21

7K 741 114
                                    

Dla Holly pocałunek był niczym rażenie piorunem. Poczuła się nawet, jakby ktoś podłączył ją do gniazdka elektrycznego. Całe jej ciało zareagowała na tę drobną pieszczotę. Płonęło od pocałunku. Odruchowo przywarła do niego całym ciałem i dopiero jego wędrująca dłoń w jej włosach otrzeźwiła ją. Próbowała się szarpnąć, kiedy zdała sobie sprawę, co się działo.

– Proszę, nie rób tego.

– Ciii – wyszeptał.

Holly nie chciała, żeby się dowiedział. Znowu próbowała się wyswobodzić z jego uścisku, ale on był silniejszy. W końcu zamknęła oczy i pozwoliła mu, czując uścisk w gardle. Oparł swoje czoło o jej i zaczął palcem badać to jeszcze niewielkie zgrubienie na skórze głowy, które było pamiątką po wypadku. Napięła całe swoje ciało, gdy on dotarł do końca blizny, które kończyło się właśnie na czole. Poczuła, jak zadrżał.

– Namacałeś się już? – zapytała niezbyt miłym tonem, a on ją puścił.

– Przepraszam – powiedział.

Zdał sobie sprawę, że to co czuł pod palcami, to było coś więcej niż zwykła blizna. Znał się na tym z autopsji. Już teraz zaczął rozumieć jej przekaz do niego. I dobrze wiedział, że to musiała być pamiątka po jakimś wypadku. Chociaż tym wypadkiem mógł być drugi człowiek, który jej to zrobił. Chciałby ją zapytać, ale czy miał prawo? Czy powiedziałaby mu, co jej się przytrafiło? Nie sądził. Nie na takim etapie znajomości. Sam miał opory opowiedzieć je teraz, jakiego jego dręczyły demony. Poczeka. Może sama pewnego dnia mu wyzna. I jednego czego się nauczył w swoim życiu to cierpliwości, która przydawała się w walce z przeciwnikiem. Opanowanie i cierpliwość były jego bronią.

– Gdzie chcesz iść? – zapytał zmieniając temat. – Możemy iść do klubu. W dupie mam Caina – trochę skłamał. Wiedział, że typ miał coś do Holly. A Dean nie lubił, jak osoba trzecia chciałby mieszać się między nich.

– Nie rób tego dla mnie. Mi jest bez różnicy jakie miejsce. Równie dobrze możemy iść na lody – oznajmiła.

Odsuwając się od bruneta i unosząc głowę, posłała mu uśmiech, po czym spojrzała mu prosto w oczy. Zieleń skrzyła się dziwnym blaskiem oraz chyba czułością. Tak to mogła określić. Czegoś takiego nigdy nie dostrzegła w oczach Caina, a którą widział u Prestona. Zamknęła na chwilę powieki. Już wiedziała, gdzie chciałby się udać. Było tylko jedno miejsce, do którego miała ochotę się iść. Nigdy tam nie była, a powinna zrobić to dawno temu.

– Pójdziesz ze mną na cmentarz?

– Na cmentarz? – powtórzył, bo w pierwszej chwili Dean pomyślał, że Holly żartowała, ale ona zrobiła dziwną minę. – To żart na Halloween?

– Nie, to nie żart.

– Okej... – powiedział niepewnie.

– Wiem, że to niedorzeczny pomysł, ale wydaje mi się, że to jedyne miejsce, gdzie powinna teraz być. To... to jest po prostu skomplikowane.

– Całe życie takie jest, pszczółko. – Trącił palcem jej rogi na głowie. – W tych przebraniach? – Wskazał na siebie i na nią.

– W końcu mamy Halloween, nie będzie przynajmniej głupio wyglądać.

– W takim razie dobrze, pójdę tam z tobą, ale nie zapytam o nic. To zdaje się część twojej historii, którą będziesz musiała opowiedzieć mi dobrowolnie. Ale wiedz, że będę tam przy tobie – zapewnił ją. Czuł pod skórą, że to właśnie tam zaczynała się jej historia.

– Dziękuję. – Ucałowała go w policzek.

Idąc obok siebie, ruszyli Aleją Northeast na oddalony o prawie półtora kilometra cmentarz. Dean znał to miejsce bardzo dobrze. Był tam częstym gościem, o czym nie mówił nawet bratu. Nie chciał, żeby ten się o niego martwił, i żeby wiedział, że nie pogodził się ze śmiercią mamy, która w przeszłości wybrała swojego faceta, nie ich. Ale to obecnie nie miało znaczenia. Nie, kiedy osoba, którą się kochało, odeszła. Został tylko żal, że nie mogło się już niczego naprawić. Bo było za późno na wszystko.

Był głupcem. On wolał wybrać miłość. Uczucie, które mogło uskrzydlić człowieka albo strącić na same dno piekła. A on zaznał tych piekielnych mocy, bo był już w piekle i to dwa razy.

– Jesteśmy – odezwał się.

– Mhm – mruknęła Holly.

Wpatrywała się w uchyloną wysoką, pomalowaną na zielono bramę, która prowadziła przepuszczała odwiedzający na druga stronę, gdzie spotkać można było już tylko śmierć. Złapała mocniej dłoń Deana, który przez całą drogę milczał. Była mu za to wdzięczna. Cieszyła się jego obecnością i tym, że naprawdę potrafił ją zrozumieć. Nie był nachalny. Nie wypytywał, a jedynie cierpliwie czekał. Lubiła to w nim. Ten spokój. Chociażby był tylko fasadą złudzeń, potrafił sprawić, że przy nim była spokojna. Połknęła łzy i ramię w ramię ruszyli alejkami na grób Prestona. O dziwo nie czuła się w tym miejscu dziwnie. Spodziewała się zupełnie innych odczuć, a może było tak, bo towarzyszył jej osobisty diabeł? Jeśli tak, to była kolejna rzecz na korzyść Dean.

Niewielkie latarnie ustawione przy dość szerokich alejkach oświetlały im drogę i nagrobki tych, którzy odeszli. Kamienne płyty, jakich było tutaj wiele, wystawała ponad równo przystrzyżoną trawę. Kiedy doszli na miejsc, przełknęła ciężko. Białe już lekko przywiędły róże zdobiły nagrobek Prestona. Napis wyryty w marmurze, dobitne świadczył o jego odejściu. Łzy bezsilności i bólu wypełniły jej oczy, by po chwili spływać powoli po policzkach. Kapały na ziemie, w której leżał pochowany jej przyjaciel. Uklęknęła na wilgotnej trawie. Wyciągnęła rękę i opuszkami palców przejechała po napisie. Starała się nie płakać, ale nie mogła. Pochyliła głowę, cicho łkając. 

Serca z papieruWhere stories live. Discover now