3.

952 60 7
                                    

REY'S POV

- Co z nim? - spytałam, kiwając głową w stronę Finna. Stałam nad nim z zatroskanym wyrazem twarzy. Nie miał tu nikogo. Przecież oboje byliśmy tu nowi.
- Ma obszerne rany na kręgosłupie. Będzie potrzebował specjalistycznego kombinezonu. - odpowiedziała szczupła szatynka w średnim wieku. Wyglądała na niesamowicie zmęczoną. Zresztą; nie ma co się dziwić. Leżało tu tyle rannych.
- Kombinezonu? - byłam ciut zdezorientowana. Samo jego łóżko z tymi wszystkimi guzikami i pokrętłami wyglądało niepokojąco.
- Tak. Takiego z przenośnymi kroplówkami. Będzie teraz musiał przyjmować ogromne dawki substancji odżywczych, witamin i antybiotyków. Może wdać się zakażenie.
- Ale... To raczej nieprawdopodobne, prawda? - zaniepokoiłam się. Finn zaczął ciężko oddychać. Majaczył coś niezrozumiałego przez sen. Biedaczysko. Gdybym tylko wcześniej sięgnęła po miecz. Gdybym...
- Nie obwiniaj się. - obok mnie pojawił się czarnowłosy mężczyzna w pomarańczowym skafandrze lotniczym. - Widziałem go w akcji. Wyliże się z tego. - dodał pewnie. Skłamałabym mówiąc, że jest odpychający. W przeciwieństwie do Rena.
Lekarka poprawiała jego bandaż, kiedy przed moim nosem pojawiła się wyciągnięta dłoń.
- Poe. Poe Dameron. - przedstawił się.
- Rey.
- Rey...? - oczekiwał czegoś więcej, ale tylko tyle miałam.
- Tylko Rey.
Ku mojej uciesze, wycofał rękę. Nienawidziłam kontaktu fizycznego.
- Ty i Finn jesteście...?
- Przyjaciółmi. Właściwie dopiero niedawno się poznaliśmy.
Skinął głową ze zrozumieniem.
- A ty?
- Poznałem go w bazie Pierwszego Porządku. Był...
-Szturmowcem.
- Powiedział ci?
- Tak.
- Odważny skurczybyk, ten Finn. A na początku nawet nie miał imienia.
- Nie rozumiem.
Czarnoskóry jęknął. Na jego twarzy malował się grymas cierpienia. Z czoła spływały krople potu, a usta drżały niespokojnie. Wyglądał mizernie. Nie, nawet nie mizernie- tragicznie.
- Był zły, wybrał stronę. Zdradził swoich. Teraz ma nawet własną tożsamość. Nie lada wyczyn, jak na sprzątacza bazy.
- Czekaj; co? - nie mogłam powstrzymać zdziwienia. Z trudem ukrywałam uśmiech.
- Myślałaś, że był tam wielką szychą, co? Wiele o nim jeszcze nie wiesz. Mam nadzieję, że będę miał jeszcze okazję z nim pogadać. - podsumował z żalem, zanim na sali pojawiła się generał Leia Organa.
- Jeszcze się zobaczymy. Wierzę w to. Dziękuję, przyjacielu. - złożyłam pocałunek na czole Finna i oddaliłam się od niego.
- Rey, tak? Tyle o tobie słyszałam. - posłała mi serdeczny uśmiech. Widać, że nie było jej łatwo. Przeżyć tyle nieszczęścia, zobaczyć tyle wojen,  stracić tylu dobrych ludzi i... Stracić Hana.
- Jak wygląda sytuacja, doktor Harter?
- Mamy wielu rannych. Więcej, niż sprzętu medycznego.
- Cholera... A raport zgonów?
- Potwierdzono na razie czterdzieści trzy osoby.
Generał westchnęła głośno, łapiąc się za pierś. Spuściłam oczy w dół. Poe stanął po drugiej stronie łóżka, opuszkami palców dotykając spoconej dłoni Finna. Zmarszczyłam brwi, lecz zanim zdążyłam zareagować na cokolwiek, Leia położyła mi rękę na ramieniu i poprosiła mnie na słówko. Jej kwatera znajdowała się dwa hangary dalej. Ruch Oporu wrzał. Pomimo wśródogarniającej całą krainę, zieleni, przed oczami miałam tylko bezustannie przewijające się barwy szarości i pomarańcz oraz krwi. Przełknęłam z trudem ślinę, dyskretnie spoglądając na zwłoki żołnierzy przykrytych czarnymi płachtami.
- Należy im się uroczysty pogrzeb. Chociaż tyle mogę dla nich zrobić. - powiedziała nagle Leia łamiącym się głosem, jakby czytała mi w myślach.
Niebo dalej rozświetlone było oślepiającym blaskiem szczątek Starkillera. Ciekawe ile ponieśli strat. U mnie można naliczyć jedynie parę świeżych siniaków i pewne otarcia. Przeczuwałam o co chodzi generał. Nie bez powodu się tu znalazłam. W dodatku z mieczem Skywalkera w dłoni. Wreszcie dotarliśmy do naszego celu. Leia poprosiła bym usiadła. Do sali zaraz wparowały droidy. Jednego rozpoznałam od razu:
- BB-8! - krzyknęłam z radością, upadając na kolana, by pogładzić czubek jego okrągłej łepetyny. Zachichotałam, gdy zaczął szybko i niezrozumiale opowiadać swoje niedawne przygody. Mi też się ich trochę uzbierało.
- Rey, poznaj C3PO i R2D2. - starsza kobieta wskazała na pozostałe roboty; złotego humaidailnego, który pomachał do mnie czerwonym ramieniem i rzekł:
- Cała przyjemność po mojej stronie. Jestem droidem protokolarnym. Znam ponad...
- 3PO, teraz nie czas na to. - skarciła go.
- Ach, tak. Przepraszam, generał Organo. - z żalem wycofał się. Zachowywał się, jak człowiek. Samym kształtem uderzająco przypomniał gatunek ludzki. Nagle radośnie zapiszczał drugi. Przywitał się, kiwając na krótkich podstawkach, dzięki którym mógł sunąć po ziemi. Niebiesko-biała puszka, której poniektóre guziki świeciły na nieustannie zmieniające się kolory, jakby ukazując jej wewnętrzne odczucia bez słów, była niesamowicie zniecierpliwiona. Wszystkie droidy chciały bym udała się za nimi, w głąb pomieszczenia.
- Nie miej im za złe tej zarozumiałości. To dobre droidy.
Po chwili ciszy, podczas której ze smutkiem spojrzała gdzieś w przestrzeń przed siebie, zachęciła mnie bym ruszyła za nią. Z nieodpartą ciekawością spojrzałam w bok, tam gdzie na moment spoczął wzrok Lei. Widniało tam zdjęcie Lei z Hanem i małym czarnowłosym dzieckiem. Kylo Ren. Ciekawe czy kiedykolwiek się uśmiechał. Szybko nadrobiłam dystans pomiędzy kobietą, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Nie jestem już zbieraczką złomu, a tym bardziej złodziejką. Wreszcie ujrzałam panel nad którym unosił się hologram. Ukazywał on jakąś mapę.
- Czy to...? - spytałam niepewnie.
- Tak. Skompletowaliśmy mapę. Teraz znamy miejsce pobytu Luke'a. Po tylu latach... Wreszcie go odnaleźliśmy. - uśmiechnęła się blado.
Podskoczyłam, gdy niespodziewanie usłyszałam znajomy ryk Chewbacci.
- Oh, Chewie. - westchnęła zadowolona pani generał, wtulając się w jego grube futro. Rodzina Hana. Czasem zastanawiam się czy to nie lepiej, że jestem sama. - Dobrze, że już jesteś, Chewie. - powiedziała przez łzy. - Potrzebna mi twoja pomoc.
W odpowiedzi zaryczał, mówiąc, że zrobi wszystko, o co poprosi.
- Zabierz Rey na wyspę Luke'a.
- Co? - zapytałam zdezorientowana.
- Kochana, słuchaj. - zaczęła łagodnie, ujmując moją dłoń. Automatycznie wycofałam swoją. - Masz Moc. Możesz być Jedi.
- Jedi?
- Tak, ale tylko z pomocą Luke'a.
Kiwnęła głową.
- Wiem, że to dla ciebie ciężkie. Nie mamy za wiele czasu, nim Pierwszy Porządek namierzy naszą bazę. Ba, możliwe, że już nas namierzyli, ale mogę zagwarantować ci jeszcze go...
- Nie. - ucięłam, zdecydowana. - Pojadę. Choćby i teraz. Zaraz.
Leia zaśmiała się krótko.
- Pomimo tego, że bardzo bym tego pragnęła, najpierw musimy cię doprowadzić do porządku.
- Ach, no tak. - zarumieniłam się, patrząc na moje zabrudzone ciuchy.
- W hangarze obok są łaźnie. A tutaj... - wyjęła z szafki obok stosik ubrań. - Masz coś na zmianę.
- Dziękuję. - niepewnie przyjęłam jej rzeczy.
- Trafisz tam sama? - zapytał Poe.
- Tak, dzięki. Zostań z Finnem. - uśmiechnęłam się znacząco. W odpowiedzi chłopak zadrżał niespokojnie i odsunąwszy się od czarnoskórego, stracił z nim kontakt dotykowy. Puściłam mu oczko, próbując go pokrzepić. Niepewnie odwzajemnił uśmiech. I choć dopiero go poznałam, domyśliłam się, że po raz pierwszy zdarzyło mu się zachować w ten sposób.
- Do zobaczenia, Finn. - ucałowałam swą dłoń, przystawiając ją do jego mokrego czoła.
- Czekamy, Rey. - powiedziała Leia, gdy ruszyłam do wyjścia.
Za drzwiami, oślepiło mnie słońce. Trzeba było się spieszyć. Każda minuta się liczy. Nie dzieliło nas wiele od katastrofy. Rebelianci biegali w rozgardiaszu, chowając wszystko do wielkich skrzyń. Baza wyglądała na coraz bardziej opustoszałą. Dotarłam do kabin prysznicowych. Byłam kompletnie sama. W odosobnieniu, rozebrałam się, z dziwnym nostalgicznym sentymentem, wrzucając stare ciuchy do kosza. Weszłam pod letni strumień wody, za szklaną ścianką, która parę sekund później zaparowała. Woda splamiła się brudem z Jakku i krwią ze Starkillera. Odetchnęłam z ulgą, rozplątując koki. Nie chciałam stąd wychodzić i wracać do tego chaosu,  tam na zewnątrz. Marzyłam, by tu zostać, wsłuchując się w dźwięk kropel, spływających po moim obolałym ciele. Dopiero teraz czułam się osłabiona walką z Renem. Niech go diabli... AH! Gwałtownie odskoczyłam, obijając się o zimne szkło. Po całej twarzy rozprzestrzenił się ucisk niewyobrażalnie dziwacznego rodzaju. Co do... Nagle to dziwne uczucie minęło. Ocknęłam się i natychmiast wyszłam z kabiny. Chyba za dużo tam siedziałam. Aż zaczęło mi się kręcić w głowie... Ubrałam nowe ubrania, spięłam jeszcze wilgotne włosy w trzy koki i zabrałam swą laskę. Leia na odchodne dała mi niewielkie zaopatrzenie, wraz z nadajnikiem, który intensywnie świecił, gdy znajdował się blisko swego odpowiednika, którego nosiła na nadgarstku. Sokół Milenium już czekał z Chewiem siedzącym za sterem. Przeszyło mnie poczucie winy, jakby wstyd, że będę siedziała tam, gdzie siedział jeszcze niedawno Han. Leia posłała mi krzepiący uśmiech, a gdy postąpiłam pierwszy krok na schodku statku, odwróciłam się za dźwiękiem swego głosu.
- Niech Moc będzie z tobą.

----------

Zostawcie coś po sobie! Gwiazdki i komentarze mile widziane! To dla Was jedynie parę sekund, a mi daję silną motywację, żeby pisać dalej! <3


Zapraszam także do czytania innych opowiadań mojego autorstwa! Od kryminałów, przez dramaty, sci-fi, superbohaterów, aż po amatorską poezję!

Feel me || Reylo [Zawieszone]Where stories live. Discover now