19

6.6K 787 115
                                    

– Czuję się jak zdzira w tym wdzianku – marudziła, gdy spojrzała na swój strój.

Czerwona gorsetowa sukienka z cholernie krótką spódniczką, do której założyła czarne dobrze kryjące rajstopy oraz... czerwone buty na niezbyt wysokim koturnie. Przyjaciółka chciała widzieć Holly w szpilkach, ale to się nie udało i odpuściła. Na głowie para rogów, dobry makijaż wykończony czerwoną pomadką i diablica gotowa. Lori w sumie wyglądała tak samo, z wyjątkiem butów. Miała na stopach czerwone na wysokim obcasie szpilki.

– Nie pieprz, super wyglądasz. Chciałabym mieć takie ciało jak twoje i te nogi... Mrau – zamruczała zabawnie Lori.

– Jesteś nienormalna. Wiesz ilu facetów zawiesiło na tobie oczy? – Wytknęła jej, bo z ich dwójki, to blondynka była ładniejsza. Tak uważała.

– A na tobie? Widziałaś tego barmana z rogami na głowie? – Kiwnęła w kiego kierunku. – Ciacho z niego – zapiszczała niczym mała dziewczynka – i patrzył tylko na ciebie.

– Jak na kawał mięcha – mruknęła.

– I co z tego? Mogą patrzeć, ale nie dotykać. Na tym polega cały pic, ptysiu. A teraz – uniosły drinki – do dna.

– Za imprezę – stuknęły się i wypiła na raz.

Alkohol przyjemnie rozlał się na podniebieniu Holly i spłynął do żołądka. Oblizała wargi z cukru i uśmiechnęła się na widok zeszklonych oczu przyjaciółki. Zaśmiała się, bo Lori nigdy nie potrafiła pić. Więc wyręczyła swoją towarzyszkę i pokazała barmanowi, że chcą jeszcze raz to samo. Facet uśmiechnął się, a stawiając po chwili przed nimi kolejne drinki, mrugnął do Holly i poszedł obsłużyć innych klientów.

– A nie mówiłam? Cholerna szczęściara – jęczała Lori. – Dlaczego zgarniasz najlepszych facetów?

– Kobieto, wypiłaś jednego drink, a już gadasz od rzeczy.

– No to potrzebuję jeszcze trochę procentów. – Wypiła całą zawartość szkła. – I może będę gadać do rzeczy.

Holly pokręciła tylko głową. Brakował jej przyjaciółki i tych ich babskich spotkań. A to, że dzisiaj tutaj była, zawdzięczała swojemu bratu, Lili oraz Lori. To było ich miejsce, to tutaj spotykali się całą paczką łącznie z braćmi Paterson. Nie miała ochoty spotykać Caina, ale znając jej szczęście, na pewno dzisiaj się zjawi. Miała cichą nadzieję, że na siebie nie wpadną, bo nie do końca wiedziała, na czym stała ich znajomość. Dla niej było dobrze tak jak teraz.

– Twój brat przyszedł – odezwała się Lori. – Kim są ci dwaj przystojniacy? – zapytał, wlepiając oczy w mężczyzn.

– Nasz przyjaciel z kumplem – odpowiedziała na widok Wesleya i Ericka, którzy przyszli z Dannym i Lili. Nie było z nimi Deana. Liczyła, że się zjawi, zwłaszcza że braciszek powiedział jej, że będzie.

Odwróciła się przodem do parkietu, czekając aż do nich podejdą. W pewnym momencie jej wzrok powędrował do grupki skąpo odzianych dziewczyn w przebraniu aniołków oraz kręcących się koło nich kilku facetów. W jednym z nich, mimo przebrania wampira, rozpoznała Caina. Obejmował wysoką blondynkę i do tego cholernie seksowną. Poczuła trochę żalu i cicho westchnęła, ale nie miała już prawda do niego. Zresztą nie chciała, już nie.

– Ten wiecznie myśli tylko kutasem – powiedziała Lori, kiedy podążyła za spojrzeniem przyjaciółki. Pokręciła głową na widok Patersona, który przygruchał sobie kolejną naiwną. – Myślałam, że jak wrócisz, będziecie razem czy coś. Ale raczej marne szanse.

– A dlaczego tak sądziłaś?

– Holly, poważnie? Przecież byłaś w nim zakochana.

– No właśnie, byłam. Daj spokój, on woli gorące laski, które pewnie później posuwa w toalecie, albo jak je zachęci, chętnie mu obciągną.

– Chryste... – Lori zakrztusiła się pitym drinkiem.

– No co? Dla mnie to zwykły dziwkarz i tyle.

– W sumie, to masz rację.

Tak, miała rację i niechętnie musiała to przyznać sama przed sobą, ale taka była prawda. Cain Paterson żadnej nie przepuścił. Kiedyś nie był taki, przynajmniej ona go takiego nie znała.

– Cześć dziewczyny! – wykrzyczała Lili, witając się z nimi, po czym dołączyła męska część wyprawy.

– A gdzie Dean? – Zapytała Holly Ericka, który stanął koło niej w przebraniu zombi.

– Przykro mi, ale chyba nie przyjdzie.

– Och – wychrypiał. Uśmiechnęła się sztucznie, żeby ukryć swoje rozczarowanie i odwróciła się przodem do baru, zamawiając znowu drinka.

Długo nie musiała czekać, aż towarzystwo powędrowało na parkiet. Lori tańczyła z Wesleyem, bawiąc się w najlepsze, co wywołała uśmiech na ustach dziewczyny. Lili szalała z Dannym, nawet Erick złapał jakąś gorącą laskę. A Holly obiecała im, że dołączy do nich później, chociaż wcale nie miała takiego zamiaru. Postanowiła zmyć się stąd i to niebawem. Sączyła swój „sex on the beach", kiedy poczuła kogoś za sobą i jego ciepły oddech na swoim karku. Ktokolwiek to był, mógł iść do diabła. Nie była w nastroju do zabawy. Czuła się rozczarowana nieobecnością Deana. Wiedziała, że był zajęty, dlatego też nie chciała się narzucać, ale miała cichą nadzieję, że dzisiaj się spotkają, zwłaszcza że Danny tak powiedział.

– Co taki seksowny kociak robi tutaj sam? – usłyszała tuż przy uchu. Miała ochotę zdzielić tego kogoś w ten jego durny łeb. Czy oni zawsze musieli używać takich tandetnych tekstów?

– Wybacz, ale kociak nie jest zainteresowany – mruknęła, nie odwracając się.

– Daj spokój, mała. – Facet położył rękę na jej nagim ramieniu, a drugą złapał ją w pasie przyciągając do siebie, że o mało nie spadła ze stołka. – Może się zabawimy?

– Odpieprz się – warknęła, próbując zdjąć z siebie jego natarczywe dłonie. – Puszczaj mnie, do cholery.

– Powiedziała, żebyś ją puścił – warknął do typa Cain, który ku zaskoczeniu dziewczyny wyskoczył jak dzik z kartofli.

– A ty to kto, żeby mówić, co mam robić?

– Nie twoja pieprzona sprawa, więc wypierdalaj. – Szarpnął sukinsynem tak mocno, że facet pociągnął ze sobą Holly, aż spadła z hukiem.

Ból przeszył jej nogę, a w oczach zebrały łzy. Zagryzła wargę, żeby się nie rozpłakać, nie przy Cainie. Zebrała się w sobie i próbowała wstać, ale zanim jej się udało, silne męskie ręce postawiły ją do pionu.

– Nic ci nie jest? – zapytał Paterson, dostrzegając jakiś grymas na jej twarzy.

– Nie, wszystko w porządku.

– Na pewno?

– Tak, dam sobie radę. – Spojrzała na niego i dopiero teraz dostrzegła kobietę przebraną za blond aniołka, która była prawie że do niego przyklejonego. – Dzięki, ale zdaje się, że jesteś zajęty. – Odsunęła się od niego i ruszyła do wyjścia. Ten facet nic się zmienił i nie zmieni. Wiedziała, że pomógł jej tylko dlatego że znał prawdę. W przeciwnym razie nie pokwapiłby się, żeby chociażby palcem kiwnąć. Była o tym święcie przekonana.

– Kto to? – zapytała blond cizia, jak ją nazwał Cain. Była ciut irytująca, ale miała fantastyczne cycki.

– Nikt taki, to przeszłość. – jak tylko to powiedział, zdał sobie sprawę, że było to wielkie jedno kłamstwo. Carmichael nie była przeszłością, była niedokończoną sprawą, którą nie wiedział, jak ugryźć. 

Serca z papieruWhere stories live. Discover now