6

4.7K 187 13
                                    

Pomimo tego, że leżałem przykryty stosem poduszek, a z głośników dudniła muzyka, usłyszałem dzwonek do drzwi. Zbiegłem szybko na dół, by otworzyć drzwi Williamowi. Uśmiechnął się do mnie i przybił mi sztamę.

- Co tam? - zapytał wieszając kurtkę na wieszaku obok drzwi. - Mam nadzieję, że nie zapomniałeś, że się na dzisiaj umawialiśmy.

- Jasne, że nie. Czekałem na ciebie. Chcesz się czegoś napić? - zapytałem stając w wejściu do kuchni.

- Nie, dzięki. Chodź, musisz mi wszystko wyjaśnić, bo inaczej będziesz miał niezłe kłopoty. - zaśmiał się i wbiegł po schodach na górę.



No i mu wyjaśniłem. Ze Rose działa na mnie tak, a nie inaczej, że nie mogę patrzeć na nią i jej nie pożądać, że jest najinteligentniejszą laską, jaką kiedykolwiek spotkałem. I że nie mogę się zakochać. A on chyba to wszystko zrozumiał, bo siedział przez cały czas wgapiony w ścianę i tylko od czasu do czasu kiwał głową. 

- I rozumiesz... Po prostu nie mogę przebywać obok niej, bo to się skończy gwałtem albo ślubem! - zaśmiałem się gorzko. William spojrzał na mnie pierwszy raz od jakichś piętnastu minut. 

- To popierdolone. - powiedział. - Niby dlaczego nie możesz się zakochać, stary?

- Nie wierzę, że o to pytasz. - pokręciłem głową. - Zobacz jaki jesteś teraz, a jaki byłeś zanim zacząłeś się spotykać z Noorą. Widzisz różnicę?

- Nie bzykam każdej laski, jestem spokojniejszy, weselszy... Same plusy, Chris. Nie rozumiem o co chodzi. - rozłożył ręce kręcąc głową.

- Kiedy ostatni raz wyszedłeś gdzieś tylko z chłopakami? Kiedy ostatni raz nie sprawdzałeś telefonu co trzy minuty? Zmieniłeś się. I nie mówię, że na złe, nie nie. Ale jeśli ja się zmienię, to niekoniecznie na dobre. Rozumiesz?

- Nie do końca.

- Nie chcę się zmieniać. Jest dobrze tak, jak jest. - wzruszyłem ramionami.

- Jeśli uważasz, że obrażanie każdej dziewczyny, z którą się prześpisz, olewanie przyjaciół, chlanie na umór i palenie trawki jest dobre to spoko. - zaśmiał się gorzko.

- Nie masz prawa mnie oceniać. - zacisnąłem szczękę. - Byłeś taki sam dopóki nie spotkałeś Noory.

- I własnie o to w tym wszystkim chodzi, głąbie! Znajdź sobie porządną, inteligentną dziewczynę taką jak Marie i będzie po sprawie! Serio nie rozumiesz, że wszyscy w tej szkole cię nienawidzą, bo jesteś dupkiem?! Masz tylko mnie! To cud, że ta dziewczyna jeszcze z tobą rozmawia, Chris! Wykorzystaj to w dobry sposób i nie rań jej tak jak Evy i innych! - krzyczał jak opętany machając rękami i łażąc po pokoju. 

- Wynoś się. - powiedziałem wbijając wzrok w podłogę. - Wypierdalaj z tego pokoju.

William zamarł na chwilę patrząc na mnie zimno, po czym westchnął unosząc ręce w geście obronnym.

- Jak chcesz Chris. Tylko potem nie przylatuj do mnie z płaczem i nie mów mi, że miałem rację, bo wiem, że ją mam. - pokręcił głową i wyszedł.

- Nie mam zamiaru. - szepnąłem już sam do siebie. Dobrze wiem, że ten idiota ma rację. Ale to nie prawda, że wszyscy mnie nienawidzą. Pomimo tego, co robię lub zrobiłem, jestem lubiany. I nikt nie zaprzeczy. Położyłem się na łóżku, po czym sięgnąłem po telefon. Wszedłem w kontakty i zatrzymałem się nad zdjęciem rudej, ślicznej dziewczyny. Wcisnąłem zieloną słuchawkę.

- Czego chcesz, dupku? - usłyszałem jej głos. Miłe powitanie, ale w sumie zasłużyłem sobie.

- Możemy się spotkać? Za jakieś dwadzieścia minut w skateparku?

- Niby po co? - wahanie w jej głosie dało mi nadzieję na to, że się zgodzi.

- Zobaczysz. Serio Eva, to bardzo ważne. - westchnąłem.

- Chryste Chris... Okej, za dwadzieścia minut. - rozłączyła się. I o to chodziło. 



Obserwowałem chłopaków z mojej szkoły wywijających dziwne, trudne triki na deskach siedząc na ławce. Nagle obok mnie stanęła Eva w swoim śmiesznym, ogromnym, białym płaszczu. 

- Więc? O co chodzi? - zapytała odgarniając włosy z twarzy. 

- Usiądź. - powiedziałem spokojnie patrząc na nią łagodnie. Staram się być spokojny, łagodny, ale, kurwa, nie pamiętam kiedy ostatnio kogoś przepraszałem! Zaczekałem aż wygodnie się usadowi i zacząłem swoje wypociny. - Posłuchaj... Chciałem cię bardzo przepraszać za to, co ostatnio do ciebie powiedziałem. Cholernie tego żałuję i naprawdę nie myślę, że się puszczasz. Rozumem dlaczego mnie wtedy pocałowałaś i... W ogóle nie powinienem się na tobie wyżywać. Byłem wkurwiony na Iben, a ty byłaś najbliżej, więc powiedziałem te... rzeczy. Zachowałem się jak skurwysyn. Przepraszam. Nie chciałem.

Nie powiedziała nic, więc zerknąłem na nią trochę przestraszony. Patrzyła na mnie z łagodnym, miłym uśmiechem. Zmarszczyłem brwi.

- Dlaczego się uśmiechasz? - zapytałem zestresowany.

- Pierwszy raz słyszę, że kogoś przepraszasz. W dodatku tak wylewnie. - zaśmiała się. - Wierzę ci, że tak nie myślisz i przyjmuję przeprosiny.

- Naprawdę? - zdziwiłem się.

- Sama się sobie dziwię, ale tak. - westchnęła. - Skoro już jesteśmy pogodzeni to może skoczymy na shake'a?

- Chciałbym, ale nie mogę. - skrzywiłem się widząc jak z rezygnacją opuszcza ramiona. - Muszę lecieć pilnować Felixa.

- Zostawiłeś go samego?! - spojrzała na mnie przerażona.

- Został u sąsiadki, spokojnie. - zaśmiałem się.

- Leć do niego, kiedy indziej pogadamy. - cmoknęła mnie w policzek i wstała. Wodziłem za nią wzrokiem dopóki nie zniknęła za bramą skateparku. Myślę, że już zawsze coś pomiędzy nami będzie. Nawet jeśli będziemy tylko przyjaciółmi, to wiem, że dość nietypowymi. Cieszę się, że ją przeprosiłem. 

~~~~

SANA JEST PIĘKNAAAA! <333 XOXO

*Drama*/ C.S. SKAM / ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now