2

8.3K 308 43
                                    

- Broń się Piotrusiu! - krzyknąłem machając piankowym mieczem w stronę mojego brata. Chłopiec zaśmiał się, po czym wyprężył się dumnie i również machnął szablą. Sobota to dzień Felixa, mojego ośmioletniego brata.  Jest tak odkąd tylko pamiętam. Zawsze zabieram go do jakiegoś parku rozrywki albo po prostu zostajemy w domu i oglądamy kreskówki. Po prostu spędzamy razem czas. Cofnąłem się unikając ciosu i odbiegłem w stronę basenu z plastikowymi, kolorowymi piłeczkami. Wskoczyłem do niego, a Felix zaraz za mną.

- Nie uciekaj Kapitanie Hak! Nie bądź tchórzem, stań ze mną do walki! - krzyknął chłopiec. Westchnąłem zdyszany i podparłem ręce na biodrach.

- Słuchaj, dlaczego to ja zawsze jestem tym złym? - zapytałem zaczesując włosy do tyłu.

- Bo jesteś wyższy. No i dorosły. Przecież Kapitan Hak był dorosłym, Christoffer! Nie pamiętasz już? - spojrzał na mnie z wyrzutem poprawiając zieloną, materiałową czapeczkę z czerwonym piórkiem na czubku.

- Jasne, że nie. Po prostu odgrywanie czarnego charakteru jest trochę męczące, nie sądzisz? - braciszku kochany chodźmy się czegoś napić, bo zaraz zemdleję! Błagam cię skończmy tą zabawę i chodźmy coś zjeść!

- W sumie... Chyba masz rację. Nie znam się na tym, nigdy nie gram złych bohaterów. - zastanowił się wkładając miecz za pas. - Ale jeśli twierdzisz, że to męczące to może pójdziemy coś zjeść? Na przykład pizzę albo coś innego?

- Na przykład kebaba? - uśmiechnąłem się. Ten malec jest w stanie oddać wszystkie swoje zabawki za dobrego kebaba.

- Taaaak! - krzyknął i skoczył mi na ręce. Wyszliśmy śmiejąc się z ogromnej sali zabaw i skierowaliśmy się do knajpki, w której często bywam.

- Usiądź tu, pójdę zamówić żarcie. - powiedziałem do Felixa, który już pchał się do dwuosobowego stolika. Stanąłem w cholernie długiej kolejce. Wyciągnąłem telefon, żeby jakoś wykorzystać czas stracony na staniu. Ale gdy tylko sięgnąłem do kieszeni poczułem, że coś wylewa się na moją bluzę. Coś zimnego, a dokładniej cola z lodem. Spojrzałem najpierw na siebie, potem przed siebie i zobaczyłem dziewczynę. Nie, nie dziewczynę - bóstwo. Długie, ciemne loki, śniada cera, pełne usta i duże, piwne oczy, które teraz prawie wyskoczyły z orbit.

- O mój boże! Przepraszam cię! To niechcący! - szlochała energicznie wycierając moją bluzę cienkimi, papierowymi serwetkami z koszyczka przy kasie. A ja tylko stałem i gapiłem się na nią oszołomiony. - Naprawdę nie wiem jak to się stało. Na szczęście da się to wyprać, na razie będzie się tylko strasznie kleić. Cholernie przepraszam.

- Wszystko okej. - powiedziałem spokojnie i odsunąłem jej ręce od siebie. - Nie musisz mnie tak wycierać, to wyschnie samo. - popatrzyła na mnie, jej spojrzenie było pełne poczucia winy. Dziwne, że się nie popłakała. Uśmiechnąłem się do niej.

- Mogę ci się jakoś odwdzięczyć? - zapytała niepewnie zakładając kosmyk ciemnych włosów za ucho.

- Myślę, że nie. - powiedziałem i odszedłem do obsługującego. Okej, dziewczyna była mega ładna, ale po pierwsze, sobota - dzień Felixa, po drugie, jestem głodny.

- Kto to był? - usłyszałem jeszcze za sobą głos innej dziewczyny.

- Nie wiem, ale Chryste, co za dupek. - prychnęła mulatka, która wylała na mnie cole. Ja dupek? W przeciwieństwie do niektórych nie wylewam swojego picia na randomową osobę w pobliżu. I kto tu jest taki zły, hmm? Obejrzałem się za siebie, żeby odpowiedzieć coś kąśliwego, ale ich już tam nie było. Przewróciłem oczami zamówiłem dwa kebaby. Serdecznie mam dosyć ludzi. Ale nie Felixa, bo wiesz... sobota!


***

Jest kolejny króciutki, ale jest:) xoxo    

*Drama*/ C.S. SKAM / ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now