Rozstanie!

1.2K 73 38
                                    

Opowiedziałam im całą rozmowę, którą przeprowadziłam z Scrimgour'em.
- Trzeba o tym poinformować Dumbledore'a. - odezwał się Kingsley.
- I tak miałem się dzisiaj z nim spotkać - stwierdził Szalonooki.
- Remusie... - powiedziałam cicho do męża. - Muszę Ci o czymś powiedzieć.
- Co się stało? - zaniepokoił się.
- Chodźmy na zewnątrz. - wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia, Remus szedł za mną.
- Dora... - zatrzymał mnie.
Odwróciłam się do niego. Nie wiedziałam jak mam mu to powiedzieć.
- Co się dzieje? - wyglądał na przestraszonego.
- Ja... - zaczęłam. - Znaczy... Bo wiesz... Ja... I Ty... Remusie... - starałam się wydusić to z siebie. Remus złapał mnie za ręce.
- Będziemy mieli syna! - powiedziałam na jednym oddechu.
- Nie byłam u rodziców. Byłam w Szpitalu u św. Munga. - dodałam.
Patrzyłam na niego. Stał nieruchomo. Patrzył się na mnie, jednak myślami był gdzie indziej.
- Remusie... - odezwałam się nie pewnie.
- Dora... - powiedział słabo.
- Nie cieszysz się? - zachciało mi się płakać.
- Dziecko... Przepraszam... Nasz syn... Czy lekarze coś mówili? - nie wiedział co ze sobą zrobić.
- Jest zdrowy - uśmiechnęłam się słabo.
- Likantropia może być wykrywana dopiero po urodzeniu. Przepraszam... Skrzywdziłem Ciebie i to dziecko. - puścił moje ręce.
- Co? - nie rozumiałam.
- Nasz syn... On może być taki jak ja! Może chorować na likantropie... Może być wilkołakiem - odparł.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Jesteś teraz poważny? - rzekłam. - Nasze dziecko... Nasz syn... Oh! Nie ważne, czy będzie wilkołakiem! Remusie! Nikogo nie skrzywdziłeś! Jestem szczęśliwa! - poleciały mi łzy.
- Przeze mnie będzie cierpieć... - ciągnął. - Będzie się mnie wstydzić jeśli...
- Przestań!? - nie wytrzymałam. - To jest nasz syn! Twój syn! Myślisz, że wstydził by się własnego ojca! Zresztą... On wcale nie musi chorować na likantropie! - płakałam.
- Dora... Przepraszam - zrobił krok w tył.
- Remusie... - zrobiło mi się słabo.
- Przeze mnie będziesz cierpieć... - zniknął.
Co? Nie! Remusie...
- Remusie!? - wrzeszczałam. Upadłam na kolana. Nagle poczułam, że ktoś mnie przytula.
- Już dobrze kochana... Już dobrze... Ciii - była to Molly. Wokół mnie było kilka osób.
- Nie możesz się denerwować. To zaszkodzi dziecku... - mówiła.
Jednak nie potrafiłam się uspokoić.
- On wróci. Za bardzo Cię kocha, żeby zostawił Was samych... - pomogła mi wstać.
- Ja... Ja się przeniose do rodziców... Tak będzie najlepiej... Dziękuje Molly - wydukałam.
- Chcesz ich przestraszyć? Musisz się najpierw doprowadzić do porządku. - po prowadziła mnie do środka.
- Pomogę - z drugiej strony złapał mnie Bill, a pani Weasley mnie opuściła. Ciężko mi było utrzymać się na nogach. Bill zaprowadził mnie do pokoju, który dzieliłam z Hermioną i Ginny.
- Odpocznij - pomógł mi usiąść i wyszedł z pokoju.
Za pomocą różdżki spakowałam swoje rzeczy i poprawiłam swój wygląd. Otrząsnęłam się i "wyłączyłam" swój umysł. Nie mogę o tym myśleć!
- Locomotor! - prowadziłam za sobą torbę. Zeszłam po schodach do kuchni. Wszyscy się na mnie spojrzeli.
- Dziękuje, że mogłam tu zostać. - podeszłam do Molly i ją przytuliłam.
- Wam również dziękuje za wszystko. - starałam się nie rozpłakać.
- Odwiedzaj nas często - odezwał się pan Weasley. - I nie przejmuj się tym...
- Tak... Wróci, bo nie potrafi bez Ciebie żyć. Tonks jesteś dla niego wszystkim. Za bardzo Cię kocha, by móc Cię... Was zostawić. Gratulacje! Musisz być szczęśliwa! - przytulił mnie Bill.
Jego słowa podniosły mnie na duchu. Inni mi również pogratulowali syna i zapewnili, że Remus wróci.
- Jeszcze raz dziękuje. Do zobaczenia. - wyszłam z Nory i aportowałam się pod dom rodziców.
Weszłam do środka.
- Kto to? - usłyszałam głos mamy i po chwili ją zobaczyłam.
- Dora! - podbiegła do mnie i mnie przytuliła. - Skarbie... Ale co tu robisz? Czy coś...
- Tęskniłam za Wami! - wtrąciłam się. - wprowadzę się na kilka dni.
- Oh wchodź! - machnęła różdżką w stronę mojej torby i ta pofrynęła do mojego pokoju.
Mama zaprowadziła mnie do salonu, po czym poszła do kuchni. Kilka minut później wróciła z kawą i ciastem.
- Co z Remus'em? - zapytała siadając obok mnie.
- Jest na misji dla Zakonu. - odparłam szybko.
- A jak się trzyma? Dawno go nie widziałam. Zresztą tak samo jak Ciebie... - upiła łyka kawy.
- Przeze mnie często się zamartwia... - rzekłam.
- Kochanie... - głaskała mnie po ramieniu mama.
Usłyszałyśmy zamykanie się drzwi. Do salonu wszedł mężczyzna.
- Tata! - wstałam i pocałowałam go w policzek.
- Księżniczko co tu robisz? - zapytał zdziwiony.
- Przyjechałam w odwiedziny... Na kilka dni - odprałam.
- A Twój mąż? - zadał kolejne pytanie.
- Jest na misji dla Zakonu - odezwała się mama. Zapomniałam, że również tu jest. Tata mnie przytulił. Od zawsze byłam córeczką tatusia. Najlepiej się z nim dogadywałam...
- Widzę, że Ci się przytyło. - powiedział nagle.
- Co? Niemożliwe. Przecież Dora nigdy nie umiała przytyć... - zaczęła mama. - Jak się jest metamorfoma... - spojrzała na mój brzuch.
- Dora... - powiedziała spokojnie.
- Przed Wami nie da się niczego ukryć. - uśmiechnęłam się słabo.
- A co chciałaś ukryć? - zapytał tata.
- Miałam Wam powiedzieć, gdy nadejdzie okazja... - odparłam.
Skoro dałam radę powiedzieć o tym Remusowi to im też dam radę!
- Będę miała syna. - wydusiłam z siebie.
- Z kim? - zapytał nagle tata.
- Tato! - spojrzałam na niego. Natomiast mama się zaśmiała.
- Ted jak Ty czasami coś powiesz! - starała się być poważna.
- Tak się cieszę! Zostanę babcią! - ucałowała mnie.
Tata mnie ponownie przytulił, po czym dotknął mojego brzucha.
- Będę miał wnuka - uśmiechał się.
- Remus o tym wie? Skoro wyjechał na misje. - zapytał nagle.
- Tak. - nie wiedziałam co powiedzieć.
- I Cię zostawił? - wkurzył się tata.
- Kazałam mu iść. Nie chce, żeby przeze mnie zaniedbywał Zakon. - kłamałam.
Nie było to takie łatwe... Każde nowe kłamstwo coraz ciężej przechodziło mi przez gardło.
- Ted! Przestań! - krzyknęła mama.
- Byłaś w szpitalu? - zapytała spokojnie.
- Jest zdrowy - odprałam.
- Jak go nazwiecie? - zapytał tata.
- Jeszcze nie wiemy. - odpowiedziałam.
- Tak się cieszę! - znów mnie przytuliła mama.
- Powinnaś odpocząć. Jak będziesz czegoś potrzebowała to wołaj. - odprowadziła mnie do pokoju. Położyłam się na łóżku. Byłam zmęczona, ale nie potrafiłam zasnąć.
Dlaczego On się tak zachował? Przecież wcale nie musi tego odziedziczyć po nim! A nawet jeśli to co z tego? Nasz syn nigdy by nie miał mu tego za złe, bo to nie jego wina! Jak mógł mnie zostawić? A co jeśli nie wróci? Jak ja sobie poradzę bez niego...
Zaczęłam płakać.
Nie potrafiła bym żyć z myślą, że gdyby nie ciąża to był, by tu ze mną. Nie zostawił, by mnie. Na prawdę mnie kocha? Może chciał się tylko... Nie!? O czym Ty w ogóle myślisz! Kocha Cię! Wziął z Tobą ślub! To ze strachu Cię opuścił!... Ale wróci... W końcu tyle osób nie może się mylić. Prawda?

*Leżałam na kolanach Remusa. Szczęśliwa dotykałam swojego brzucha. On również trzymał na nim swoją rękę.
- Oh... - poczułam kopnięcie.
Remus się uśmiechnął, nachylił nade mną i pocałował w czoło.
- Jestem szczęśliwy, ponieważ Cię spotkałem... Jestem szczęśliwy, ponieważ mnie pokochałaś... Jestem szczęśliwy, poniważ mogę z Tobą spędzić resztę mojego życia... Jestem szczęśliwy, ponieważ będziemy mieć syna... - mówił.
- Kocham Was! - pogładził mnie ręką po włosach, po czym pozostawił na mych ustach pocałunek.
- My również Cię kochamy! - poczułam ulgę. Czułam się szczęśliwa.
- Synku... Mamusia i tatuś Cię kochają! - pogłaskałam swój brzuch.*

Odkryłam się. To był sen... Spojrzałam na zegarek. Jest godzina 23:27... Wstałam i poszłam do kuchni. Nalałam sobie soku dyniowego i od razu go wypiłam. Postałam chwile, po czym wróciłam do łóżka, myśląc o tym co mi się śniło.

W Blasku Patronusa II || Remadora ||Où les histoires vivent. Découvrez maintenant