7.

700 51 3
                                    

Szampańskiego Sylwestra, nawet jeśli w samotności! Niech Moc będzie z Wami! <3

REY'S POV

Co to miało być?!
- Co się stało? - zapytał Luke za moimi plecami, mając na myśli dziurę wystrzałową w domku.
- Czyściłam blaster i po prostu wystrzelił.
- Huh. Cóż, chodźmy. Słońce już wschodzi, a ja nie mam czasu.

- Kim były te dziwnie ubrane stworki?
- To opiekunki świątyni.

- Chyba za mną nie przepadają.
- A dziwisz im się? 

Przewróciłam oczami.  Jeśli jego treningi polegają na łażeniu po tej wyspie, to tracę tylko niezbędny dla Ruchu Oporu, czas. Gdy jednak stanęliśmy na ulokowanym wysoko w górze, cyplu, uspokoiłam się.

- Co wiesz o Jedi? I Mocy?
- Jedi to rycerze pokoju, żyjący w celibacie i...
Prychnął.
- Wyczytałaś to z jakiejś bajki? Gdyby tylko taka była rzeczywistość... A co z Mocą? Co o niej wiesz?
- Moc to taka, taka siła, którą Jedi używają do podnoszenia rzeczy i mieszania ludziom w głowie?
- Pytasz czy odpowiadasz?
- Ja...
- Nieważne, lecz niesamowite. Każde słowo, które powiedziałaś było błędne.
- Jestem tu po to, żeby przyprowadzić cię przed oblicze twej siostry. - zawstydziłam się.
- A ja nawet nie wiem czemu tu jestem. A teraz siadaj.
Usiadłam po turecku na wielkim głazie.
- Widzisz Moc jest w każdym. Otacza nas. Jest siłą, która wiąże zło i dobro oraz każdą żyjącą istotę. Ważne, żebyś to wiedziała.
- A midichloriany?
- Czytałaś coś?
- Nie. - skłamałam.
- To bujda.
- Ale...
- A nawet jeśli to tylko bezużyteczny fakt.
- Skup się i posłuchaj.
Przytaknęłam.
- Zamknij oczy i... Oddychaj... Sięgnij przed siebie...
Podążałam za jego wolno wypowiedzianymi słowami i wyciągnęłam rękę naprzód. Poczułam coś opuszkami palców.
- Chyba coś czuję! - wykrzyczałam z radością.
- Tak? To Moc! Musisz być silna, skoro ją czujesz.
Ta Moc, którą rzekomo czułam była zwyczajnym badylem, a ja zwyczajnie dostałam po łapach z powodu mojej głupoty. Podekscytowanie jednak dalej trwało.
- Chodzi ci o to, żebym tak sięgnęła, no, w głąb siebie, nie?
Luke uniósł brew, jakby niemo mówiąc "a jak myślisz?".
Odchrząknęłam, zamykając oczy i zostawiając tą nieszczęsną dłoń na kamienistym podłożu.
- Oddychaj. Po prostu; oddychaj. Zajrzyj w głąb siebie. Co widzisz?
Otoczenie ucichło. Moc trzymała mnie w swych objęciach, ukazując mi różne obrazy: - Widzę... Wyspę. Śmierć i rozkład, która rodzi życie. Ciepło. Zimno. Pokój. Przemoc.

- A pomiędzy?

- Równowagę i energię. Moc.
To wszystko mimo swej brzydoty było piękne. 

- A w tobie?
- Tę samą Moc. - uśmiech nie schodził z mojej twarzy dopóki nie zobaczyłam głębokiej dziury owianej mroczną aurą, ale czy na pewno złą? - Jest coś jeszcze. Ciemne miejsce. Woła mnie.

- Oprzyj się mu, Rey! Oprzyj się!
Nie dochodziło do mnie wtedy znaczenie tych słów. Musiałam zagłębić się w niewiadomą. Pokusa była zbyt duża, by jej odmówić. Usłyszałam szepty mówiące moje imię i krzyk. Krzyk Luke'a? Wybudziłam się z koszmaru. Pod moją dłonią kruszyła się skała, a z powietrza runął drobny deszcz kamyków.
- To była ciemność, a ty nawet się nie zawahałaś, by w nią wejść!
- Nie widziałam tam ciebie. Odciąłeś się od Mocy? - po namyśle, sama sobie odpowiedziałam: - Oczywiście, że to zrobiłeś.
- Nie kwestionuj moich wyborów. Nie zrobiłem tego bez przyczyny. Taką siłę, jaką posiadasz widziałem już wcześniej u Bena Solo. Wtedy się nie przeraziłem. Byłem zaślepiony dumą, ale teraz, teraz jestem przerażony.
Poczułam się winna. Zdenerwowana zostałam na klifie, wpatrując się w horyzont. Czy Luke'owi naprawdę pasowała taka samotność? Życie na odludziu. Bycie odludkiem. Na Jakku z pewnością byłam samotna, ale nie sama. Choć teraz nie oddałabym moich przyjaciół za marny żywot na tej piaskowej planecie z Unkarem, któremu muszę być posłuszna, jeśli nie chcę umrzeć z głodu. Wreszcie wstałam, biorąc kij do ręki. Musiałam się wyładować po tym dziwnym doświadczeniu. W pewnym sensie wiedziałam, że ktoś mnie obserwuje. Trudno jednak było mi stwierdzić czy był to z oddali Luke czy może z bliska przeklęty Ren. Do osiągnięcia płynności w walce z kijem zajęły mi lata lejącego się krwi i potu. Nie raz byłam bita, gdy przyłapano mnie na byciu zbyt ciekawską albo jak ktoś woli to nazwać; na byciu zwyczajnym dzieckiem ciekawym świata. Zamknęłam oczy i zamachnęłam się, zatrzymując broń tuż przy krawędzi. Przelotnie spojrzałam na miecz świetlny wystający z torby i wtedy pomyślałam czemu by nie poćwiczyć z tym. Ciągnęło mnie do przewagi nad śmiercią. Znaczy... Nie wiem, jak to nazwać. Poważyłam "ostrze" w dłoni. Wydawało się dziwnie lekkie, ale zarazem idealnie leżało w dłoni. Powtórzyłam wcześniejsze sekwencje ruchów. Uczucie, które mnie ogarniało było wprost nie do opisania. Głaz został rozcięty na dwie spore części. Jedna upadła z hukiem do wody. Zmachana i dziwnie zadowolona z owoców samodzielnego treningu, zbiegłam z pagórka, poruszając się wzdłuż brzegu, z powrotem do wioski. Nagle poczułam czyjąś obecność. Przez moment byłam pewna, że to Ren, ale myliłam się. Stał tam Luke.
- Widziałem, jak walczysz. - było to bardziej stwierdzenie, aniżeli komplement. - Musisz dowiedzieć się parę rzeczy na temat Jedi. Chodź za mną.

Więc poszłam, tak jak robiłam to przez ostatnie godziny i zapewne będę przez te najbliższe. Mistrz ukazał mi wnętrze świątyni otwarte na prażące słońce. Czy naprawdę przećwiczyłam tyle czasu, że już zachodzi? Okryła nas pomarańczowa poświata. Usiadłam przy wielkim symbolu narysowanym na posadzce z maleńkich płyt. Starzec odezwał się. Tym razem nie słyszałam w jego głosie pretensji. Może wreszcie ściągnął tę maskę niechęci.
- Rey, musisz zrozumieć,  że Jedi, oni nigdy nie byli święci. Teraz są stawiani na piedestale, bo nie wiedzieć czemu ludzie stracili nadzieję w...
- Nie wiedzieć czemu? Cała galaktyka żyje w terrorze Pierwszego Porządku!

Mężczyzna oparł się o drzewne ściany pomieszczenia i westchnął głęboko. Zmarszczki na jego twarzy wyostrzyły się.
- Sęk w tym, że ja nic nie zdziałam. Jedi też. Przyszłość zależy od zwykłych ludzi; żołnierzy. Tak wygraliśmy poprzednią walkę. 

- Ale potrzebujemy cię. Potrzebujemy rycerzy Mocy. Ja potrzebuję kogoś, by wskazał mi drogę.
Luke zaśmiał się krótko.
- Dziecko, już za czasów Dartha Sidiousa Jedi nie zdziałali zbyt wiele. Stali się pyszni. Pewnie nawet tego nie wiesz, ale największego Sitha mieli pod ręką, bliżej, niż mogłoby się to wydawać, a ten i tak dał radę zniszczyć Republikę i stać się władcą Imperium.
- Ale później ty zobaczyłeś dobro w swoim ojcu, tak? Odkupiłeś Dartha Vadera. Razem pokonaliście zło. Wy, Jedi! To musi coś znaczyć!
- To znaczy, że nikt nigdy nie jest stracony.
- Wydaję mi się, że masz inne zdanie na temat Kylo Rena.
Spuścił wzrok i podszedł do mnie. Z niewytłumaczalnego powodu uśmiechnął się pod nosem.
- Zależy ci na nim?
- Co? - wzdrygnęłam się.
Machnął ręką w rozbawieniu.

- Ben był dobrym chłopcem, póki Snoke nie zasiał w nim zła. Miał ogromny potencjał, by zostać jednym z największych Jedi, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi. Dlatego właśnie przyprowadziła go do mnie Leia. I Han, który zareagował, jak Han. Ale Leia... Ona powierzyła mi własne dziecko, a ja... - schował twarz w dłoniach. - Ćwiczył więcej niż inni. Szybciej pochłaniał wiedzę. Wszystko robił lepiej od reszty. A ja w międzyczasie stałem się jednym z tych pysznych mistrzów, bardziej zadowolonych z własnych nauk, niż z jego postępów. Kiedy poczułem, że w jego sercu dojrzewa mrok i zobaczyłem ile zła wyrządzi w przyszłości, chciałem go uspokoić. Po prostu porozmawiać, a on zaatakował mnie. Tej nocy spalił świątynię, część uczniów zabrał pod swoje skrzydła, a resztę zamordował.

- Wiedziałam, że Ren jest zły, ale nie...
- Jesteś młoda i naiwna. Wierzysz w dobro w najokrutniejszych. To dobra cecha. Nie zatrać jej.
- Ale to chyba niemożliwe, prawda? Odkupienie Rena?
- Chyba nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Widzisz więc- szkolenie następnego pokolenia rycerzy Jedi? Spróbowałem raz i poniosłem porażkę. 

- Nie ty. Nie zawiodłeś Kylo Rena. To Kylo Ren cię zawiódł. Ja tego nie zrobię.

Luke wydawał się zaskoczony moim oświadczeniem. Zakomunikował, że pójdzie już, zostawiając mnie sam na sam z moimi myślami.
Ren zabił dzieci. Ren sam był dzieckiem. Jak mógł być tak okrutny? Potrzebowałam tej rozmowy. Teraz jestem pewna, że zasługuje jedynie na śmierć. Poczułam jego obecność tuż przed sobą. Pomimo tego, że wyprzedził mnie, pytając zaciekawionym tonem:

- Czemu Moc nas łączy? Ciebie i mn...

Z łatwością odnalazłam odpowiednie słowa:

- Ty mordercza żmijo! Jesteś za późno. Przegrałeś! - słowa wylewały mi się jedno za drugim. Tyle czasu obmyślałam, co mu powiedzieć, jak go zobaczę. Wtedy myślałam "jeśli". Zrobiło mi się duszno, a twarz na pewno przybrała purpurowy odcień.
- Znalazłam Skywalkera!
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Jakby był kompletnie ich pozbawiony. Jakby nie był człowiekiem.
- Opowiedział ci co się stało? Tej nocy, gdy spaliłem jego świątynię? Powiedział dlaczego? - dystans pomiędzy nami wydawał się nie do przejścia.

- Wiem wszystko, co muszę wiedzieć. - zaatakowałam go.

- Wiesz? Ach, tak wiesz. Powiedział ci wszystko. Masz to spojrzenie. Z lasu. Kiedy nazwałaś mnie potworem.

- Jesteś potworem! - przypomniałam sobie o Hanie, kadetach Luke'a, jego załamanej matce, zawodzie, jaki sprawił rodzicom, o wszystkich niewinnych istotach, które zamordował z zimną krwią.

- Tak, jestem.
I po tych słowach, zniknął.

----------

Zostawcie coś po sobie! Gwiazdki i komentarze mile widziane! To dla Was jedynie parę sekund, a mi daję silną motywację, żeby pisać dalej! <3


Zapraszam także do czytania innych opowiadań mojego autorstwa! Od kryminałów, przez dramaty, sci-fi, superbohaterów, aż po amatorską poezję!

Feel me || Reylo [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz