Wojna!

1K 63 20
                                    

To się stało w jednej chwili... Coś co musiało w końcu nadejść... Coś na co wszyscy od długiego czasu wyczekiwali... Coś co jest zarówno końcem jak i początkiem!

Dzień był ciepły i przyjemny. Popołudnie było wyjątkowo spokojne. Odpoczywałam razem z Remusem, w czasie gdy mama bawiła się tuż obok z Teddem. Szczęściu nie było końca... A przynajmniej tak nam się wydawało.
Za oknem w jednej chwili zrobiło się ciemno. Chmury przysłoniły słońce?
Niestety nie tym razem.
Wszystko potoczyło się tak szybko...
Z kominka wręcz wybiegł Syriusz.
- Zaczęło się... - wysapał. - Voldemort... Zaatakował Hogwart!
Oboje z Remusem wstaliśmy z kanapy, a mama wstała z dywanu z Teddem na rękach.
- Muszę iść powiadomić innych! Niestety Dumbledore nie był w stanie tego zrobić. - dodał.
Moje oczy rozszerzyły się do wielkości galeona.
- Co jest z Albusem? - wyrzuciła z siebie mama.
- Nie teraz. Spotkamy się na miejscu! - wszedł z powrotem do kominka.
- Muszę iść! Zostań z...
- Nigdy! - wtrąciłam się. - Nie pozwolę Ci iść samemu!
- Dora... Proszę!
- Wybacz Remusie, ale tym razem Cię nie posłucham...
- Dora Ty nigdy mnie nie słuchasz! Ten jeden raz... Błagam posłuchaj mnie ten jeden raz!
- Na prawdę myślisz, że mnie przekonasz bym została?
- Dora! Nie mogę pozwolić na to, żeby Ci się coś stało!
- Remusie... - zbliżyłam się do niego i doyknęłam jego policzka, gładząc palcem jego bliznę. - Nic mi się nie stanie. - mówiłam spokojnie. - Samego Cię nie puszczę. Pamiętasz? Zawsze razem... Wszędzie razem... Nie ważne co by się miało wydarzyć, dopóki będziemy razem... Będziemy bezpieczni.
- Tedd...
- Mama z nim zostanie. - spojrzałam na nią, a ta z uśmiechem kiwnęła głową.
Podeszłam do nich i wzięłam Tedda na ręce.
- Synku... Mama i tata muszą pójść na chwilkę. - mimo uśmiechu na twarzy z oczu popłynęły mi łzy. - Nie mogę Ci tego obiecać, wybacz... Ale zrobimy wszystko, żeby do Ciebie wrócić kochanie. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Kocham Cię... Mama Cię bardzo kocha Tedd. - pocałowałam go w czoło i przytuliłam do siebie płacząc.
Remus podszedł i przytulił nas oboje.
- Mama nie potrafi, ale ja Ci to obiecam. - spojrzał w oczka dziecka. - Obiecuje Ci, że zawsze będziemy przy Tobie...
- Już czas... - powiedziała moja mama z łzami w oczach.
Remus wziął Tedda na ręce, a ja odwróciłam się w stronę mamy i ją mocno przytuliłam.
- Proszę zajmij się dobrze moim synem.
- Oczywiście. - odparła i spojrzała mi w oczy. - Wiem jak wygląda prawdziwa wojna, dziecko... Proszę wróć... - pocałowała mnie w czoło i policzek, po czym wzięła Tedda.
- Do zobaczenia... - złapałam Remusa za rękę i razem aportowaliśmy się prosto do Hogwartu.
Od pewnego czasu Członkowie Zakonu mają taką możliwość... Przetarłam łzy i uśmiechnęłam się szeroko.
- Tonks! - usłyszałam wołanie z lewej strony.
- Remusie! - ktoś zawołał z prawej.
Spojrzeliśmy się na siebie i powoli puściliśmy ręce.
- Zobaczymy się później. - odezwał się Remus i pobiegł.
Zrobiłam to samo. Biegłam po korytarzu.
- Tonks! Kingsley czeka w wieży astronomicznej! - krzyknął jeden z bliźniaków.
- W porządku! - ruszyłam w tamtym kierunku, a chłopcy za mną.
Po chwili staliśmy na przeciwko Kingsley'a i Szalonookiego.
- Bliźniacy idziecie na wschodnią część wieży!
- Tonks... - zaczął spokojniej Kingsley.
- Nie teraz! - wrzasnął Moody. - Idź na zachód z Kingsley'em!
Nagle podbiegł do nas Remus z Percy'm Weasley.
- Inaczej! Ja pójdę z Kingsley'em! Wesaley Twoi bracia są na zachodzie! Tonks zostań z Remusem!
Wszyscy ruszyli. Podeszłam do Remusa i ruszyliśmy w stronę muru wieży.
- Zaczęło się. - nasze ręce się złączyły. - Bariera długo nie wytrzyma. - patrzyliśmy w niebo, które było oświetlone różnymi kolorami, przez zaklęcia.
Poczułam strach i podniecenie. Remus zbliżył się do mnie.
- Jesteś dla mnie wszystkim. Ty i Tedd... Pamiętaj co mu obiecaliśmy. Uważaj na siebie.... Kocham Cię... - wyszeptał Remus.
- Oboje wrócimy. Dzięki Tobie moje życie stało się jaśniejsze... Kocham Cię... - powiedziałam i nasze usta się złączyły.
W jednej chwili bariera zniknęła. Oddaliliśmy się od siebie i puściliśmy ręce spoglądając sobie w oczy, żeby nadać sobie pewności siebie.
Cisza jaka nas otaczała była tylko w naszych głowach... Bo gdy tylko mój wzrok wrócił na niebo usłyszałam krzyki, wrzaski...
- Expelliarmus! - wytrąciłam różdżkę czarodziejowi, który chciał zaatakować od tyłu dziewczynę na wieży niżej, ta się odwróciła i go wykończyła.
Wojna rozpętała się na dobre. Zapach krwii rozprzestrzeniał się po całym zamku. Różnokolorowe światła błyskały z każdej strony. Wrzaski tylko stawały się głośniejsze.
Tutaj nic nie zdziałam!
Odwróciłam się i w ostatniej chwili uniknęłam zaklęcia.
- Expelliarmus!
- Drętwota!
- Petrifikus Totalus!
- Protego! Rictusempra!
- Protego! Expulso! - przeciwnik poleciał kilka stóp w tył, uderzając w ścianę.
Pobiegłam dalej. Schodziłam w dół... Na niższych piętrach będzie potrzebne więcej pomocy.
Zauważyłam dziewczynę, którą poznałam niedawno w Expresie Londyn-Hogwart. Luna walczyła z wilkołakiem.
- Conjunctivitis! - oślepiłam go widząc, że dziewczyna ledwo daje rade.
- Dziękuje! - zawołała z uśmiechem.
W jednej chwili odwzajemniłam uśmiech i nie zdążyłam zareagować, gdy ktoś zza rogu rzucił w nią zaklęciem i ta upadła na kolana próbując złapać oddech. Podbiegłam do niej.
- Anapneo! - zaczęła normalnie oddychać. - W porządku? Musisz bardziej uważać!
- Dziękuje. - wyglądała jakby nic się nie wydarzyło i znów się uśmichnęła.
- Uważaj na siebie. - wstałam i poszłam dalej.
Przez hałas ciężko było się skupić. Wokół mnie wszyscy walczyli. Radzili sobie na prawdę dobrze pomimo swojego młodego wieku.
- Tonks!? - wyrwano mnie z za myślenia. - Do góry!
Spojrzałam w górę i zobaczyłam, że spadają na mnie ruiny, dość wielkie
- Immobulus! - zawołał ten sam głos, a kamienie, które spadały zatrzymały się w powietrzu.
Podbiegł do mnie Bill.
- Dziękuje!
- To nie czas na rozmyślanie o życiu. Chwila nie uwagi i... Sama wiesz jak może się to skończyć.
- Masz rację. Gdzie teraz idziesz?
- Na dół. Zapewne nie dawno przybyłaś. Chodź ze mną po drodze Ci powiem. - ruszyliśmy biegiem.
- Najbardziej chodzi o obronę zamku i jej uczniów. Samo pokonanie wroga... Tylko Harry może to zakończyć. Trzeba dopilnować, żeby jak najmniejsza ilość wroga dostała się do zamku. Musimy im pomóc. - opowiedział.
Gdy byliśmy na dole przekonałam się, że Voldemort wcale nie próżnował. Ogromne pająki, wilkołaki, wampiry... I żeby tylko.
- Arania Exumai! - powstrzymałam pająka, który zaatakował jednego z uczniów. Pomimo, że nie lubiłam tego zaklęcia nie mogłam pozwolić na śmierć niewinnego nastolatka.
Bill zaczął walkę z wampirem, natomiast mnie zaatakował śmierciożerca.
- Protego! - obroniłam się przed zaklęciem. - Drętwota!
- Expulso!
- Protego!
- Serpensortia! - z różdżki przeciwnika wyleciał wąż.
- Reducto! - zaśmiałam się w duszy z jego ataku.
Jednak było to zaplanowane. Wiedział jak zareaguje, bo gdy usuwałam węża...
- Ava...
- Impedimenta! - ktoś rzucił zaklęcie w mojego przeciwnika, spowalniając go.
- Petrifikus Totalus! - machnęłam od razu różdżką.
Tym razem pomogła mi Hermiona.
- Tonks możesz mi pomóc? - zapytała.

W Blasku Patronusa II || Remadora ||Where stories live. Discover now