Ale kiedy znalazłem się na zewnątrz, uświadomiłem sobie, że nie mam pojęcia, gdzie się znajduje. Rozejrzałem się dookoła, mając nadzieje, że coś znajomego rzuci mi się w oczy, ale nic takiego nie miało miejsca. Nie wiedziałem nawet, jak daleko odjechałem od mojego domu. I tak bardzo jak nie chciałem prosić o pomoc, tak bardzo jej potrzebowałem, co sprawiało, iż nienawidziłem siebie jeszcze mocniej, ponieważ nie chciałem rozmawiać z kimkolwiek. Chciałem pobyć w samotności, nie przejmując się innymi ludźmi, którzy jedyne, co potrafią robić to zawodzić. A ja okropnie znosiłem, kiedy ktoś komu ufam, nadwyrężał to i mnie ranił. Nie byłem pewien czy pozbieram się po tym. Wyjąłem telefon z kieszeni mojej bluzy i z walącym sercem wybrałem numer do jedynej osoby od której chciałem w tym momencie pomocy. Gdyby nie on, pewnie błąkałbym się po nieznanych uliczkach jeszcze długo. Jednocześnie miałem wyrzuty sumienia, ponieważ od dawna nie rozmawialiśmy, a ja nagle dzwonię tylko dlatego, iż mam kłopoty. Nie byłem dobrym przyjacielem w ostatnim czasie, ale po to chyba są, prawda? Aby pomagać i nie oczekiwać niczego w zamian. Zresztą, Niall był chyba ostatnią osobą na ziemi, która odmówiłaby mi czegokolwiek. Byłem większym palantem w przeszłości i o wszystkim szybko zapominał. Nie powinienem się obawiać.

Lekko uspokojony nacisnąłem zieloną słuchawkę, szukając nazwy ulicy na której się mogłem znajdować. Gdy dostrzegłem tabliczkę na jednym z budynków, odetchnąłem uspokojony. Powinienem prawdopodobnie wcześniej do niego zadzwonić, ale chyba właśnie tego potrzebowałem. Chwili samotności.

- Hej. –przywitałem się, gdy odebrał. – Przepraszam, że nie odzywałem się wcześniej, ale sprawy nieco się pokomplikowały i potrzebuje twojej pomocy. – Niall długo się nie odzywał. Zacząłem się zastanawiać czy wciąż znajduje się na linii. – Jesteś tam? – próbowałem go przyspieszyć, ponieważ czułem jak powoli ogarnia mnie panika.

- Tak. – odchrząknął. – Jestem.

- Wiem, że ostatnimi czasy nie zachowywałem się jak najlepszy przyjaciel, ale...

- Rzucił cię, prawda? – przerwał mi gwałtownie. Automatycznie zaniemówiłem, nie wiedząc, jak mam zareagować. Otworzyłem usta, aby coś powiedzieć, ale chyba żadne słowa nie były odpowiednie w tym momencie. – Tak myślałem. – dodał, biorąc ciszę, która nagle się pojawiła za twierdzącą odpowiedź. – Więc kiedy byłeś z nim szczęśliwy, ja nie miałem dla ciebie żadnego znaczenia, a teraz dzwonisz i mówisz mi, że potrzebujesz mojej pomocy?

- Niall to nie tak... - próbowałem mu wytłumaczyć, ale on najwyraźniej nie chciał mnie słuchać.

- Zdajesz sobie sprawę, że przez ostatnie kilka dni, delikatnie mówiąc nie czułem się najlepiej? I cholernie chciałem z kimś porozmawiać. Wróć. Chciałem porozmawiać z tobą. Ale nigdy nie miałeś dla mnie czasu. Wiesz, że parę razy nawet nie odebrałeś telefonu? I naprawdę teraz dzwonisz i prosisz o pomoc... - widziałem wręcz oczami wyobraźni jego gorzki uśmiech i miałem ochotę strzelić sobie w twarz. – Wiedziałem, że to tylko kwestia czasu zanim z tobą zerwie, ale nie chciałem cię dołować, bo tak robią przyjaciele. Wspierają cię.

Poczułem jak moje oczy pieką, więc przetarłem je palcami, starając się z całych sił nie rozpłakać, chociaż ten jeden raz.

- Nie masz pojęcia jak mi jest przykro w tym momencie, ale ja naprawdę potrzebuje... - usłyszałem tylko dźwięk zakończonego połączenia. Zacząłem ciężej oddychać nie wierząc, że to się dzieje naprawdę. Zostawił mnie w takim stanie? Byłem wściekły. Wściekły i sfrustrowany. Wybrałem szybko ponownie do niego numer. – Niall? Niall, odbierz. Proszę. – wyszeptałem, mając nadzieje, że to zrobi i powie, że jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele się nie zostawiają w potrzebie. - Odbierz ten cholerny telefon! – krzyknąłem, kiedy za trzecim razem nie mogłem się do niego dodzwonić. Powstrzymywałem się resztkami sił, żeby nie cisnąć urządzeniem z całej siły o chodnik. Ale stwierdziłem, że to mi przyniesie tylko chwilą ulgę, a w środku nadal pozostanie ten straszliwy żal. – Nasza przyjaźń od początku nie była nic warta. Żałuje, że wpuściłem cię z powrotem do mojego życia. – powiedziałem do jego zdjęcia w moim telefonie i zaciskając mocno na nim dłoń schowałem go z powrotem do kieszeni. Powinienem był się domyśleć, że jeżeli jest za dobrze, to prędzej czy później musi być źle. Dlatego nie chciałem poddać się szczęściu. By potem nie cierpieć. Ale to nic nie dało. Moje starania legły w gruzach, bo życie to nie nasze wyobrażenia. Mogłem w mojej głowie mieć miliony scenariuszy najrozmaitszych sytuacji, mogłem obmyślać przeróżne reakcje na daną sytuację, mogłem wyobrażać sobie to, co powinienem czuć w danej chwili, ale to wszystko nie miało znaczenia, w chwili kiedy przyszło zmierzyć mi się z tym na żywo. Wtedy zapominałem o tym, a w zamian zaczynały mną rządzić emocje.

Letters to you | Larry StylinsonWhere stories live. Discover now