Chapter Twelve

1.1K 30 1
                                    

Info pod rozdziałem :)

____________________________

Tydzień u Blake'a minął na luzie. Codziennie chłopak odwoził mnie do pracy, po czym sam jechał do warsztatu w którym obywał płatny staż w czasie wakacji. Na początku bałam się, że czarnowłosy może się do mnie przystawiać, chcąc należycie skorzystać z nieobecności rodziców, jednak nic takiego się nie wydarzyło, za co mu z całego serca dziękowałam.

Od felernego poranka nie spotkałam się z Louisem ani razu. Chłopak się ze mną nie kontaktował, nie napisał żadnego sms-a ani nie zadzwonił. Ja też nie wykonałam żadnego kroku żeby polepszyć sytuację. Czułam się w wielkiej mierze winna za nią. Mogłam od razu skłamać, że nic do niego nie czuję, wtedy może nasza przyjaźń nie zostałaby nadszarpnięta.

Tęskniłam za wspólnymi wieczorami w tym ochydnym baraku, za jego dźwięcznym śmiechem, za jego głosem, wspaniałymi błękitnymi tęczówkami, zapachem jego perfum od Armaniego i generalnie za całą jego osobą.

Gotowałam właśnie w kuchni obiad dla mnie, Blake'a i jego rodziców. Bądź co bądź, ale chciałam zrobić na nich dobre wrażenie. Postawiłam na prostą zapiekankę z serem, ziemniakami, makaronem, brokułami , marchewką i mięsem mielonym. Natalie - mama moich sióstr - nauczyła mnie gotować jeszcze za nim wykryto u niej chorobę.

Wsadziłam danie do piekarnika i wtedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i głos mojego chłopaka.

-Jessy gdzie jesteś? - krzyknął, a dźwięk rozniósł się po całym domu.

-W kuchni - równierz krzyknęłam.

Brązowooki wszedł do kuchni z dwoma pokrowcami w których były ubrania. Byłam zdziwiona bo pojechał odebrać tylko swój smoking ze sklepu.

-Po co ci dwa smokingi? - zagaiłam.

-Ten pokrowiec jest twój - powiedział i podał mi jeden z nich.

Zmarszczyłam brwi i rozsunęłam zamek, a moim oczom ukazała się piękna długa granatowa suknia. Była bez ramiączek z dekoltem wyciętym w serce, przyozdobiona małymi okrąłymi ćwiekami. Doł był wykonany ze zwiewnego materiału i posiadał tylko jedną warstwę przez którą prześwitywały moje długie nogi, których górna partia była zakryta przylegającą spódniczką. Całość prezentowała się bosko, choć na mój gust lepiej prezentowałaby się w odcieniu chabrowym.

-Po co mi to dajesz? - spytałam, choć już bardzo dobrze wiedziałam na jaką okazję kupił tą sukienkę.

-Chyba nie chciałaś iść na ten bankiet w trampkach i jeansach? - zaśmiał się.

Czy on kiedykolwiek ma zły humor?

-Blake ta sukienka kosztowała pewnie masę kasy, nie mogę jej przyjąć.

-Daj spokój! Moja dziewczyna musi prezentować się świetnie na tym bankiecie, a kasa nie gra roli. I tak to ojciec stawiał, więc. - wzruszył ramionami.

-Blake - zgromiłam go wzrokiem.

-Jak dają to bierz, a jak biją to uciekaj. Nie uczyli cię tej zasady, kwiatuszku?

-Jesteś okropny. - przewróciłam oczami i poszłam zanieść sukienkę do swojego pokoju.

Poprosiłam Blake'a, abym mogła spać w pokoju gościnnym, na co bez problemu się zgodził. Czasem zastanawiałam się co stało się z tym Blakiem z liceum, który bez seksu nie potrafił wytrzymać doby, nie szczędził sobie alkocholu, a palenia nie ograniczał tylko do nikotyny.

Przewiesiłam sukienkę przez drzwi z szafy i przebrałam się ze swoich dresów w letnią zieloną sukienkę na ramiączkach, gdyż lada chwila mieli pojawić się rodzice chłopaka.

They Don't Know About UsWhere stories live. Discover now