23

7.1K 785 89
                                    

Ujął ją za dłoń i powędrowali w kierunku wyjścia. Jego dłoń ścisnęła jej chłodne palce, mimo że w Daytona Beach było ciepło. Tutaj nigdy temperatury nie spadały poniżej dwudziestu stopni. Ale nie to miało znaczenie, tylko to, że pragnął pocieszył swoją pszczółkę. Była dla niego kimś wyjątkowym. Jak to się stało w tak krótkim czasie? Nie miał pojęcia. Tylko myśl o tym, że była zakochana w tamtym dupku, sprawiała, że czuł się niekomfortowo. Chyba był zazdrosny. Mówiła, że to już było nieaktualne i dawno temu. Że nic do niego nie czuła. Tylko nie rozumiał, skąd się wzięło u niego to absurdalne uczucie, że Cain był dla niej wciąż ważny... Że zajmował część jej serca? To był lęk. Lęk, że kolejna osoba, na której mu zależało, go odtrąci i wybierze kogoś innego. W głowie wtedy tworzył różne scenariusze. Nie zawsze te dobra. Nic nie mógł na to poradzić. Zbytnie myślenie zawsze szkodziło, ale jak ktoś został już raz zraniony, pojawiało się cholerna niepewności. To było coś, nad czym nie do końca panował.

Wziął spokojny oddech. Chciał wierzyć, że tak nie było, ale znał życie, i jakoś tak się składało, że zawsze wybierał źle. Jednak nie był w stanie zrezygnować ze znajomości z Holly. I być może nie będzie musiał, kiedy jego historia ujrzy światło dzienne. A prawda mogła okazać się zabójcza, dosłownie i w przenośni. Chciał... Nie, on musiał opowiedzieć jej o swojej przeszłości. Był jej to winien. Ona mu zaufała, więc on postanowił zaufać jej. Powinna znać jego historię. To, czego się dopuścił. Nawet jeżeli okazałoby się to zakończeniem ich znajomości, musiał jej powiedzieć. Jego demony pochodził prosto z piekła i nękały go co noc. I gdyby nie jego niepewność, widywałby się z nią codziennie, albo chociażby się starała, a tak starał się ujarzmić wszystko w swojej głowie i samego siebie. Czasem chciał za bardzo i za bardzo wszystko potrafił spierdolić. Toteż wolał lekko się wycofać, ale właśnie okazało się, że nie potrzebnie przybrał taką taktykę. Ona nie uciekała od niego. Była obok i szła z nim ramię w ramię, chociaż jej ramię było znacznie niżej od jego. Musiała przyznać sam przed sobą, że była dla niego niczym gwiazdka z nieba.

– Muszę ci coś powiedzieć, Holly – oświadczył i zatrzymał się tuż za przed wyjściem z cmentarza.

– Dobrze, ale idźmy stąd. Naprawdę czuję się nieswojo.

– Jasne.

Ujął ją za rękę i splótł ich palce razem, po czym pociągnął do bramy wyjściowej. Po chwili byli po drugiej stronie, gdzie powietrze jakby pachniało inaczej. On też zaczynał czuć się nieswojo w krainie umarlaków, więc cieszył się, że opuścili cmentarz. Ściskając dłoń dziewczyny, poprowadził ją w kierunku, który bardzo dobrze znał. W końcu zebrał się na odwagę...

– Zabiłem kogoś...

Holly zatrzymała się, ale nie wyrwała dłoni z jego, na co się ucieszył. Stanęła tak, że patrzyła mu prosto w twarz, gdy jego wzrok błądził gdzieś ponad jej głową. Wiedział, że nie była pewna, czy żartował, czy mówił poważnie, ale przedłużające się milczenie było dość sugestywne i mogło wskazywać tylko jedno.

– Dawno? – Takiego pytania się nie spodziewał.

– Kilka lat temu – wyznał ze cichym westchnieniem. Liczył się z każdą możliwą opcją, że zostanie zlinczowany, albo ona sobie zwyczajnie pójdzie i nie będzie chciała go znać. Wszystko opcje był na wyciągnięcie.

– Okej – powiedziała niepewnie. Bardzo dobrze znała uczucie, które go dręczyło. Co prawda śmierć Prestona i tego kogoś to nie było to samo zapewne, ale wiedziała, że wyrzuty sumienia mogły żywcem pożreć człowieka.

– Nie uciekasz ode mnie? Nie boisz się mnie, pszczółko? – Dopiero teraz spojrzał jej w oczy, które skrzyły się czymś dziwnym.

– Dlaczego miałabym? – Lekko zmarszczyła brwi. Wyciągnęła drugą rękę i pogłaskał go po policzku. – Skoro jesteś tutaj, to znaczy, że to był wypadek. – Założyła, że tak było, mimo że nie miała przecież żadnej co do tego pewności.

Serca z papieruWhere stories live. Discover now