Chapter Eighteen

949 29 2
                                    

LOUIS POV.

Kurwa.

Mogłem być delikatniejszy. Właśnie w najgorszy możliwy sposób, w najgorszym momencie, uświadomiłem jej, że nie będzie mieć dzieci, ani kiczowatego wesela. Kurwa. Jestem taki zjebany. Ale czy to moja wina, że nie chcę obrączek i srającego dzieciaka?

Jakby odruchowo spojrzałem na małżeństwo siedzące w poczekalni, razem z na oko dwuletnim potworem. Facet nosił dzieciaka na rękach i delikatnie nim kiwał wywołując na jego twarzy śmiech. Zmęczona kobieta siedziała na krześle obok i mimo swojego stanu, szczerze się uśmiechała z tej sceny. Kurwa nawet mi zachciało się rzygać, bo to było tak kurewsko słodkie. Może jednak to wszystko nie jest takie złe? Przecież nie musimy być, jak nasi rodzice, prawda? My się naprawdę kochamy.

Cholera Louis. O czym tu kurwa myślisz! Ty nie chcesz mieć dzieci, ani brać ślubu. Jednak coś w tym widoku urzekło mnie do tego stopnia, że twardy mur postawiony przy tym temacie, delikatnie pęknął. Muszę znaleźć moją księżniczkę. Przesadziłem.

Wstałem i wyszłem z poczekalni na zewnątrz. Jessica siedziała na ławce zaraz przy wejściu do szpitala. Miała oczy spuchnięte od łez, na których widok moje serce się łamało. Tu skurwielu doprowadziłeś ją do łez - moje myśli zrobiły mi mentalny wpierdol.

Usiadłem obok niej i położyłem dłoń na jej odsłoniętym udzie. Była zmarznięta, bo na zewnątrz było dzisiaj chłodno. Zdjąłem swoją kurtkę i okryłem jej ramiona, a później przytuliłem do niej, bo nie mogłem znieść już tej ciszy. Perfidnie mnie ignorowała. Wpatrywała się w przestrzeń przed sobą i nie zwracała na mnie uwagi.

-Przepraszam - powiedziałem po dłuższej chwili.

-Zamierzam ubiegać się o prawa do opieki nad Agnes i Trish - oznajmiła w końcu, ale jej ton głosu był oschły. Zmarszyłem brwi bo nie rozumiałem czemu w tak wredny sposób mi to powiedziała.

-Okej. Jeśli chcesz załatwię ci dobrego prawnika...

-Louis - przymknęła oczy i wypuściła oddech, po czym zwróciła się do mnie twarzą - Agnes ma osiem lat, więc jeszcze przez conajmniej dziesięć lat będzie ze mną mieszkać. Jesteś w stanie na mnie czekać dziesięć lat?

-Dlaczego miałbym czekać?

-Agnes jest dzieckiem, a ty ich nie chcesz...

-Nie chcę własnych dzieci - przerwałem jej. - Agnes i Trish to twoje siostry. Tak samo jak ty się o nie troszczę. Chcę ich bezpieczeństwa i szczęścia.

-Więc czym to się różni od posiadania własnego dziecka? - warknęła. - Swojego dziecka byś nie kochał, nie troszczył o nie, nie chiał jego bezpieczeństwa i szczęścia?

W sumie nie wiedziałem co odpowiedzieć bo miała rację. Troszczyłem się o jej siostry jak o swoje córki, a bałem się posiadania własnego dziecka. Coraz bardziej otwierałem się na myśl, że może jednak chciałbym mieć kiedyś dziecko. Moja własna kopia mnie. I oczywiście Jessici, bo inna kobieta nie wchodziła w grę.

-Przepraszam - westchnęła. - Nie powinnam tak się zachowywać. To twoja decyzja i powinnam ją uszanować.

-W porządku. Rozumiem, że to musiało cię zranić - przytaknęła, a ja poczułem ukłucie w sercu. - Ale hej, wcześniej nie sądziłem nawet, że jestem w stanie się kiedyś zakochać. Może tak samo będzie z dziećmi i ślubem?

-Nie rób mi złudnych nadziei. Nie rozmawiajmy już o tym. Wróćmy już lepiej. - powiedziała i wstała z ławki.

Opalutiła się szczelnie kurtką i czekała, aż ja ruszę swój pierdolony tyłek. Wstałem i ruszyliśmy do szpitala. Na samym wejściu zobaczyliśmy, że lekarz zajmujący się Agnes i Trish rozglądał się za nami, więc podeszliśmy do niego.

They Don't Know About UsWhere stories live. Discover now