ROZDZIAŁ 17

9.2K 423 8
                                    

  PERSPEKTYWA DRAKE'A:

Schodzę do podziemi, gdzie mieszczą się cele, mamy swój własny komisariat jak i lecznicę, gdzie pracują wilkołaki z odpowiednim doświadczeniem i umiejętnościami, najczęściej po ludzkiej szkole. Późniejszą naukę na przykład jak wyleczyć wilkołaka z obrażeń, czy z wilczej grypy uczy szamanka. W tym przypadku moja babcia.

Do moich nozdrzy dochodzi zapach spalonej skóry, więźniowie poddawani się technikom „pomagającym" im powiedzieć to co chcą ukryć przed nami. Teraz kiedy nie ma tu Lucy, muszę robić to sam. Wcześniej siostra grzebała w ich wspomnieniach i wyjawiała ukryte rzeczy. Jednak wyjechała, a z nią matka.

Wchodzę do jednego z pomieszczeń, które służy do przesłuchań. Na krześle siedzi mężczyzna skuty srebrnym łańcuchem. Nie jest nasz. Czuć zapach Delty, jego zapach. Denerwuje się, bo nie wie co z nim zrobimy.

Siadam naprzeciwko niego, a za mną staje Adrian.

- Powiedz... - zwracam się do niego. – Czego chcecie? Naruszacie nasze granice, wchodzicie na teren człowieka, zabijacie jego zwierzęta – wyliczam. – Drażnicie się z nami.

Tamten patrzy na mnie złotymi tęczówkami, no tak, srebro nie pozwala na przemianę.

- Chcemy tych terenów – oznajmia. – mój Alfa was zmiecie z powierzchni ziemi, jeśli się nie poddacie.

- Wierzysz w niego, w końcu jesteś w stadzie. Czym sobie na to zasłużył? Na twoją przychylność? Szacunek?

- Uratował mnie, jak wszystkich innych.

Wzdycham, wiem tyle, że on jest dla niego i swojego stada autorytetem. Troszczy się o nich jak mój ojciec.

- Jak się nazywa?

- Nie powiem Ci.

Adrian chce do niego podejść i wyperswadować, jednak powstrzymuję go, nie będzie rozlewu krwi, ani mordobicia. Póki co odpowiadał na wszystkie moje pytania.

- Powtórzę po raz drugi, jak się nazywa twój Alfa? – pytam z udawaną złością.

- Nie powiem.

Wydaję z siebie warkot i mówię z mocą Alfy:

- Gadaj! – mój głos roznosi się po całej piwnicy, pewnie słychać go nawet na powierzchni ziemi, jednak nie zwracam na to uwagi.

- M-marshall! Liam Marshall! – z jego uszu wycieka krew.

Wstaję ze swojego miejsca i ścieram ciecz, która wydobyła się z mojego nosa, krew. Skutki użycia głosu zmuszającego. Działa na wszystkie wilki.

- Niech ktoś się nim zajmie, opatrzy go i nakarmi. Macie go nie wypuszczać, ma być pod stałą obserwacją. – mówię do Bety i wychodzę z pomieszczenia, aby zdać ojcu raport z tego co powiedział.

Przez kilka godzin będzie ogłuszony.

***

W gabinecie Alfy jak zwykle panuje porządek, a ja po zdaniu raportu i wyjawieniu, że to Marshall jest naszym wrogiem w tej wojnie, ojciec postanawia się z nim skontaktować. Chce się dowiedzieć jakie warunki, musielibyśmy spełnić, abyśmy mogli zachować swoje tereny.

- Cena będzie wysoka. – mówi mój ojciec, kiedy szuka jego numeru w papierach.

- Wiem, tato.

Bierze w dłoń telefon i wykręca numer, po kilku sygnałach ktoś odbiera, słucham wszystkiego uważnie, Alfa Marshall nie jest zainteresowany naszą propozycją i oznajmia, że jeśli się nie poddamy wejdzie na nasz teren i będzie o niego walczył. Chce walką zdobyć prawa do niej. Ojciec nie może z nim walczyć, pozostaję ja.

WilkiWhere stories live. Discover now