— To ja może panu pomogę? — Chętny pomóc pracodawcy błyskawicznie odpiął pasy bezpieczeństwa i pociągnął za klamkę.

— Nie potrzebuję niańki, Clark. Sam sobie dam radę — powiedział sucho, ponawiając próbę, która o dziwo okazała się sukcesem.

Trzasnął gniewie drzwiami, po czym przeczesał palcami potargane włosy, podążając chwiejnym krokiem w stronę wejściowych, przeszkolonych drzwi, uprzednio wkładając dłonie w kieszenie ciepłej ciemnoszarej bluzy.

***

Anabella usiadła na łóżku, rozglądając się nerwowo po przestronnym pokoju urządzonym w stonowanych barwach. Biała komoda, lustro w czarnej ramie, szara lampa, stojąca w prawym rogu pomieszczenia. Duży masywny obraz, na którym znajdowały się licznie linie oraz koła różnej wielkości, był jednym z ciekawych przedmiotów, które przykuwały jej uwagę.

Postanowiła położyć się i odpocząć, by rankiem w pełni sił poszukać pracy. Chciała jak najszybciej opuścić mieszkanie Larisy. Wprawdzie kobieta pomogła jej, jednakże Bella stwierdziła, iż nie może zbyt długo nadużywać jej gościnności. Głośne dźwięki dobiegające zza drzwi sprawiły, że blondynka natychmiast odrzuciła od siebie owe myśli, zastanawiając się nad tym, kto mógł odwiedzić kobietę. Biorąc pod uwagę fakt, że było już bardzo późno, musiało to być naprawdę ważne, skoro ktoś nie mógł z tym poczekać, chociażby do następnego dnia.

Nieodpowiednie, a zarazem niegrzeczne było podsłuchiwanie pod drzwiami, jednak rozmowa była coraz głośniejsza, a sytuacja stawała się bardziej napięta, wręcz nie do zniesienia. O ile blondynka próbowała zamknąć oczy, o tyle pod wpływem głośnego, męskiego, pijackiego bełkotu natychmiastowo otworzyła je, siadając gwałtownie na łóżku. Słyszała stłumiony głos, lecz nie potrafiła dokładnie go rozpoznać, choć chwilami zdawał się jej znajomy. Ciekawość wzięła nad nią górę. Wolnym krokiem podeszła pod drzwi, uprzednio kładąc delikatnie na nich obydwie dłonie. Przekręciła głowę na bok, przykładając policzek do drewnianej powłoki. Kiedy dźwięki stawały się wyraźniejsze, niemal wszytko mogła usłyszeć.

— O co ci chodzi? — zapytała zdenerwowana kobieta. — Przyszedłeś tutaj zalany w trupa, wrzeszczysz w moim mieszkaniu o pierwszej w nocy jakbyś nie mógł przełożyć tego na inny dzień. Powtarzałam ci przez telefon, że jestem zajęta. Wprawdzie zawsze znajdowałam dla ciebie czas, ale Mike, proszę cię, zobacz, jak ty wyglądasz. Tylko spójrz na siebie. Co się z tobą dzieje, do jasnej cholery?

Mike, Mike, Mike. Imię to odbijało się w głowie Belli niczym pingpongowe piłeczki uderzające o stół. Gorąca fala zalała jej ciało, przyprawiając o niemiłosiernie kołatanie serca, którego w żaden sposób nie potrafiła się wyzbyć. Dudniło w jej piersi niczym młot pneumatyczny rozrywający gruby beton. Pod wpływem silnego przypływu emocji zachwiała się na nogach, odchodząc tyłem od drzwi z dłonią przystawioną do ust.

— To on, to on... — powtarzała nieustannie. — Nie może mnie tutaj zobaczyć, nie może. — Drżała na samą myśl przed kolejnym spotkaniem.

Była oszołomiona i wytrącona z równowagi, dlatego też nie zdążyła nawet przeliczyć kroków, jakie dzieliły ją od pobliskiej szafki. Trzask tłuczonej szklanki zniszczył wszystko. Przełknęła nerwowo ślinę, przeklinając siebie w duchu za swoją bezmyślność oraz nieuwagę.

Brawo idiotko — pomyślała.

Schyliła się, próbując pozbierać ostre, lśniące od światła lampy drobinki. Nie chciała dodatkowo zrobić sobie krzywdy, toteż starała się uważać, jednak drżące dłonie utrudniały jej to. Nim się spostrzegła, do pokoju wszedł on. Mężczyzna z lodowatym sercem. Mężczyzna, którego nie chciała znać.

Anabella - ZakończonaWhere stories live. Discover now