Wieczne uczucie!

954 64 25
                                    

Nie wiedziałam co robić. Gdybym teraz zaatakowała mogło by nie wyjść po mojej myśli, ale jeśli będę zbyt długo to przeciągała to pierwszy to zakończy. Potrzebuję chwili...
- Ty tylko udajesz mądrego - zadrwiłam.
Jego wyraz twarzy zmienił się.
- Skoro wiedziałeś, że tam jestem to dlaczego od razu tego nie załatwiłeś? Przecież sam mówisz, że dotrzymujesz słowa, a nie wyglądasz na takiego, który najpierw lubi się podroczyć.
- Za to Ty na prawdę lubisz kusić los. - nie dawał się sprowokować.
- To jest jedno. - kontynuowałam swoją wypowiedź. - Drugi raz było wielką głupotą dowiadywanie się od innych co robię w lochach. Gdybyś tylko trochę pomyślał i wtedy przeszedł do rzeczy, zapewne sama bym powiedziała co tu robię. 
- Nie jest tak, że jestem głupi. To Ty teraz próbujesz ze mnie zrobić głupka. - mówił spokojnie. - Również mam tą świadomość, że sprowokowany czarodziej jest łatwiejszy do pokonania. - uśmiechnął się jadowicie.
Muszę postawić wszystko na jedną kartę!
- Drętwota!
- Protego! Rictusempra!
- Expulso! Expelliarmus!
- Drętwota!
- Petrifikus Totalus!
- Prostego! Expulso!
- Avada Kedavra!
- Victonum! - to była dosłownie sekunda.
W jednej chwili wypełniłam się wspomnieniami bliskich mi osób. Myślami, że nie mogę ich zostawić. Świadomością, że zginę nie tylko ja, ale i Tedd. Szczęściem jakie czułam, gdy byłam z Remusem.
Poczułam, że po policzku spływa mi łza, a przez zamknięte oczy wdziera się zielone światło. Otwarłam je i ujrzałam jasnozieloną tarczę i leżącego na ziemi śmierciożerce.
Poczułam przerażenie i z dłoni wypadła mi różdżka. Dotknęłam swojego brzucha. Pomimo, że był o wiele mniejszy dzięki moim zdolnością to po dotknięciu dokładnie czułam, że ktoś w nim jest. Nie wiedzieć czemu po moim policzku spłynęła kolejna łza i nagle zobaczyłam jak za drzwiami stoi Bill. Ale skąd On się tu wziął? A może tylko mi się wydaje, że tu jest...
- Bill? - chciałam się upewnić.
Mężczyzna przeszedł przez drzwi i nie zwracając większej uwagi na śmierciożerce podbiegł do mnie.
- Nic Ci nie jest? - złapał mnie za ramiona.
- Co Ty tu robisz? - zapytałam.
- Twoja przypinka zadziałała, gdy znalazłaś się w niebezpieczeństwie. Scrimgour nie potrafił podać żadnej konkretnej informacji Albusowi, dlatego wysłał mnie i Syriusza. Czeka przy wejściu. Musiał powstrzymać dementorów, bo wyczuły, że coś jest nie tak. - opowiadał. - Ale widzę, że poradziłaś sobie sama. - spojrzał na mężczyznę leżącego na ziemi.
Zrobiło mi się słabo. Wyczarowanie tarczy zabiera na prawdę mnóstwo energii.
- Tonks! W porządku? - złapał mnie mocniej.
- Tak. - odparłam.
- Potrafisz sama ustać? - zapytał.
W odpowiedzi pokiwałam głową. Puścił delikatnie moje ramiona, żeby w razie czego móc mnie złapać.
- Ja zajmę się śmierciożercą, a Ty dokończ swoje zadanie. - uśmiechnął się.
- Dasz radę dojść sama do Syriusza?
- Jasne. - uśmiechnęłam się słabo.
- Więc do zobaczenia! - złapał mężczyznę i w jednej chwili aportował się z nim.
Różdżką pozbierałam porozrzucane teczki i papiery, po czym drugim jej machnięciem skopiowałam je i wysłałam do mojego domu. Oryginały wzięłam do rąk i ruszyłam w stronę wyjścia. Szłam najszybciej jak potrafiłam. Po niecałych 15 minutach zobaczyłam Syriusza, który za pomocą patronusa nie dopuszcza, żeby dementorzy ruszyli w głąb lochów.
- Syriusz! - zawołałam i podbiegłam do niego przytulając go.
- Nareszcie! Myślałem, że coś Ci się stało! Gdzie Bill?
- Teleportował się razem z nieprzytomnym śmierciożercą. - odparłam.
- Opowiesz po drodze. Mam Cię odprowadzić do gabinetu Scrimgoura.
- A co z ludźmi, którzy Cię zobaczą? - zaniepokoiłam się.
- Zanim tu przy byliśmy z Billem, Dumbledore nałożył na nas zaklęcie rozpraszające. - uśmiechnął się.
- Więc chodźmy...
Wyszliśmy z lochów i skierowaliśmy się w stronę gabinetu ministra magii. Po drodze opowiedziałam Syriuszowi o wszystkim. Był wściekły na Rufusa, jednak udało mi się go przekonać, żeby zostawił ministra.
- Wejdź! - usłyszałam po zapukaniu w drzwi. - Black? - zdziwił się, gdy weszłam razem z Syriuszem do środka. - Więc Dumbledore wysłał członków Zakonu.
Podeszłam do biurka i położyłam na nim papiery.
- Świetna robota! - pochwalił mnie.
- Musisz coś zrobić z sprawą tego kolesia, który pilnował więźniów w lochach. - odezwałam się.
- Co mu zrobiłaś? - zaciekawił się.
- Powiedzmy, że nie będzie już dysponowany. - odparłam. - Na tym kończę dzisiaj moją pracę. - dodałam.
- Syriuszu. - wskazałam na kominek.
- Remus powinien już wrócić z misji, więc możesz przenieść się do domu. - powiedział.
Tak też zrobiłam. Po chwili z mojego kominka wyszedł również Syriusz. Do salonu wszedł Remus.
- Dora! Syriuszu! Stało się coś? - zaniepokoił się mój mąż.
- Tłumaczenie zostawiam Twojej żonie. - uśmiechnął się Black. - Do zobaczenia!
- Dziękuje! - krzyknęłam zanim zdążył się przenieść.
- O co chodzi? - podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Tęskniłam za Tobą. - powiedziałam szeptem.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytał.
- Zielonej herbaty. - odparłam.
Remus wyszedł z salonu, a ja usiadłam na kanapie i za pomocą swoich zdolności sprawiłam, że mój brzuch wyglądał tak jak powinien.
- Proszę. - podał mi kubek i usiadł obok mnie.
Napiłam się i postawiłam napój na stoliku, po czym wtuliłam się do Remusa.
- Musiałam dzisiaj użyć zaklęcia tarczy, żeby chronić siebie i naszego syna. - odezwałam się.
- Musiałaś być przerażona. - stwierdził. - Przepraszam... Znowu nie mogłem Ci pomóc.
- Pomogłeś wystarczająco. Gdyby nie Twoja nauka... Czas, który mi poświęciłeś... A przede wszystkim to, że stworzyłeś tą tarczę... Nie chcę wiedzieć jakby się to skończyło.
- Cieszę się, że w ten sposób mogę pomóc swoim bliskim. - powiedział smutnym głosem.
- Remusie...
- Wiesz, że gdy byłem dzieckiem nie miałem przyjaciół dopóki nie poznałem Syriusza, Jamesa i Petera... Pomimo, że Jamesa i Petera nie ma wśród nas jestem im wszystkim bardzo wdzięczny. Teraz mam tak wielu przyjaciół, żonę i już za niedługo będę miał syna... To dla mnie bardzo wiele znaczy. Dziękuję za to, że Was wszystkich mam... Dlatego, że tak bardzo bałem się straty kolejnych bliskich mi osób stworzyłem coś czego nie potrafił nikt inny...
- Wiem. - wtrąciłam się. - My myślimy w ten sam sposób co Ty Remusie. Twoja obecność jest dla nas... Jest dla mnie równie ważna jak moja dla Ciebie. Strach przed stratą bliskich męczy w tych czasach wszystkich. - spojrzałam na niego. - Ale niczego nam nie da zatracanie się w tym wszystkim. - uśmiechnęłam się delikatnie. - Żyjmy chwilą i zamiast myśleć o tym co by było gdyby kogoś wśród nas zabrakło... Zatraćmy się w naszym szczęściu i zastanawiajmy się jak uczcić spędzony ze sobą czas.
- Czasem dobrze jest się pogrążyć w smutku. Żeby później z podwójną siłą pogrążyć się w szczęściu. - odezwał się Remus.
- Jednak jeśli zbyt późno będziesz chciał być szczęśliwy możesz już na zawsze pogrążyć się w ciemności...
- Masz rację. - uśmiechnął się do mnie. - Mam zamiar cieszyć się każdą chwilą spędzoną z Tobą. - zbliżył swoją twarz do mojej. Przestały dzielić nas nawet centymetry. Jego ciepłe, delikatne wargi dotknęły moich ust. Poczułam się jak podczas naszego pierwszego pocałunku. Było wyjątkowo... Niepowtarzalnie...
- Jesteś pewnie bardzo zmęczona. - odezwał się.
- Widzę po Tobie, że Ty również. - przytuliłam go mocno, po czym udaliśmy się do sypialni.
- Dobranoc Dora. - usłyszałam jego zmęczony głos.
- Dobranoc Remusie. - odparłam.

W Blasku Patronusa II || Remadora ||Where stories live. Discover now