Powrót do domu

7.8K 782 184
                                    

Następnego dnia, gdy jasne promienie słońca padły na twarz Holly, ta jęknęła i zakryła dłonią oczy, żeby móc się dobudzić. Miała problemy ze snem, ale dzięki branym środkom nasennym, o których nikt nie wiedział, udało jej się przespać kilka godzin. Tak samo jak nikt nie wiedział o jej koszmarach, które dręczyły ją każdej nocy.

Zakryła głowę poduszką, udając, że dalej spała. Nie miała zamiaru wstawać, nie kiedy w końcu była w domu z dala od tego szpitalnego reżimu. Po pewnym czasie, gdy od leżenia zaleczy boleć ją plecy, westchnęła i zaciągnęła się znajomym zapachem. Zapachem domu, w którym czuła się bezpieczna, i gdzie mogła się skryć przed złem tego świata, gdy on sam dalej gnał do przodu. Bo świat nie stanął w miejscu, nie zaczekał na nią, a ona była o pół roku starsza.

Jej porannej pobudce przeszkodziły ciche roznoszące się po pokoju kroki. Wiedziała, kto przyszedł.

– Zjesz śniadanie? – zapytała mama, siadając na krawędzi materaca, po czym pogłaskała ją po ramieniu, jak wtedy, gdy była małym dzieckiem.

– Mam ochotę na twoje francuskie tosty – wymamrotała w pościel, po czym odrzuciła poduszkę i usiadła, przeczesując palcami swoje krótkie, ciemne włosy.

– Odrosną – pocieszała ją mama, w której oczach zebrały się łzy.

– Nie płacz – objęła rodzicielkę – to tylko włosy.

– Wiem, ale jak pomyślę... – urwała i otarła dłonią łzy, po czym wyswobodziła się z ramiom córki. – Ubierz się. Będą tosty, kawa i zjemy razem śniadanie na tarasie.

– Jasne, daj mi dziesięć... może piętnaście minut. – Holly pocałowała ją w policzek.

Mama wyszła, a ona wstała. Rozejrzała się po pokoju, stwierdzając, że nic się tutaj nie zmieniło, nic nie ruszyli podczas jej nieobecności. Wszystko zostało tak, jak przed trzema laty, kiedy wyjeżdżała. Owszem, co jakiś czas przyjeżdżała w odwiedziny, ale nie przez ostatnie miesiące.

Na bosko ostrożnie stąpając po drewnianej podłodze, podeszła do korkowej tablicy wiszącej nad biurkiem. Osoby na zdjęciach uśmiechały się do niej. Danny, Lili, Preston, Cain oraz jej przyjaciółka Lori. Przeskoczyła oczami do następnej fotografii. Przejechała palcem po zdjęciu, na którym była z Prestonem w dniu balu maturalnego. Przyjaźnili się chyba od zawsze, chociaż dla postronnych może wyglądali na parę, to tak nie było. Preston po prostu ją lubił, zawsze mówił, że była jego najlepszym kumplem i tak ją traktował, a ona była z tego zadowolona. Inaczej miała się sprawa z jego bratem.

Oderwała dłoń i zamrugała szybko, żeby pozbyć się niechcianych łez. Trąciła niebieskiego, papierowego motyla, zawieszonego na nitce, którego kiedyś zrobił dla niej Preston. Pomyślała o nim i tych cholernych papierowych owadach, które znajdywała w różnych miejscach, gdzie je dla niej zostawiał. Ale, kiedy chciała jej poprawić humor, dawał jej papierowe serduszko, które mogła otworzyć jak kartkę. Znajdowała tam zawsze jakiś kiepski żart, z którego zawsze się śmiała. Przełknęła niechciane łzy. Już nic nie można było zrobić. Jej przyjaciel leżał w tej cholernej ziemi, podczas gdy ona wciąż żyła.

Cofnęła się i wyciągnęła z komody świeżą bieliznę, po czym ruszyła do przylegającej, do pokoju łazienki. Wzięła prysznic. Chciała zmyć z siebie cały smród poprzedniego miejsca. Nie ważne, że po przyjeździe też brała prysznic. Teraz go potrzebowała znowu.

Równo dziesięć minut później ubrana w biały dłuższy podkoszulek i długie, czarne leginsy stała w kuchni z wilgotnymi włosami i pierwszy raz od wielu miesięcy pomyślała, że wszystko będzie dobrze. Uśmiechnęła się na widok siedzącego brata na tarasie i kradnącego tost. Pomyślała, że dobrze było być w domu. Nic się nie zmieniło.

Wyszła na taras, zaciągnęła się letnim powietrzem i tak znany słony zapach wypełnił jej płuca. Lekki wiaterek poruszał palmami rosnącymi w ogrodzie, a bugenwilla pyszniła się nad basenem. Postawiła bose stopy na przyjemnie chłodnych kaflach i usiadła w wiklinowym fotelu przy metalowym stole ze szklanym blatem.

– A ty nie w pracy? – Zapytała braciszka, kiedy nałożyła sobie jedzenie na talerz.

– Nie, dzisiaj wziąłem sobie wolne. Chcę spędzić dzień z moją małą siostrzyczką. Pasuje ci ta fryzurka – poczochrał jej włosy – bo wyglądasz jak gówniara.

– A ty się tak zachowujesz. – Pokazała mu język. – Cain nie będzie miał ci tego wolnego za złe? – zapytała, czując niepewność odnośnie do tego faceta.

– Mam to w dupie. Moja siostra przyjechała, a ten fiut może mi naskoczyć – warknął.

– Danny, język — skarciła go dosiadając się do nich mama.

– No co? Przecież to kretyn i się zmienił. Nie poznałabyś go, mamo. I przysięgam, że jak jeszcze raz obrazi Holly, odejdę z roboty.

– Ma prawo być wściekły, stracił młodszego brata – wyszeptała, próbując bronić starszego Patersona.

– A ty prawie umarłaś, ale to nie znaczy, że mam być na niego zły, za to co zrobił Preston. Kim on, kurwa, myśli, że jest?

– Możemy o tym nie rozmawiać? – poprosiła i potarła skronie, bo odezwał się ból głowy. Nie chciała do tego wracać. Minęło pół roku, a ona i bez tego miała wyrzuty sumienia. Popatrzyła na swoje śniadanie i mimo że pachniało niebiańsko, straciła apetyt.

– Nie jesz? – Mama wyglądała na zatroskaną. 

– Głowa mnie boli – nie chciała jej okłamywać. – Może spacer po plaży dobrze mi zrobi. – Uśmiechnęła się blado i wstała. – Nie martw się, mamo. Ze mną wszystko dobrze, tylko muszę nauczyć się dalej żyć, bez... – urwała, a ostatnie słowo powiedziała już w myślach. 

Idąc brzegiem plaży po złotych drobinach piasku, przyjemnie ciepła woda obmywała jej stopy. Nie potrzebowała towarzystwa, co też powiedziała rodzinie, kiedy chcieli z nią iść. Wolała pobyć w samotności. Musiała pomyśleć, a nie chciała martwić rodziców ani brata. Wątpliwości dotyczyły jej życia. Wątpiła, że wróci do tego, co było przed wypadkiem. Nie da się, po prostu się nie da, żeby było tak jak dawniej, kiedy jednej z najważniejszych osób w jej życiu już nie było.

Uniosła głowę i zobaczyła w oddali biegnącego chłopaka w jej stronę. W sumie nic niezwykłego, gdyby nie to, że wyglądał naprawdę imponująco. Był dobrze zbudowany, a jego podkoszulek na ramiączkach podkreślał tylko szerokość barków, co nawet z tej odległości było widoczne. Im był bliżej, tym dostrzegała więcej szczegółów z jego wyglądu takie jak: ogoloną głowę, wytatuowane ramiona. Te tatuaże dały jej do myślenia. To znaczy pełno mężczyzn je miało, a jedną z takich osób, która mieszkała po sąsiedzku, był Cain. Coś w biegnącym mężczyźnie wydało się jej znajomego, jednak nie zamierzała tego sprawdzać. Odwróciła się, gdyż wolała, żeby przebiegł obok, jakby ona była niczym więcej niż powietrzem. 

Serca z papieruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz