***

— Co ty tutaj robisz? Nie powinnaś być w łóżku? — zapytał Mike, kiedy dziewczyna zastała go siedzącego w salonie z filiżanką kawy w ręku.

— Już dość się wyleżałam — odparła beznamiętnie, patrząc, jak odkłada aromatyczny napój i podnosi się z miejsca.

— Jak się czujesz? — zapytał, podchodząc bliżej.

Kobieta wyciągnęła rękę do przodu, zatrzymując go.

— Dobrze — wzruszyła ramionami.

— Doskonale.

Miała ochotę puknąć się mocno w głowę. Jak mogła być tak bezmyślna, aby nie domyślić się, o co mu chodziło. Przecież to jasne. Prędzej czy później musiało się to stać. Nie mogła od tego uciec.

— Anabello? — zapytał, chwytając ją za ramię i wyrywając z zamyślenia. Spojrzała na niego i potrząsnęła głową. — Wszystko w porządku? — dodał, patrząc na jej zmieszaną minę.

— Tak — odpowiedziała szybko.

— Mam poprosić Sarę, aby została jeszcze dzisiaj i przygotowała dla ciebie śniadanie?

Przechylił głowę w bok, czekając cierpliwie, aż blondynka mu odpowie.

— Nie, dziękuję. Nie jestem głodna — powiedziała, odsuwając się od niego.

Podeszła bliżej sofy i chciała usiąść, kiedy nagle jej brzuch dał o sobie znać.

— Twój żołądek mówi co innego. — Pokiwał głową, po czym zniknął w korytarzu, przywołując Sarę.

Czuła się zażenowana. Została przyłapana na kłamstwie jak mała dziewczynka. Oparła się o mięciutkie oparcie. Odchylając głowę w tył, przymknęła powieki. Nie spostrzegła, kiedy nagle sofa ugięła się, a tuż obok niej usiadł mężczyzna, łapiąc ją za kolano. Poderwała się gwałtownie i spojrzała na niego, z kolei przenosząc wzrok na jego dłoń.

— Twoja sukienka, ona jest taka... — zaczął.

— Grzeczna? — dokończyła, przypominając sobie słowa Toma, który także miał odmienne zdanie co do jej ubioru.

— Za grzeczna. Wolę cię w ciuszkach eksponujących twoje zgrabne kształty. — Policzki dziewczyny momentalnie zrobiły się krwistoczerwone.

— Na co dzień nie ubieram się wyzywająco. Zresztą w ogóle się tak nie ubieram — odparła, wygładzając gładki materiał błękitnej sukienki.

Nigdy nie było ją stać na zakup drogich ubrań. Tam, skąd pochodziła, nikt nie zwracał na to uwagi. Mimo iż nie miała wszystkiego, to czuła się bogata, gdyż miłość, jaką obdarzała bliskich, a oni ją, była cenniejsza niż pieniądze. W sytuacji, w której się znaleźli, musiała wybrać niestety to drugie.

— Chcesz powiedzieć, że masz więcej takich... Jak ty to ujęłaś? Grzecznych strojów?

— Tak. Czy to jest dla ciebie jakiś problem? — zapytała, wykrzywiając usta.

— Problem może nie, bo sukienka, jak to sukienka. Można ją szybko zdjąć, ale podejrzewam, że w takiej kiecce chodziła kiedyś moja babcia — powiedział, dotykając odsłoniętego ramienia blondynki.

— Więc śmiem stwierdzić, że twoja babcia miała dobry gust — odparła pewnie, odsuwając się od mężczyzny.

Ta chwila nie trwała jednak zbyt długo, gdyż brunet znów zmniejszył swoją odległośći, łapiąc ją tym razem za rękę.

— Żartujesz sobie? — prychnął — Muszę zadbać o to, aby zmienić twoją dotychczasową garderobę.

— Nie rób sobie kłopotu. Lubię swoje ubrania i dobrze się w nich czuję. — Wzruszyła ramionami.

— Daj spokój. Nie chcę, żebyś ubierała się jak stara baba i nosiła ciuchy, które wyglądają jak z innej epoki. — Złapał palcami za delikatny materiał sukienki i pociągnął lekko.

Kobieta wyrwała go z jego ręki, po czym obdarzyła Mike'a nietypowym spojrzeniem, tym samym marszcząc czoło.

Zdała sobie sprawę, że musi odpuścić. Zdążyła poznać wybuchy złości mężczyzny, dlatego nie wiedziała, czego może się jeszcze po nim spodziewać. Przytaknęła głową i wzdrygnęła się, kiedy ten znienacka złożył na jej gładkim policzku soczystego całusa. Zacisnęła pięść, chcąc go odepchnąć, lecz on zaskoczył ją wstając nieoczekiwanie z sofy.

— Miło mi się z tobą rozmawiało, ale muszę cię opuścić — powiedział, poprawiając mankiety białej, eleganckiej koszuli, która idealnie opinała jego wyrzeźbiony tors oraz znakomicie pasowała do ciemnej karnacji.

Patrzyła uważnie, jak zakłada granatową marynarkę, wygładza jej wierzch, po czym poprawia ciemnoszary, idealnie zawiązany krawat. Zerknęła na swoją sukienkę, czując się przy nim jak szara mysz. Kiedy przyłapał ją na intensywnym wpatrywaniu się w niego, przeniósł na nią wzrok. Ta zaś automatycznie spuściła głowę i splotła palce, kładąc ręce na kolanach.

— Wychodzisz?

— Tak. Mam dzisiaj ważne spotkanie. Wrócę wieczorem. — Mówiąc to, dał nacisk zdecydowanie na ostatnie słowo.

Doskonale zdała sobie sprawę, czego może się spodziewać po jego powrocie. Z trudnością przełknęła ślinę, wymuszając na twarzy uśmiech, który przypominał bardziej grymas niż to, co chciała pokazać.

— Czym tak naprawdę się zajmujesz? — zapytała, chcąc odciągnąć jego uwagę. Miała chyba prawo dowiedzieć się o mężczyźnie czegoś więcej.

— Jestem właścicielem kilku dobrze prosperujących banków. — Wzruszył ramionami.

— Banków? Jak...

— Nie czas, bym odpowiadał teraz na twoje pytania. Później. Teraz muszę jechać. Widzimy się wieczorem. Gdybyś czegoś potrzebowała, zwrócić się do Sary. Do zobaczenia — powiedział na odchodne i zniknął w głębi korytarza, zabierając po drodze czarną, skórzaną, podręczną teczkę.


Anabella - ZakończonaOnde histórias criam vida. Descubra agora