Chapter Twenty-Five

919 26 2
                                    

Już na samym wyjściu z hotelu urzekło mnie piękno miasta, a po czterech godzinach zwiedzania byłam w nim bezpamiętnie zakochana. Times Square lśniło jeszcze piękniej niż w opowieściach Louisa, Empire State Bulding było większe niż w moich wyobrażeniach, fontanny 9/11 memorial robiły ogromne wrażenie, a Central Park żył własnym życiem. Odebraliśmy nasze hot-dogi od miłego sprzedawcy w parku i zasiedliśmy na ławce kawałek dalej.

-Więc powiesz mi w końcu, co tak bardzo cię zdenerwowało? - rozpoczęłam temat.

-O czym mówisz? - zmarszczył brwi i spojrzał na mnie zza kanapki.

Zachichotałam, na co zmarszczka pomiędzy jego brwiami jeszcze bardziej się powiększyła.

-Z czego się chichrasz?

Wskazałam palcem na jego lewy kącik ust, który był umazany sosem.

-Jesz gorzej niż niemowlak. Następnym razem wezmę śliniaczek - wyszczerzyłam swoje równe białe zęby. - Wracając do tematu, chodzi mi o "bez kija nie podchodź" z dzisiejszego poranka?

Louis przełknął jedzenie i westchnął skonternowany. Przetarł usta chusteczką i nadal wpatrując się gdzieś w przestrzeń, odpowiedział na moje pytanie.

-Moi rodzice zdecydowali że studia dokończę w Stanford University.

-Co!? - wciągnęłam ze świstem powietrze. - Dlaczego?

-Nie są zadowoleni z naszego związku.

-To nie tłumaczy dlaczego wysyłają cię na drugi koniec kraju - zaoponowałam.

Louis westchnął, a w mojej głowie oświeciła się pewna lampka.

-Czy tam czasem nie studiuje Chanel? - zapytałam.

Brunet przytaknął i spuścił głowę. Moje serce boleśnie się zacisnęło.

-Chcą nas rozdzielić - przyznał. - Próbowałem ich przekonać, ale oni są nieugięci. Zagrozili, że mnie wydziedziczą jeśli nie pojadę, a wtedy cała moja praca poszłaby na marne.

-Rozumiem. Nie rozumiem tylko, dlaczego mnie tak bardzo nienawidzą. - wzruszyłam ramionami.

-Bo są snobami, którzy nie widzą nic poza własnym czubkiem nosa.

-Kiedy wyjeżdzasz? - spytałam po chwili ciszy.

- W połowie września.

Oh. To oznacza, że zostało nam tylko półtorej miesiąca zanim wyjedzie. Zapadła kojąca cisza. Przełknęłam gulę w gardle i zadałam nieuniknione pytanie.

-Co będzie z nami? No wiesz... kiedy wyjedziesz?

Zamrugałam odganiając napływające do moich oczy łzy, kiedy Louis wstał i podał mi rękę, abym też wstała.

-Nie myślmy o tym teraz. Zabrałem cię tutaj, żeby spędzić z tobą niezapomniany weekend, a nie użalać się nad tym co nas czeka.

Skinęłam i starłam samotną łzę, której nie byłam w stanie powstrzymać. To takie niesprawiedliwe. Po tym wszystkim co wycierpiałam w życiu, los dalej kopie mnie w dupę i nie pozwala być szczęśliwą. Odbiera mi osobę, która przez te wszystkie lata trzymała mnie przy zdrowych zmysłach, wspierała, troszczyła się o mnie i dawała tą cholerną miłość, której nie dostałam od rodziców.

-Pomyślimy o tym, kiedy wrócimy - uśmiechnęłam się smutno i starłam łzy. - Teraz chodźmy uczynić ten wyjazd niezapomnianym!

Tak też zrobiliśmy.

***

-Gdzie mnie zabierasz? - spytałam zakładając swoje trampki.

Byłam zdziwiona, kiedy wieczorem Louis kazał ubrać mi się w miarę wygodnie, a nie w niebiańsko wysokie szpilki. Dla mnie to w sumie plus, bo nie będę musiała potem cierpieć z powodu zdartej skóry.

They Don't Know About UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz