68.

464 77 10
                                    

Arama odetchnęła głęboko i ponownie spojrzała w kierunku skraju lasu, z którego miał nadejść umówiony sygnał. Nie była pewna, czy dłonie drżą jej z podniecenia, czy też trwanie w bezruchu już do tego stopnia ograniczyło jej dopływ krwi, że powoli zaczynała tracić nad nimi panowanie.

– Niepotrzebnie się denerwujesz – szepnęła jej na ucho Mireva, błędnie interpretując zachowanie towarzyszki. – Niby dlaczego miałoby coś nie wyjść? Wszystko tak dokładnie zaplanowałaś...

– Nie. Nic nie zaplanowałam – westchnęła Seowell. – Mamy ich sprzątnąć. Tylko tyle.

Oczywiście, było to kłamstwo. Zaplanowała absolutnie wszystko, co tylko można było zaplanować. Nie była jedynie pewna na ile jej się to zda.

– Nienawidzę jak jesteś przesadnie skromna – westchnęła jej przyjaciółka i również spojrzała w stronę lasu.

Ukryty między zieleniejącymi wzgórzami zagajnik był widoczny dopiero, gdy wjechało się do doliny. Wiele dni i trudu poświęcili na jego znalezienie, ale teraz nie mieli już wątpliwości. To była właśnie bandycka kryjówka, której szukali. Owszem, udało im się znaleźć kilka mniejszych, ale nie odkryli w nich nic poza skrytkami z żywnością i bronią oraz pilnującymi ich strażnikami, których nawet nie udało im się przesłuchać, gdyż woleli popełnić samobójstwo, niż zdradzić towarzyszy.

Rozczarowująco szlachetne jak na zwykłych bandytów.

Tylko jeden wybrał inną drogę.

Kupił swoje życie śmiercią strażników z jego grupy, a potem wyśpiewał Aramie wszystko.

Czy ufała mu? Ani trochę. Przypominał jej zwierzę, nie była jednak pewna czy bardziej lisa, łasicę czy żmiję. Spod jego ciężkich powiek wyglądały na świat czarne jak noc oczy, a usta miał bez przerwy rozciągnięte w bezczelnym uśmiechu. Cudem udawało jej się z nim wytrzymać, natomiast Mireva omijała go szerokim łukiem.

Nie zdradził im nawet swojego imienia. Nie rozmawiał z nikim poza nią samą. Trzymał się z daleka od innych członków oddziału, zawsze jednak był w zasięgu wzroku Aramy. Nawet teraz, choć był schowany między gałęziami drzew, miała pewność, że na jedno jej skinienie palcem, zaraz znalazłby się tuż obok.

Nie wiedząc, jak powinna się do niego zwracać, zaczęła nazywać go Żmijem. Za pierwszym razem wywołało to jego szczere zdziwienie, potem jednak na dźwięk tego przezwiska zaczął się jedynie jeszcze szerzej uśmiechać.

– Czemu on to wszystko robi? – jęknęła Mireva, bezbłędnie odgadując, o czym myśli jej przyjaciółka. Ton jej głosu dobitnie wskazywał, że nie było nic, co wywołałoby w niej obrzydzenie większe niż nowy doradca Aramy.

– Widocznie doszedł do wniosku, że z nami ma większe szanse na przeżycie – zaśmiała się pod nosem Seowell, wzruszając lekko ramionami.

– Czyli dopóki jest z nami, możemy mieć pewność, że mamy realne szanse na sukces?

– Między innymi właśnie dlatego pozwoliłam mu zostać – wyznała cicho Arama posyłając przyjaciółce szeroki uśmiech. – Pytasz mnie o niego, od kiedy do nas dołączył. Może zamiast tego po prostu z nim porozmawiasz? Mam wrażenie, że nic by go bardziej nie uszczęśliwiło.

Dziewczyną wstrząsnął dreszcz, a jej twarz zzieleniała z obrzydzenia. To jednoznacznie mówiło, co uważa o tym pomyśle. Mysz zaśmiała się pod nosem. Obserwowanie tych podchodów sprawiało jej zaskakująco wiele przyjemności.

Dalszą rozmowę przerwała im strzała, podpalona zielonymi ognikami, która pomknęła ku niebu zostawiając za sobą jasną smugę dymu – ich umówiony sygnał. Oznaczało to, że oddział, który wysłała do lasu zaszedł ich przeciwników od drugiej strony, odgradzając im tym samym jedyną drogę ucieczki i zmuszając ich do wycofywania się prosto na grupę Aramy, czekającą na skraju lasu.

Śnij zapomnianeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz