53.

474 88 12
                                    

Arama zamknęła oczy i otworzyła je ponownie, jakby łudząc się, że dzięki temu banda zdezorientowanych, acz chętnych do bitki wieśniaków zmieni się w zdyscyplinowany oddział.

Niestety. Przed sobą miała wciąż bandę zdezorientowanych, acz chętnych do bitki wieśniaków.

Czego się spodziewała? Wiedziała, że tak właśnie będzie. Co nie zmieniało faktu, że nie miała wyboru. Odmawiając ojcu, zhańbiłaby go znacznie bardziej niż zrywanymi zaręczynami. Zupełnie jakby sama przyznała się do tego, że w rzeczywistości nie nadaje się do bycia rycerzem. Gdyby natomiast zgodziła się na propozycję pomocy ze strony Riliana dałaby mu do zrozumienia, że jest jej potrzebny, a to jej ojciec wykorzystałby jako pretekst do zaręczyn.

Musiała więc sama okiełznać tę bandę.

W co ona się wpakowała?

– Bo myśmy mieli się tu spotkać z dowódcą... – zaczął nieśmiało jeden z wieśniaków, a reszta poparła go cichym pomrukiem.

Musieli być mocno zdezorientowani. Dregan Seowell obiecał im, że zajmie się nimi jeden z jego ludzi, a od kilku dobrych minut mieli przed sobą jedynie niską, chudą dziewczynę w skórzanej zbroi. Zaraz pewnie zaczną się awanturować, jak tylko zdzieli ich brutalną prawdą prosto w twarz. A zdzieli ich, oj, i to mocno, dokładnie tak samo, jak ją zdzielił ojciec.

– Zostaliście oszukani – sarknęła na początek. Banda zamilkła, zdezorientowana jeszcze bardziej. – Podobnie jak i ja zostałam oszukana. Bo ani ja nie jestem waszym wymarzonym dowódcą, ani wy nie jesteście moim wymarzonym oddziałem.

– Ty masz być naszym dowódcą? – zaśmiał się wysoki brunet, o twarzy spalonej wieloletnią pracą na polu. – Panienka raczy sobie żartować – zakpił, zginając się przed nią w pół w marnej parodii głębokiego ukłonu.

– Jeśli jest wam do śmiechu, nie krępujcie się – odparła, mierząc go zimnym spojrzeniem, którym przeciągnęła po kpiących uśmiechach pozostałych wieśniaków. – To jednak najgorszy możliwy sposób na rozpoczęcie naszej współpracy, nie sądzicie?

Brunet zamierzał jej właśnie odpyskować, nim jednak zdążył chociaż otworzyć usta, znalazła się tuż przy nim, chwyciła jego rękę, zaparła się stopami i rzuciła nim o ziemię. Patrzyli na nią jednocześnie ze zdziwieniem i z podziwem, za co była im wdzięczna. Nawet brunet, gdy tylko otrząsnął się z głębokiego szoku, cofnął się przed nią z respektem. Tak. Taki początek był zdecydowanie lepszy.

– To skoro już się pośmialiśmy, chciałabym wam powiedzieć tylko jedno: skoro ja nauczyłam się walczyć, to wy też możecie. A teraz niech każdy z was weźmie po kiju, dobierzcie się w pary i pokażcie na co was stać. Ach, i jeszcze jedno: wszystkie chwyty dozwolone; liczy się tylko zwycięstwo.

Z niejakim rozbawieniem obserwowała ich poczynania, a i oni co chwilę zerkali na nią, zupełnie jakby jeszcze nie do końca docierała do nich cała sytuacja. Czując na sobie ich spojrzenia, Arama posyłała im oszczędne, lecz zachęcające uśmiechy. Nadal byli dla niej tylko bandą wieśniaków, ale widziała zapał w ich oczach i chciała wykorzystać go jak najlepiej.

Nie żeby miała jakikolwiek wybór.

Rozstawiła ich po placu w mniej więcej równych odstępach, po czym pozwoliła im okładać się kijami. Nie było raczej takiej opcji, żeby zrobili sobie nawzajem krzywdę, bo ciężkie życie na wsi uczyniło ich znacznie wytrzymalszymi niż mogli na pierwszy rzut oka się wydawać. Chciała zobaczyć ich w akcji. Dowiedzieć się, którzy z nich polegają na kolanach, którzy na łokciach. Którzy liczą na swoją siłę, którzy na zwinność. Jaki mają zasięg, zamach i refleks. W myślach odnotowywała każdy z pozoru błahy i nieistotny szczegół. Było ich tylko trzydziestu sześciu, mogła więc w sumie zaryzykować i...

Śnij zapomnianeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz