21

2.4K 96 14
                                    

W ciągu tygodnia nic nadzwyczajnego się nie stało. Rose mijała mnie bez choćby spojrzenia na korytarzu, tak samo ja. Nie zwracała na mnie uwagi na spotkaniach przed piątkową imprezą, a ja słuchałem jej uważne, ale nie dawałem tego po sobie poznać. Jedyny plus takiego zachowania to to, że mogę mieć pewność, że zrozumiała, że potrzebuję czasu.

Z Felixem też nic się nie zmieniło. Codziennie przyłapywałem go na rozmowach z tatą i na tym, że ciągle siedzi jakiś zadumany. Upominałem go przez kilka pierwszych takich sytuacji, ale potem dałem sobie spokój. On potrzebuje ojca bardziej niż ja, a ja mu tego nie zastąpię. Może faktycznie będzie dla niego lepiej, jeśli spotka się z tatą? Nie byłem do końca przekonany, ale rozważałem to w swoim pustym łbie.

Co do imprezy... Byłem z siebie naprawdę dumny. Dekoracje były wręcz idealne, pozostało tylko idealnie je umieścić. Zamierzałem zrobić to w czwartkowe popołudnie, no bo niby ile ja na to czasu potrzebuję? Zakładam, że nie dużo, zwłaszcza, że William zgodził się mi pomóc.

Poczułem jak moja komórka wibruje w kieszeni. Wyciągnąłem ją i zobaczyłem powiadomienie o nowym smsie. 

OD: Rose

Hej, William powiedział mi, że jutro ogarniacie dekoracje. Przyjadę razem z nim i tez Ci pomogę. Chcę mieć pewność, że tego nie zawalisz.

Jejku. Nieźle się na mnie wyżywa, nie powiem. 

DO: Rose

Jak chcesz. Nie mam nic przeciwko dodatkowej parze rąk. 

Ale ze mnie popierdolony czub...



Wieczorem, znowu siedząc nad książkami (tym razem biologia ahhh!) usłyszałem dzwonek do drzwi. Wstałem przekonany, że Felix jest zajęty oglądaniem starych kreskówek w salonie. Tak też było, nawet nie zobaczył, że wyłoniłem się ze swojej jaskini. Pokręciłem głową widząc jak opycha się karmelowym popcornem rozwalony na kanapie, po czym sięgnąłem do klamki i otworzyłem drzwi. I wtedy mnie zamurowało. Tak to dobre określenie, zamurowało mnie. Kurwa, byłem w takim szoku, że po prostu nie mogłem ruszyć się z jebanego miejsca! Przede mną stał, we własnej pierdolonej osobie, Ansgar Schistad - mój ojciec. W ogóle natomiast nie zaskoczyło mnie to, że wyglądał jak ja, tylko w trochę starszej wersji. Mama ciągle "wypominała" mi jaki to jestem do niego podobny. Często wieczorami, gdy siedzieliśmy we trójkę w kuchni przyłapywałem ją na długim wgapianiu się w moja twarz. Kiedy ją upominałem zawsze zaczynała się śmiać, a potem znikała w łazience, jakby nie wiedziała, że wiem, że płacze. - Co... Co ty tu robisz? - zdołałem wydusić z siebie po dłuuugiej chwili milczenia. 

- Przyszedłem was odwiedzić. - powiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz w całym moim życiu. 

- Co zrobić? - prychnąłem mu w twarz. - Jakież to zabawne. - zerknąłem na nadal zajętego Felixa, wyszedłem na korytarz i zamknąłem za sobą drzwi. - Popieprzyło cię, koleś?

- Chris, nie rób niepotrzebnych dram. Chciałem tylko zobaczyć ciebie, Felixa i... mamę - westchnął, po czym zaczesał do tyłu posiwiałe, ale gęste włosy. Dokładnie tak jak ja. Kurwa.

- Mnie już widzisz. Zobacz, mam się, kurwa, świetnie, nawet bez twojej jebanej obecności. Felix codziennie gada z tobą przez telefonem i tego się, kurwa, trzymaj, bo ja na pewno nie pozwolę mu się z tobą zobaczyć. - syczałem przez zaciśnięte zęby. - A o mamie to już całkiem zapomnij. Jesteś popierdolony, jeśli myślałeś, że ona po tylu latach zdrad i twojej ciągłej nieobecności będzie chciała cie zobaczyć. Co kurwa, już sobie wyobrażałeś jak wskakuje ci w ramiona razem ze swoimi dziećmi prosząc kolejny raz, żebyśmy w końcu z nią, do jasnej cholery, został, prawda? A wiesz co ja sobie wyobrażałem przez wszystkie te lata?

- Christoffer, powtarzam ci, nie rób niepotrzebnych dram. - uniósł ręce w obronnym geście spoglądając na mnie jak niewiniątko. To tylko jeszcze bardziej mnie wkurwiło i uświadomiło jak bardzo go nienawidzę.

- Dram?! Jakich, kurwa, dram!? Pierdol się kurwa! Wypierdalaj z tej jebanej kamienicy, z mojego, z kurwa naszego życia! Nie jesteś jego pierdoloną częścią! Już dawno przestałeś być! - krzyczałem wściekły. Ręce swędziały mnie od niezadanych ciosów, zaczynałem się cały trząść. - A wiesz, kurwa, kiedy dokładnie?! Kiedy pierwszy raz zobaczyłem cię z ta rudą suką przed moją szkołą! Który ojciec przyjeżdża po swoje dziecko ze swoją pierdoloną kochanką, co kurwa?! Który, kurwa, który?! - nie wytrzymałem. Popchnąłem go w stronę schodów, ale on na (nie)szczęście zdążył złapać się poręczy. Widziałem w jego oczach ból. Nareszcie. Całe życie na to czekałem. Na to, żeby zadać mu ból taki, jaki on zadawał mnie.

- Chris? - usłyszałem za sobą zaspany głos mojego braciszka. Odwróciłem się do niego przestraszony, że mógł usłyszeć moje krzyki albo, co gorsza, zobaczyć ojca. - Dlaczego krzyczysz?

- Spokojnie, nic się nie dzieje. - zasłoniłem ciałem drzwi i próbowałem wepchnąć go do środka.

- Felix? - ojciec postanowił odezwać się w chwili, kiedy ja najmniej tego od niego oczekiwałem.

- Zamknij pysk. - syknąłem odwracając do niego głowę i mocniej pchając małego w stronę korytarza. Ale za późno.

- Tata? - zawołał Felix zdziwiony. - Chris, to tata?

- Nie, to listonosz. - wycedziłem wściekły coraz bardziej.

- Felix, to ja! To tata! - krzyknął Ansgar i wtedy chłopczyk wyrwał mi się i wybiegł przed drzwi.

- Zostaw go, kurwa, w spokoju. - powiedziałem łapiąc małego za ramię. Spojrzał na mnie urażony i próbował strącić z siebie moją dłoń, ale ja tylko ścisnąłem mocniej. Nie może dojść do żadnego więcej kontaktu.

- Christoffer, puść go natychmiast. Zrobisz mu krzywdę. - mężczyzna sięgnął do mojej ręki. Zacisnąłem palce z całych sił.

- Chris, to boli! - mały jęknął i dopiero wtedy spojrzałem na niego z troską. Nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo musiało go to zaboleć. Spojrzał na mnie jakby ze strachem. Nie, tylko tego brakowało.

- Przepraszam Felix. - ukucnąłem bok niego i pomasowałem obolały bark. - Chodźmy do mieszkania, proszę cię. - głos powoli zaczął mi się łamać. Jeśli zaraz czegoś nie wymyślę, braciszek nie będzie chciał za żadne skarby pójść ze mną. Będzie wolał zostać z tym skurwysynem.

- Nie ma mowy. Przecież tata przyszedł. - zmarszczył brwi niczego nie rozumiejąc. - Zaprośmy go do środka, zrobimy herbaty. Zostało chyba jeszcze trochę tego ciasta, co mama upiekła i moglibyśmy...

- Nie. - serce krajało mi się, gdy to mówiłem. Popatrzył na mnie tymi rozentuzjazmowanymi zielonymi oczami zaskoczony, a ja nie wiedziałem jak mam mu to wyjaśnić. Dlaczego nie rozumie? Przecież rozmawialiśmy o tym już tyle razy... - Nie możemy ugościć... jego. 

- Niby dlaczego? - przewrócił oczami. - Mamy przecież wszystko, czego potrzeba. 

- Chętnie wejdę. - Ansgar popatrzył na mojego barat z łagodnym uśmiechem. Gdybym mógł zabijać wzrokiem, ten człowiek leżałby martwy pod moimi stopami już kilka minut temu.

- Świetnie! - Felix złapał go za rękę i zaprowadził w głąb mieszkania. Zostałem przed drzwiami jeszcze na kilka sekund. Miałem ochotę rozpłakać się z tej pieprzonej bezsilności, ale teraz nie miałem na to czasu. Westchnąłem przełykając wielką gulę w gardle, po czym wszedłem do mieszkania. Musiałem jakoś go z niego wypierdolić.


***

Jest next! xoxo  

      

   

*Drama*/ C.S. SKAM / ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now