Z odrętwienia wyrwało go dopiero pukanie do drzwi. Miał nadzieję, że był to Feivarr, który jednak się rozmyślił i postanowił z nim zostać. Ignorując zupełnie bunt swoich zdrętwiałych nóg, dopadł do drzwi i z impetem otworzył je na oścież.

Po drugiej stronie stała młoda dziewczyna, tak zaskoczona jego reakcją, że z jej ust wyrwał się cichy okrzyk.

– Przyszłam żeby zabrać was na próbę – wyszeptała, speszona jego jawnym rozczarowaniem jej osobą. – Jeśli nie macie nic przeciwko...

– Nie, nie mam nic przeciwko – przerwał jej gwałtownie. – Niestety, mój przyjaciel musiał wyjechać i wróci za tydzień. Mam nadzieję, że to nie problem.

– To ogromny problem – westchnęła dziewczyna z tak autentycznym smutkiem, że od razu przeszła mu cała złość. – Za trzy tygodnie królowa ma urodziny i musimy już zacząć próby... Myślisz, że uda mu się nauczyć całego repertuaru?

– Tak – odparł, uśmiechając się do niej mimowolnie. – Nie musisz się o to martwić.

– To cudownie! – ucieszyła się i również uśmiechnęła. – Jestem Merri i mam się wami opiekować.

– Odair – przedstawił się i ruszył za nią przez labirynt korytarzy zamku. – Mam nadzieję, że nie będę sprawiał ci problemów. Przynajmniej niezbyt często.

– Wolałabym raczej, żebyś sprawiał problemy. Wtedy mogłabym spędzać więcej czasu z tobą i twoim przyjacielem – spojrzała na niego spod rzęs, a w jej pełnych piegowatych policzkach znów pojawiły się dołeczki. – Oczywiście, jeśli nie macie nic przeciwko.

Okazało się, że nie miał nic przeciwko. W prawdzie Merri nie była w stanie zastąpić mu Feivarra, ale rozmowa z nią pomogła mu otrząsnąć się po jego odejściu. Uśmiech niemal nigdy nie schodził jej z twarzy, a co najważniejsze – nie zadawała mu kłopotliwych pytań.

Zaprowadziła go prosto do sali, w której miały odbywać się ich próby. Dźwięki uciekały na zewnątrz przez wszystkie jej drzwi i okna, ciągnąc go do środka z taką siłą, iż od razu zrozumiał, dlaczego chciał udawać właśnie barda. Zbyt bardzo kochał muzykę, aby przed nią uciec. Dał się wciągnąć Merri do środka, zbyt późno zdając sobie sprawę z narastających w nim obaw.

Próba trwała w najlepsze, ponad pięćdziesięciu muzyków śpiewało i grało tę samą piosenkę, śmiejąc się przy tym beztrosko. Pomiędzy nimi plątała się nie tylko służba, ale i kilkoro wyżej urodzonych mieszkańców zamku. Jeden mężczyzna znacząco wyróżniał się spośród tłumu – nie sposób było przeoczyć jego wysokiej sylwetki i długich śnieżnobiałych włosów.

– Przyprowadziłam go, panie czarodzieju! – zawołała Merri, podbiegając do Siribana i uśmiechając się do niego jak do zaufanego przyjaciela. Gencielowi aż ciarki przebiegły po plecach.

– Dziękuję, kochanie – zaśmiał się w odpowiedzi i pogłaskał ją po głowie. – Ale prosiłem cię również, żebyś zwracała się do mnie po imieniu.

– Jakże bym mogła... – zaczęła, speszona jego otwartością, ale błyskawicznie urwała, bo w tym momencie cała uwaga czarodzieja była skupiona już na Gencielu.

– Chciałbym z tobą porozmawiać, jeśli nie masz nic przeciwko.

– Właściwie to mam „coś" przeciwko – prychnął Amastine, zmuszając się całą siłą swojej woli, aby wytrzymać spojrzenie jego zimnych błękitnych oczu. – Miałem właśnie wziąć udział w próbie.

– Nie zajmę ci dużo czasu.

– Nie zrozumiałeś mnie, panie – roześmiał się Genciel. Nie miał zielonego pojęcia skąd czerpał siłę do przeciwstawienia się starszemu czarodziejowi, ale nie mógł pozwolić sobie, aby z niej nie skorzystać. Potem bez mrugnięcia okiem poniesie konsekwencje swojego zachowania, ale najpierw musiał się przygotować na rozmowę z Meirellesem. Bez pomocy Feivarra nie będzie to proste, dlatego musiał grać na czas. – To nie ode mnie zależy. Przybyłem tu na wyraźne żądanie króla i nie mam prawa sprzeciwiać się jego rozkazom. Oczywiście, jeśli będziesz nalegał, z chęcią spotkam się z tobą w innym terminie.

Spojrzenie Siribana stało się na moment nieobecne, potem jednak jego twarz rozpogodziła się.

– Wolny czas spędzam w bibliotece lub w ogrodach. Poszukaj mnie tam, gdy skończysz próbę. – Powiedziawszy to, ruszył do wyjścia, ale gdy mijał Genciela zatrzymał się jeszcze na chwilę, chwycił go za rękę i szepnął mu na ucho: – Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo cieszę się, że nic ci nie jest.

– Niestety, doskonale zdaję sobie z tego sprawę – odszepnął mu, nie kryjąc swojej niechęci.

Otępiały przez swoje nagłe zwycięstwo, oparł się o najbliższe krzesło, po czym opadł na nie ciężko i ukrył twarz w dłoniach. Merri szybko podbiegła do niego i zaczęła głaskać go po głowie i pocieszać cichym głosem. Nie miał siły jej odpowiedzieć. Wszystko zużył na swoje pierwsze starcie z Siribanem. Wiedział, że po nim przyjdą następne, a Feivarra nie będzie wtedy przy nim. Jak długo uda mu się to wytrzymać?

* * *

Mała informacja na koniec: jest to przedostatni rozdział tej części historii. Po opublikowaniu następnego będę potrzebowała krótszej lub dłuższej przerwy, by zaplanować i napisać ciąg dalszy. Dlatego chciałam Was prosić o wyrozumiałość i cierpliwość. Nie martwcie się za bardzo, bo raczej nie przewiduję porzucenia tej opowieści bez odpowiedniego zakończenia :)

Śnij zapomnianeWhere stories live. Discover now