Rozdział LXII - Suzan cz.2 (James)

Start from the beginning
                                    

To wszystko trąci paranoją. A ja nie jestem w nastroju na gierki. Słysząc stąpanie, które utwierdziło mnie w przekonaniu, że osoba znalazła się w pomieszczeniu, byłem niemal pewny, że osobą tą jest Suzan. Wychylając się zobaczyłem jak kucając przy szafce, odwrócona do mnie tyłem, zawzięcie czegoś w niej szukała. Przymykając drzwi stanąłem za nią, nie za bardzo wiedząc czego się spodziewać. Co jeśli to wszystko to część jego planu? Może nie jestem tak cwany jak mi się wydaję. Po chwili wstała z zamyśleniem wpatrując się w okno. Wychodząc z ukrycia stanąłem tuż za nią, oczekując na jej reakcję. Wiem, że namieszali jej w głowie. I sytuacja z Hawkeye'm, tylko utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Mimo wszystko stoję tu jednak, gotowy na każdy scenariusz. 

Wiedząc o mojej obecności, odwróciła się niepewnie. Patrząc na mnie tak samo, jak przy naszym pierwszym spotkaniu. I dopiero teraz uświadomiłem sobie, jaki jest jego plan. Cofając się, rozglądała się na boki jakby szukała czegoś, czym mogła by się obronić. 

- Nie zrobię ci krzywdy. - wyciągając rękę w jej stronę, widziałem jak Suzan wycofuję się jeszcze bardziej, a na jej twarzy wymalowała się wściekłość.

- Zostaw mnie! - krzyknęła, a drzwi tuż za mną zaskrzypiały. Odwróciłem się, widząc stojącego w przejściu Leo. Suz wymijając mnie pobiegła w jego stronę, stając tuż za nim. Co tu się do cholery wyprawia?! 

- Przyznaję, że prawie udało ci się mnie wykiwać. - zaśmiał się, ukradkiem spoglądając na dziewczynę. - Spokojnie, nie dam mu cię skrzywdzić - dodał, a ja stałem sparaliżowany nie wierząc w to co się dzieje. - Suz, zostaw na samych. Mamy pewną kwestie do omówienia.

- Faustus. A więc, dlatego współpracują.- wyszeptałem bardziej do siebie, niż do Novokov'a. Rzucając się na niego, jednym sprawnym ruchem przyszpiliłem go do ziemi, trzymając za szyję. - Powiedz jak to cofnąć, albo wyrwę ci serce przez gardło. 

- Jak subtelnie. Zrób to. A już nigdy sobie ciebie nie przypomni. - słysząc jego zduszony śmiech, docisnąłem go bardziej do ziemi na co jęknął, a ja poczułem jak ktoś uderza mnie w tył głowy. Nie był to zbyt mocny cios, ale wystarczył aby odwrócić moją uwagę. Korzystając z okazji, Leo wyrwał się i przetaczając się po podłodze wyciągnął broń celując w moją stronę. Zrobiliśmy to niemal jednocześnie,  stojąc po dwóch przeciwległych końcach pokoju. 

- O co tutaj chodzi! Dlaczego mam Go sobie przypomnieć!? - mówiąc to, Suzan trzymała w rękach, podłużny, drewniany przedmiot kurczowo się go trzymając. - O czym ty do cholery mówisz?

- Barnes. Pamiętasz, co zawsze powtarzał nasz przełożony Lukin? Nie wystarczy zabić wroga. Najpierw trzeba zabrać mu to, na czym najbardziej mu zależy. Pomyślałem, że zabicie dwójki twoich najbliższych na twoich oczach, będzie sprawiedliwym zadośćuczynieniem za zdradę. Nie sądzisz? 

- Dwójki? - zapytałem zdezorientowany, gdy Leo wycelował broń prosto w Suzan. Ta odsuwając się, uniosła ręce w obronnym geście. Była przerażona. Zbyt bardzo namącili jej w głowie, by mogła się w tym wszystkim odnaleźć.

- Owszem. Jaka szkoda, że bękart nie zdąży poznać tatusia. - odparł z sarkazmem, a ja nie marnując ani chwili, strzeliłem mu w dłoń. Krzyknął, upuszczając broń, która z łoskotem wylądowała na drewnianych panelach, robiąc nie mały hałas. Wyprowadzając pierwszy cios, uderzyłem go w szczękę, po czym próbowałem go obezwładnić. Nowokov nie miał zamiaru dać za wygraną. Za każdym razem kiedy wydawało mi się, że uda mi się go unieruchomić, ten skutecznie robił unik. Najprościej było by mu wpakować kulkę w łeb, ale mam zbyt wiele pytań. 

- Coś ty powiedział?! - wykrzyczałem, kiedy udało mi się uzyskać przewagę. Ten śmiejąc się splunął krwią, uciskając pokrwawioną dłoń. - To prawda? - zapytałem tym razem łagodniej, patrząc w jej kierunku. Suzan była jednak w większym szoku niż ja. 

- Nie udawaj zaskoczonego. Chyba wiesz jak to działa. - powiedział śmiejąc się w głos, po czym natychmiastowo wylądował na ziemi. - O tak! Zakończmy to wreszcie! - krzyknął, uderzając mnie w brzuch. Zachwiałem się, a On wykorzystując sytuację, dotarł do leżącej na podłodze broni. Pod wpływem impulsu, wyciągnąłem nóż wbijając mu go w szyję. Suzan krzyknęła, a On padając na kolana, zacharczał, gdy w kącikach jego ust zebrała się krew. Cholera. - I tak przegrałeś. - powiedział resztką tchu z uśmiechem za ustach, po czym padł na ziemię. Odwracając się zobaczyłem, jak roztrzęsiona stoi pod ścianą, nie mogąc powiedzieć ani słowa. Rzucając nóż, uspokoiłem oddech, a ciszę panującą w tej chwili przerywał jedynie odgłos uderzających o szybę kropli deszczu, oraz burzy, która rozgorzała na dobre. 

- Kim ty jesteś? - wyszeptała, osuwając się po ścianie, a ja podchodząc bliżej, klęknąłem tuż przy niej. Suzan odsunęła się, mierząc mnie złowrogim spojrzeniem. Jeśli prawdą jest to co powiedział. Ale to nie możliwe. Boże. Nie wiem co myśleć. Nie wiem również, jak długo tak trwaliśmy. 

- Mam na imię James. - powiedziałem ze spokojem, chodź emocje rozrywały mnie od środka. Chodź kocham ją nad życie, ale ona teraz darzy mnie jedynie nienawiścią. Muszę odnaleźć Faustusa. Tylko on będzie wiedział, jak to odkręcić. 


Witam :D

Miałam go dodać w sobotę, ale opornie mi to szło :/ No ale w przyszłym tygodniu, będzie kolejna część :D 

Ps. Biedny Bucky. Przeze mnie wpadnie w depresję :v 

But... I knew Him - Bucky BarnesWhere stories live. Discover now