27

2.5K 87 6
                                    

Oczywiście, że kochaliśmy się z Rose resztę nocy. Na tylnym siedzeniu auta Williama. Chujowo jest nie mieć własnej bryki, ale świetnie jest mieć najlepszego przyjaciela pod słońcem. Zresztą William nie miał innego wyjścia, Noora zaciągnęła go na łąkę za ruderą prawie siłą, więc my tylko skorzystaliśmy z okazji. Kiedy odespaliśmy chwilkę kilka cudownych orgazmów, wyskoczyliśmy z auta i pobiegliśmy z powrotem na imprezę. Prawie nikt już nie tańczył, większość ludzi siedziała lub leżała na zasypanej piaskiem podłodze rozmawiając, całując się i tak dalej. Alexander pilnujący całą imprezę alkoholu podbiegł do nas uśmiechnięty. 

- Chyba zaraz będziemy kończyć, co Rose? - zagadnął ją szturchając mnie przyjaźnie. Dziewczyna uśmiechnęła się łagodnie i naciągnęła na ramiona czarną chustę.

- Raczej tak, wszyscy i tak są już zmęczeni. - ziewnęła na potwierdzenie swoich słów. - Jak tylko ostatnia osoba opuści to... pomieszczenie zabieramy się do sprzątania. Wszyscy.

- Nie sądzę. - prychnął Alex. Rose spojrzała na niego zaskoczona. - Jedźcie z Williamem i Chrisem do domu. Wy tu zrobiliście najwięcej, należy wam się odpoczynek.

- Nie, nie, nie... - Rose od razu zaczęła kręcić głową, ale ja przyciągnąłem ją do siebie, objąłem i pocałowałem w czubek głowy.

- Dzięki Alex. To dobry pomysł. - uśmiechnąłem się trzymając w mocnym uścisku dziewczynę. Oczami wyobraźni widziałem jak własnie się krzywi - marszczy brwi i nos, po czym przewraca oczami.

- Też tak myślę. - zaśmiał się pokazując rząd równych, białych zębów. - Spadajcie stąd jak najszybciej. William i Noora chyba poszli jeszcze się czegoś napić.

- Okej, dzięki stary.  - przybiłem mu żółwika, a gdy odszedł zanurzyłem twarz w lokach dziewczyny. 

- Świetnie to rozegrałeś. - obróciła się gwałtownie, prawie uderzając mnie dłonią w nos. - Ile jeszcze chcesz się kochać? Daj mi odetchnąć chłopaku.

- Chciałem raczej pojechać do ciebie i trochę się zdrzemnąć. Jeśli mogę oczywiście. - dla niej byłem gotowy cały czas, ale nie to teraz miałem w głowie. Za kilka godzin wstanie słońce, nadejdzie sobota, nowy dzień. Dzień, w którym postanowiłem, że wrócę do domu zobaczyć jak się ma cała sytuacja. Bałem się tego, co tam zobaczę, ale przecież musiałem w końcu to zrobić, wyjaśnić całą sytuację, prawda? 

- Jasne, że możesz. - popatrzyła na mnie troskliwie odgarniając moje włosy z czoła. - Będziemy spać u mnie, potem zrobię ci śniadanie. Jak prawdziwa dziewczyna, którą właśnie się stałam. - uśmiechnęła się. 

- Nareszcie. - wyszczerzyłem się jak głupi. Ale jej uśmiech nagle pobladł, a troska w jej oczach zwiększyła się. 

- Chcesz, żebym pojechała z tobą? - zapytała brodząc rękami w mojej czuprynie. 

Zastanowiłem się chwilę. Chciałbym, żeby wtedy ze mną była, byłaby moim oparciem, ale... Nie, nie może ze mną jechać. Nie wiem do czego może tam dojść, a ona za żadne skarby nie może zobaczyć mnie w takiej furii, jak wtedy, kiedy przyszedł do naszego mieszkania. Nie, nie, nie. I jeszcze raz nie. 

- Lepiej nie, Rose. - pogłaskałem ją po plecach widząc, że posmutniała. - Robię to dla twojego dobra. Muszę być sam. - cmoknąłem ja w czoło i uśmiechnąłem się łagodnie. 

- Rozumiem. - odwzajemniła uśmiech. Ale ja wiedziałem, że nie rozumiała tego w stu procentach, tak, jakby chciała to rozumieć. Widziałem to w jej oczach. Widziałem to za każdym razem, kiedy opowiadałem jej o mojej rodzinie i o tym, co się u nas działo. Tak bardzo pragnęła zrozumieć przez co przechodziłem... Ale ona nigdy w pełni tego nie zrozumie i, bron boże, nie mam jej tego za złe. 

- Chodź, znajdziemy Williama i pojedziemy do ciebie, okej? - zapytałem łapiąc ja za rękę. Kiwnęła ochoczo głową i ruszyliśmy do stolików pod ścianą lawirując między cudzymi ciałami i rozmowami. 



Rodzice Rose nie byli zadowoleni, że wróciliśmy o piątej nad ranem, ale nie robili większych problemów. Jej mama wyszła tylko na korytarz opatulona w gruby szlafrok i upomniała nas szeptem, żebyśmy nawet nie próbowali uprawiać seksu, bo zaraz pobudzimy resztę domowników. Rose na te słowa zmarszczyła brwi i stanęła wyprostowana przed matką (choć w aucie prawie zasnęła na moim ramieniu). Zaczęła mówić do niej coś po włosku i nawiązała się ostra konwersacja. W końcu pani Lucia machnęła ręką śmiejąc się cicho i wróciła do sypialni, a my weszliśmy do pokoju Rose.

- Co jej powiedziałaś? - zapytałem zamykając cicho drzwi.

- Ach, zapomniałam, że nie rozumiesz co mówię. - popatrzyła na mnie mrużąc podejrzliwie oczy, po czym podobnie jak jej matka wcześniej machnęła ręką i rzuciła się na łóżko nawet się nie rozbierając.    

- Musisz się rozebrać. - zaśmiałem się. Ona w odpowiedzi wymamrotała coś w poduszkę. Zapewne zaśnie za kilka sekund, a ja będę musiał zepchnąć ją na drugą część łóżka. Ale przedtem muszę ją rozebrać, co wcale nie jest trudne. Powiedziałbym, że mam to wyćwiczone. Zrzuciłem z niej chustę, a potem strój kąpielowy i ułożyłem ją po lewej stronie łóżka. Potem sam się rozebrałem i wgramoliłem obok niej przykrywając nas kocem. Wariatka spała jak zabita. Chyba jednak piła alkohol, bo przecież nikt nie ma normalnie tak twardego snu. Przytuliłem ją do siebie opierając brodę na jej głowie. Ciekawe co zastanę. Może to egoistyczne, ale chciałem zobaczyć ich samych, smutnych i zawiedzionych. Chciałem, żeby moje przypuszczenia co do ojca się potwierdziły, żeby wszystko przed czym przestrzegałem mamę przez tyle lat się ziściło. Ale nie mogłem brać tylko takiej możliwości pod uwagę. Mógł ich omamić, owinąć sobie wokół palca, zmanipulować. Mogli stworzyć na powrót szczęśliwą rodzinkę i mogli naprawdę być szczęśliwi. Ale jeśli faktycznie tak się to potoczyło, to ja nie chciałem być tego częścią. Nie chciałem być szczęśliwy z nimi. 


***

Mam ważne pytanie! Chcielibyście, żeby wszystko skończyło się teraz czy może pisać drugą część?:) Proszę o pomoc w wyborze <3 xoxo   

*Drama*/ C.S. SKAM / ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz