11

7.5K 854 114
                                    

Dean stał na środku ringu, patrząc na wkurzonego Wesleya. To prawda, nie mógł się skupić, a to wszystko przez Holly, której obraz doprowadzał go do szaleństwa. Minęły prawie trzy dni od tamtego wieczoru, a ona siedziała mu w głowie tak bardzo, że nie mógł się pozbyć jej obrazu. Było w niej coś takiego, że nie pozwalało zapomnieć. A gdy wieczorami leżał w łóżku, wciąż odtwarzał w głowie scenę z lodami. Miał wrażenie, że wtedy wydarzył się coś więcej, ale za cholerę nie miał pojęcia cóż to było takiego. I ten jej pocałunek w policzek oraz jak bardzo się speszyła, kiedy zdała sobie sprawę, co zrobiła.

– Chryste! – ryknął Wesley. – Co się z tobą dzieje?! – Darł mordę na Deana, który nie to, że nie był w formie, ale był zwyczajnie rozkojarzony. Co zresztą przypłacił rozciętą wargą.

– Nic się nie dzieje – odpowiedział beznamiętnie, wyprowadzając kolejny cios.

– Ta, jasne. Przecież widzę. – Machnął ręką, że zagęszczał ruchy. – Przebieraj nogami, bo dostaniesz łomot od młodego.

– Odpieprz się – warknął.

– Zrobię to, jak tylko powiesz mi, co cię gryzie. – Wesley wskoczył na ring. Kiwnął głową do przeciwnika Deana, żeby ten spadał stąd, a sam przypuścił atak, uderzając w szczękę swojego podopiecznego.

¬– Bandycki napadł – warknął Dean.

– Z tobą się dzisiaj inaczej nie da. Dosyć! Złaź z ringu, bo zrobisz sobie krzywdę. Cokolwiek to jest, zrób z tym porządek, bo tak nie będziemy prowadzić treningów – ostrzegło go, po czym prześliznął się między linami i zostawił bruneta samego.

Sfrustrowany wyciągnął ręce, żeby ktoś pomógł mu ściągnąć rękawice, po czym otarł pot z czoła i również zeskoczył z ringu. Był dzisiaj do dupy i wiedział o tym. Idąc w kierunku worka treningowego, dostrzegł brata Holly. W jednej chwili podjął decyzje.

– Cześć, Danny – przywitał się z nim.

– Cześć. Co to tam było na ringu?

– Dałem ciała, jak widać. Wesleyowi o mało piana nie poszła z ust.

– Przejdzie mu.

– Ale mnie chyba nie. – Nie bardzo wiedział, jak miał zacząć temat.

– Okej. – Danny odłożył swoje przybory potrzebne do pracy. – Mów, bo widzę, że cię to dusi.

– Holly – udało mu się wykrztusić.

– Holly? Nie bardzo rozumiem, co chcesz powiedzieć.

– To jej wina. – Wskazał na ring.

– Hola. – Jej brat uniósł rękę. – Co ona niby ma z tym wspólnego? – Danny zmarszczył brwi, lustrując bruneta.

– Możemy pogadać w trakcie lunchu? Wtedy wszystko powiem, bo teraz – dostrzegł wołającego go Wesleya – chyba dostanę opierdol.

– Na to wygląda. I jasne, widzimy się na lunchu.

– Dzięki. – Dean posłał mu coś w rodzaju uśmiechu i poszedł do trenera, który nie wyglądał na szczęśliwego, kiedy stał przy worku treningowym.

Holly bardzo długo się zastanawiała, czy dobrze zrobiła, wybierając się w to miejsce, która majaczyło jakieś kilkaset metrów przed nią. Znalazł dobrą wymówkę, żeby tutaj przyjść. Niby jej nie potrzebowała, ale lepiej się czuła, że ją miała. Szła w kierunku białego budynku, trzymając w ręku papierową torbą wypełnioną lunchem z pobliskiej knajpki. Wiedziała, że braciszek wypadł rano, jakby mu się tyłek palił, więc nie sądziła, żeby zjadł śniadanie, ani tym bardziej miał czas zrobić to w pracy. Toteż przyniosła mu lunch. A prawda była taka, że po cichu liczyła i jednocześnie miała nadzieję spotkać również Deana. Stwierdziła, że chyba postradała rozum, ale chciała dowiedzieć się, dlaczego dał jej tego papierowego motyla. Poza tym naprawdę dobrze bawiła się w jego towarzystwie i nawet jak milczeli, nie było to niezręczne.

Sięgnęła ręką do włosów w celu poprawienia ich, ale zapomniała, że przecież jej długie pukle poszły w zapomnienie. Cicho westchnęła, a po chwili wzięła głęboki oddech i ruszyła parkingiem prosto do wejścia. Dzieliło ją może jakieś dziesięć metrów, kiedy niespodziewanie wyrósł przed nią nie wiadomo, skąd nie kto inny jak Cain. Zatrzymała się raptownie. Dobrą chwilę zajęło jej otrząśnięcie się. Czasem miała powolną reakcję kojarzenia. Zrobiła krok w bok, próbując go wyminąć, ale zastąpił swoja osobą drogą.

– Czego ty jeszcze chcesz ode mnie? – zapytała. Od spotkania w restauracji nie widziała go, z czego naprawdę się cieszyła. Miała mieszane odczucia co do niego.

– Chcę wiedzieć.

– Wiedzieć? Ale co?

– Jak to było? – Zrozumiała, co miał na myśli. – Chcę wiedzieć, jak zginął Preston. Byłaś tam. – Wskazał na nią placem.

– To był wypadek – próbowała uciąć rozmowę, na która nie miała ochoty.

– Pierdolenie – warknął, aż się wzdrygnęła na jego przyjemny ton. – Jasne, że to był wypadek, bo było twoje auto – trącił palcem jej ramię – i to ty je prowadziłaś. To wszystko twoja wina, Carmichael.

Chciałaby mu powiedzieć, że nie ona i nie jej wina, tylko jego brata, ale sobie darowała. Był tak przepełniony gniewem, że nie sądziła, że w tej chwili coś by do niego dotarło. Dlatego patrzyła na niego w milczeniu, wystawiając się na jego dalsze oskarżenia.

– Nie tylko tobie go brakuje, mi też. Był moim przyjacielem – wychrypiała w końcu.

– Przyjacielem? Od kiedy to się idzie do łóżka z przyjacielem? – Holly zmarszczyła czoło na jego słowa.

– Nie wiesz, o czym mówisz. Preston i ja byliśmy tylko przyjaciółmi.

– Nie wiem? To zdradź chociaż, czy był dobry. Lepszy ode mnie? Lepiej pieprzył?

Holly zaniemówiła. Słowa Caina smagły ją niczym bicz skórę. Nie mogła uwierzyć, że on wygadywał te wszystkie bzdury. Nie rozumiała, co się z tym człowiekiem porobiło.

– Nie spałam z twoim bratem – zaprzeczyła i pokręciła głową.

– Nie kłam. Chociaż raz powiedz prawdę – wycedził. Złapał Holly za ramiona i potrząsnął tak mocno, że ta aż jęknęła.

– Puść mnie – zażądała, ale tego nie zrobił.

– Gadaj, do jasnej cholery – syknął.

Do oszołomionego umysłu Holly dotarła prawda wedle Patersona. Był w błędzie i nie miała pojęcia, skąd mu to przyszło do głowy. Preston i ona się tylko przyjaźnili. Nigdy nawet się nie pocałowali. Chciała ponownie powiedzieć, żeby ją puścił, ale w tej chwili zobaczyła ubranego w spodenki treningowego i owinięte dłonie taśmami mężczyzny.

Serca z papieruWhere stories live. Discover now