręcznym, aczkolwiek mógł przyprowadzić do swojego pokoju inną chętną dziewczynę. Dreszcze przebiegają po moim ciele i aż wzdrygam się na świadomość, że mógłby pieprzyć się z kimś zaraz po doprowadzeniu mnie do największego orgazmu w życiu. Gdyby jednak to uczynił... Cóż, nie byłabym pewnie szczególnie zaskoczona, zważając na fakt, iż Bennett ogólnie jest czynnie biorącym udział w zaspokajaniu przypadkowych kobiet facetem, a one same lecą do niego jak ćmy do światła. 

Właściwie nie jestem lepsza od nich.

— Z kim wróciłaś do akademika po imprezie? — zaciekawia się Bijou, znienacka unosząc spojrzenie znad kartek podręcznika. — Bo na pewno nie z Clintonem — stwierdza stanowczo. — Był narąbany w trzy dupy.

Rozdziawiam usta, jednak równie szybko je zamykam.

— Nie był — protestuję. — Następnego dnia jechaliśmy w odwiedziny do rodziców i nie wyglądał, jakby męczył go kac.

Dziewczyna przewraca oczami.

— Najpierw zaciągnął jakąś napaloną laseczkę na piętro, a potem widziałam go, jak chlał do nieprzytomności. — Wzrusza ramionami i z nieszczególnym zaabsorbowaniem naciąga wyżej na łydkę rąbek jednej z puchatych, kolorowych skarpetek. — Podejrzewam, że coś się stało w tym pokoju. Może laska nie chciała mu obciągnąć? 

— Ble — mamroczę pod nosem, gdyż w mojej głowie pojawia się wyobrażenie Clintona podczas stosunku z Simone. Bijou uśmiecha się cwaniacko na moją reakcję, ale nie komentuje. — Błagam, nie mów więcej nic takiego.

W pewnym sensie mam nadzieję, że moje zgoła beztroskie zachowanie nie wzbudzi jakichkolwiek podejrzeń dziewczyny, a może nawet sprawi, iż ta zapomni o pierwszym pytaniu, jakie skierowała w moją stronę. Początkowo mój chytry plan działa, ponieważ moja współlokatorka zagłębia się w kontemplacji, ale po chwili od nowa podchwytuje temat.

— Więc jak wróciłaś? — docieka.

— Autobusem — mówię zdawkowo. W sumie wymyślony przeze mnie ciąg wydarzeń wcale nie jest nielogiczny. Autobusy kursują przecież całą noc, zatem Bijou nie ma powodu do niedowierzania.

Nie czuję się jednak wyśmienicie, okłamując którąś osobę z kolei. Ale z drugiej strony trudno byłoby się przyznać do wszystkiego, co wyczyniałam z największym ciachem na całym wielkim uniwersytecie w Illinois. Na początku znalazłam się w jego łazience — co już można powziąć za niemały wyczyn — potem pieścił mnie swoim zwinnym językiem i na samo wspomnienie kilku minut pod jego umięśnionym ciałem moja cipka zaczyna ponownie mrowić z podniecenia. Odsuwam zbereźne pomysły na bok, by przypomnieć sobie o mojej spektakularnej ucieczce z pokoju Reubena. Bowiem nim wyszłam na korytarz, kilkakrotnie upewniłam się, czy aby nikt na pewno mnie nie zobaczy. Proces ten się wydłużał, gdyż Bennett śmiał się z mojej nadwrażliwości, nadal mając potężną erekcję w spodniach. W związku z tym, kiedy udało mi się nareszcie wydostać na zewnątrz, i tak bezustannie rozmyślałam o możliwych poczynaniach chłopaka. Jeśli, wbrew moim wcześniejszym obawom, faktycznie nie przygruchał sobie żadnej dziewczyny, na sto procent musiał sam doprowadzić się do orgazmu. Dobry Boże, moje sutki stają się twarde jak diamenty na samo wyobrażenie masturbującego się Reubena. Na wyobrażenie, gdy trzyma dłoń na mężnie prężącym się kutasie, powoli pocierając gładką, unerwioną skórę, jego piękne, iście czarne oczy są przymknięte z rozkoszy, a proste zęby miętoszą pełną dolną wargę.

Cholera.

Przekleństwo mimowolnie pojawia się w mojej głowie i mam ochotę palnąć się w tę pustą czaszkę za nieprzestrzeganie własnych przyrzeczeń. Łatwo jednak o nadmiar podniecenia i wiążącą się z tym bezmyślność, jeśli onanizujący się Bennett pojawia się jako twór mojej wyobraźni.

— Którym autobusem? — Bijou wybudza mnie z otępienia, na powrót skupiając na mojej twarzy całą swoją uwagę.

— Ee, nie pamiętam. — Próbuję się wykaraskać: — Nawet nie patrzyłam na numer, trochę wypiłam.

— Aha.

Dziewczyna powraca do wkuwania tematu na zajęcia, a ja przez dłuższą chwilę upewniam się, czy nie wygląda na niezadowoloną z mojej labilnej odpowiedzi. Umyślnie i, co gorsza, samowolnie brnę dalej w kłamstwo, chociaż dobrze wiem, że z każdą mijającą sekundą będzie mi o wiele trudniej przyznać się do prawdy. W tym momencie wystarczyłoby powiedzieć "Reuben Bennett zrobił mi minetę", za niedługo nie będzie to takie proste. Tym bardziej, że banalnie jest się w tym pogubić. I albo nauczę się oddzielać prawdę od kłamstwa, albo wszyscy dowiedzą się, jak wielkim łgarzem jestem.

Plotę współlokatorce farmazony, gdy tymczasem w rzeczywistości na wczorajszej domówce zeszłam na parter i poczęłam szukać właśnie jej. Najwyraźniej Reuben postanowił się nade mną zlitować, bo kiedy zauważył mnie pośród tłumu, podszedł i postanowił odwieźć mnie do akademika. W samochodzie panowała dosyć spięta atmosfera, ale nie przez sprzeczkę pomiędzy nami — bo takowej wtedy nie było — a dlatego, że w powietrzu wręcz namacalne było napięcie spowodowane podnieceniem. Gdy tylko wróciłam do pokoju, momentalnie chwyciłam ręcznik i pobiegłam do kąpieli, nie mogąc znieść gorączkowego pragnienia dotknięcia opalonej skóry Bennetta. Nawet lodowata woda nie otrzeźwiła mnie w stu procentach, wolę więc nie zastanawiać się, jaki problem miał Reuben.

— Muszę wybrać się do fryzjera — oświadcza namolnie Bijou. — Jak myślisz, powinnam przefarbować się na jakiś szalony kolor?

Przerzucam spojrzenie znad powieści romantycznej na jej ciemnobrązowe włosy, po czym dochodzę do wniosku, iż te idealnie komponują się z jej różnobarwnymi tęczówkami. Zarówno heterochromia, jak i długie pukle nadają jej uroku i, szczerze mówiąc, wątpię, by zmiana wyszła jej na dobre.

— Nie wiem. — Mlaskam z zastanowieniem. — Teraz jest ci do twarzy, ale to twoja decyzja.

— Masz rację, to moja decyzja. — Uśmiecha się radośnie. — Ostatnio podejmuję zbyt dużo tych pochopnych, chyba powinnam zacząć rozważać pozytywy i negatywy, zanim cokolwiek zrobię.

Ta, mnie też by się to przydało.

PIOSENKA: Rudimental — These Days feat

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

PIOSENKA: Rudimental — These Days feat. Jess Glynne, Macklemore & Dan Caplen 

Uroczyście ogłaszam, że rozpoczynamy maraton! Od dzisiaj przez kolejne pięć dni będę wrzucać po jednym rozdziale. Zatem kolejny rozdział pojawi się już jutro! ♥

Do napisania!

PonurakWhere stories live. Discover now