Chapter Twenty-Four

921 25 0
                                    

Całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem. Już na samym początku podróży stwierdziłam, że nie ma sensu się kłócić, bo trzeba mu dać ochłonąć, więć wyjęłam z torebki słuchawki i włączyłam sobie muzykę. Jechaliśmy już drugą godzinę i powoli zaczynałam zauważać w jakim kierunku zmierzamy. To znaczy wiedziałam, że jedziemy na północ, ale teraz za oknami zaczął budować się wielki miejski pejzaż.

W słuchawkach rozpoczęła się najnowsza piosenka Ariany Grande. Kawałek był tak chwytliwy, że podświadomie zaczełam go nucić. Zjechaliśmy z autostrady i kierowaliśmy się w stronę najwyższych budynków w mieście. Podziwiałam przez szybę widoki pędzących ludzi, wielkie nowe i starsze budynki, ekskluzywne restauracje, teatry i kina. Nowy York jest cudowny!

Nie mogłam wyjść z podziwu już po samej jeździe samochodem! Dalej nie dochodzi do mnie, że Louis zabrał mnie do pieprzonego Nowego Yorku! Mieszkaliśmy tylko dwie godziny drogi stąd, ale mimo wszystko nigdy nie miałam okazji tutaj przyjechać, choć zawsze o tym marzyłam.

Miasto biznesu, sławy i spełnienie marzeń wielu ludzi. W tym moje. Teraz jestem tutaj dzięki najcudowniejszemu mężczyźnie. Jeszcze tylko gdyby nie był w takim złym humorze...

Zjechaliśmy na parking pod jakimś ogromnym, burżuazyjnym budynkiem. Zatrzymał auto na specjalnie oznaczonym jego rejestracją, miejscu.

Bez słowa wysiadł z samochodu, po czym okrążył go, po to, żeby otworzyć mi drzwi i pomóc wysiąść. Przyjęłam jego dłoń i wyślizgnęłam się z pojazdu. Tyłek miałam zdrętwiały od siedzenia, a moje nogi były przeszczęśliwe, kiedy mogły utrzymać trochę mojego ciężaru.

Brunet podszedł do bagażnika i wyjął z niego nasze bagaże. Sekundę później koło niego znalazł się już boy hotelowy, który zabrał nasze walizki. Weszliśmy do gigantycznego holu, który aż krzyczał przepychem. Panowały tutaj złoto i biel. Nie lubiłam takich miejsc.

Louis podszedł do recepcji i wrócił po pięciu minutach z kartą magnetyczną. Udaliśmy się do windy i wjechaliśmy na odpowiednie piętro. Podeszliśmy do drzwi mieszczących się na końcu korytarza i po otwarciu ich kartą, weszliśmy do środka.

Pokój był pokaźnych rozmiarów i biło z niego luksusem. Składał się on z trzech pomieszczeń - ładnego i przestronnego salonu z aneksem kuchennym, przytulnej sypialni z dużym łożem, oraz eleganckiej łazienki. Nie chciałam nawet myśleć ile musiała kosztować noc tutaj, dlatego odgoniłam od siebie tę myśl. Jak to się mówi - kto bogatemu zabroni?

Pierwszą czynnością którą wykonał Louis, było rzucenie się twarzą w poduszki na naszym łóżku. Wiedziałam, że trapi go coś, ale w czasie jazdy postanowiłam dać mu spokój i wypytać o jego dziwne zachowanie rano, dopiero na miejscu. Dlatego też podeszłam do łóżka i wślizgnęłam się na nie, uprzednio skopując ze stóp buty. Usiadłam okrakiem na plecach bruneta i pochyliłam się w przód, składając drobny pocałunek za lewym uchem.

-Powiesz mi co się stało? - zagaiłam delikatnie.

Chłopak mruknął coś niezrozumiale w poduszkę, ale wyczułam że nie był skory do rozmowy na ten temat. Postanowiłam więc trochę się z nim podroczyć i rozluźnić go.

Zjechałam więc niżej, tak że moje pośladki stykały się z jego. Piersiami przyległam do jego pleców i ustami dobrałam się do jego szyi. Spiął się, kiedy zassałam skórę pod jego uchem, tworząc soczystą malinkę. Do swoich ruchów dodałam jeszcze subtelne ocieranie się kobiecością o jego tyłek. Oddech miał przyśpieszony, ale dzielnie walczył z emocjami. Nie dawałam za wygraną i przygryzłam płatek jego ucha. Dalej ani rusz... Tak chcesz się bawić kochasiu? Więc przetestujmy twoją siłe woli.

They Don't Know About UsWhere stories live. Discover now