ROZDZIAŁ 3

12.5K 686 111
                                    

Budzą mnie promienie słońca, wpadające przez niezasłonięte okno, jestem wtulona w kołdrę. Uchylam delikatnie powieki i podnoszę się do pozycji siedzącej, oddycham z ulgą.

To tylko sen.

Z nową energią do działania wstaję z łóżka i ubieram na siebie sportowy stanik i bawełniane spodenki.

Dzisiaj mam zamiar zadbać o swoją formę, żeby po wakacjach w szkole nie być ślamazarą co na końcu będzie biegać. A tego nie chcę, bo trener tych najgorzej męczy przez resztę roku.

Zbiegam po schodach.

- Idę biegać! – informuję babcię.

- A śniadanie?! – woła za mną.

Nie odpowiadam jej.

- Basta! – wołam psa.

Zjawia się obok mnie błyskawicznie. Biegnie przy moim boku dorównując mi tempem. Moje nogi jakby same niosą mnie do lasu i przejścia. Zatrzymuję się na chwilę i patrzę na nie. Przecież nic złego mi się tam nie stanie, bo już wiem, że są tam wilkołaki. Nie powinny mi nic zrobić, nie mogą, skoro miałabym być ich przyszłą Luną.

Wchodzę do lasu, a potem już biegnę dobrze znaną mi ścieżką prosto na polanę. Pies jest przede mą dobra kilka metrów. Wdycham w płuca zapach lasu wmieszany z innymi bardziej wilczymi, czuję intensywny zapach cedru i piżma. Tak pachnie mate. Mój mate. Musiał tu być w nocy. Nie wiem skąd znam jego zapach, ale to chyba przez sen, miałam wrażenie jakby faktycznie tam był ze mną.

Przed wejściem na polanę waham się czy, aby na pewno tam wejść, no bo może on tam być, a ja nie chcę, aby był blisko mnie w jakikolwiek sposób. To przez moje drugie „ja" powinno mnie do niego ciągnąć, więc dopóki ono się nie objawi, Drake nie ma co liczyć na jakiekolwiek sparowanie ze mną.

Wchodzę pewnym krokiem na polanę, a Basta zaraz za mną. Rozglądam się po niej, nie ma ani jednego śladu po wilkach. Oddycham na to z ulgą i idę w stronę słońca, aby móc się ogrzać i trochę opalić, ponieważ jestem niezdrowo blada jak na mnie. Układam się na miękkiej trawie i oddaję przyjemności jaką czerpię z promieni słonecznych. Oddycham spokojnie i miarowo. Słyszę jak owady bzyczą na całej polanie, jak i zwierzaka biegającego po niej i wąchającego zapachy, które pojawiły się po kolejnej nocy.

Leżę już dobre kilkanaście minut i przyswajam wiadomości jakie wyczytałam z książek, które dostałam od Alfy, a moje słońce przysłania cień i nie jest to cień psa tylko dorosłego człowieka.

Otwieram zła swoje oczy i patrzę na sylwetkę pochylającą się nade mną. Mrużę oczy, zauważam szarą czuprynę nachylającą się nad moją twarzą.

- Witaj, cóż za niespodzianka – do moich uszu dochodzi głęboki głos Drake'a.

Podnoszę się do pozycji stojącej.

- Co tu robisz?

- Wyczułem Cię i postanowiłem zobaczyć co moja kruszynka robi tu sama – odpowiada mi. – Usiądź, Jade.

- Postoję... Właściwie będę już szła. – zaczynam się cofać w stronę wyjścia z polany.

- O nie, promyczku – uśmiecha się diabelnie i idzie w moją stronę. – Mamy do pogadania.

- Nie wydaje mi się.

Cofam się w stronę szpary między drzewami, może uda mi się uciec zanim mnie złapie. Pies warczy na niego nieprzychylnie, idzie w moją stronę. Im zwierzak jest bliżej tym Drake jest coraz mniej zadowolony z obrotu sytuacji. Sam zbliża się do mnie, jednak nie pozwalam mu na to i rzucam się biegiem w stronę ścieżki prowadzącej do kładki, aby przejść przez granicę, której on nie może przekroczyć. Nie odwracam się za siebie, bo wiem, że mnie goni. Basta mnie wyprzedza i gna do wyjścia z lasu.

WilkiWhere stories live. Discover now