Nie. To nie było ryzyko. To była jedyna słuszna decyzja. Ta banda nigdy nie będzie prawdziwym oddziałem, a żaden z nich nigdy nie będzie rycerzem. Mogła jednak postarać się aby przynajmniej byli skuteczni. O tak, tyle w zupełności jej wystarczyło.

Wystarczyło, aby ona odniosła sukces, a Rilian do końca życia pluł sobie w brodę.

Już po kilku chwilach wiedziała o nich więcej, niż sami gotowi byli jej powiedzieć. Ich ciała zdradziły jej wszystko – czym zajmowali się do tej pory, czy kiedykolwiek coś sobie złamali lub zwichnęli oraz czy ich kości dobrze się pozrastały. Gdzie pracowali do tej pory, czy pracowali na polu, w lesie czy młynie, łowili ryby czy polowali na dzikie zwierzęta.

Gdy uznała, że wie już wystarczająco, kazała im przestać.

– Ustawcie się w szeregu! – krzyknęła, z zadowoleniem stwierdzając, że „jej chłopcy" nie wyglądają jeszcze nawet na spoconych. Wskazała palcem siedmiu z nich i kazała im wystąpić z szeregu. – Chciałabym żebyście nauczyli się posługiwać w walce młotem...

– Młotem? – przerwał jej gwałtownie ów rosły brunet, który również znalazł się w tej grupie. Poniewczasie uświadomił sobie nietakt, dodał więc skruszonym głosem: – Myślałem, że standardową bronią jest miecz, dowódco.

Po raz pierwszy została nazwana dowódcą. To było znacznie przyjemniejsze, niż kiedykolwiek odważyłaby się przypuszczać. Coś w Aramie zaczęło rosnąć, a w jej żyłach rozpłynęło się ciepło, którego źródłem był wisior z tańczącymi smokami. Zupełnie jakby sączył w jej ciało ogień, zachęcał ją, aby nie poprzestawała jedynie na tym. „Dalej! Dalej! Stać cię przecież na więcej!" zdawał się szeptać prosto w głąb jej duszy.

– Owszem – przyznała, wzruszając niedbale ramionami. – Jeśli chcesz, mogę poświęcić najbliższe kilka tygodni na szkolenie was w posługiwaniu się bronią, o której nie macie zielonego pojęcia. Bandyci będą wam niezwykle wdzięczni. Wolałabym jednak skupić się na doskonaleniu waszych umiejętności w posługiwaniu się bronią, z którą już mieliście do czynienia.

Przez tłum przemknął pomruk aprobaty. Nie było też większych sprzeciwów, gdy wybrała kolejne grupy do walki nożami, sierpami i toporami. Więcej nawet! Każdy z nich wydawał się zadowolony z jej decyzji. A i ona była z niej zadowolona, gdy część z nich przyznała się, iż swoje narzędzia pracy zabrała ze sobą.

– Co z kosami? – zapytał młody chłopak z włosami czarnymi jak smoła, gdy zaczęła odsyłać ich do zbrojowni. – Dowódco? – dodał po chwili wahania, co wynikało nie tyle z jego ignorancji, co z braku nawyków, za który nie mogła go winić.

– Wszystkie, które przywieźliście, przynieście jutro – rozkazała po namyśle. – Wtedy zdecyduję, co z nimi zrobić.

Chłopak skinął jej głową i popędził za resztą. Wiedziała, że nie zrobiła jeszcze wystarczająco wiele, aby w pełni zdobyć ich uznanie, ale z pewnością uświadomiła im jedno – skoro była kobietą na takim stanowisku, to musiała być naprawdę dobra w tym, co robiła. Żeby jeszcze tylko sama zaczęła w to wierzyć.

– Całkiem nieźle ci poszło – usłyszała za plecami głos Gaulla.

Odwróciła się powoli i spojrzała mu prosto w oczy. Nie dostrzegła w nich jednak żadnych powodów do obaw, nic poza lekkim rozbawieniem i autentyczną aprobatą. Ledwie zdążył się pozrastać po tym, co zrobiła z nim podczas ostatniej walki. Wcale nie byłaby zdziwiona, gdyby wciąż miał jej to za złe. Przyjrzała mu się podejrzliwie. Może i nie był specjalnie błyskotliwy, ale nie zamierzała go z tego powodu lekceważyć. Przynajmniej nie zupełnie.

– Tak uważasz? – spytała, licząc na to, że uda się jej pociągnąć go za język. Jakoś wątpiła, żeby Gaull, oczko w głowie Riliana, przyszedł obserwować jej zmagania w nowej roli bez jakiegoś większego powodu czy odgórnego rozkazu.

Nie była jednak przygotowana na szczerość jego odpowiedzi.

– O tak – zaśmiał się. – Rilian będzie wściekły. – Widząc jej zaskoczone spojrzenie, wyjaśnił: – Kazał mi zawołać go, gdybyś tylko straciła nad nimi kontrolę. Coś mi mówi, że dziś w nocy zamiast spać, będzie zgrzytał zębami.

Ledwie udało się jej powstrzymać od parsknięcia śmiechem.

– Chciałbyś raz na jakiś czas wycisnąć z nich siódme poty? – zapytała niezobowiązującym tonem, liczyła jednak na to, że Gaull poważnie zastanowi się nad jej propozycją. Może i nie był inteligentny, ale niewielu było w stanie dotrzymać mu kroku we władaniu każdą możliwą bronią.

– Pomyślę nad tym – obiecał. Pożegnał się z Aramą i odszedł.

Wszystko wskazywało na to, że pokonując Gaulla zdobyła jego szacunek i sympatię, co czyniło z niego niezwykle cennego sprzymierzeńca. Wszystko zależało od tego, jak uda się jej to wykorzystać do własnych celów.

Śnij zapomnianeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz