Victonum!

1.1K 77 19
                                    

Usłyszałam trzask. Wstałam z łóżka i ruszyłam po schodach do kuchni. Kątem oka zobaczyłam zielony błysk.
Przestraszona odwróciłam się by zobaczyć co to było.
- Victonum! - z różdżki Remusa wyleciało zielone światło. Jaśniejsze niż od 'Avady'.
Obok niego stali Harry, Ron, Hermiona, Ginny, bliźniaki, Bill z Fleur, Molly z Arturem, Syriusz i Szalonooki.
- Musisz wypełnić się tym uczuciem Harry. Pomyśl o Ronie. O tym, że chcesz go obronić, o tym, że nie chcesz go stracić. Wypełnij się tym tak jak wypełniasz się szczęśliwym wspomnieniem podczas 'Patronusa'. - tłumaczył mu Remus.
Remus stał po jednej stronie Rona, a Harry po drugiej. Na przeciwko nich stał Szalonooki. 
- Jeszcze raz. Harry zrób to powoli, ale dokładnie i nie martw się. W razie czego ja mu pomoge. - powiedział mój mąż. - Gotowy?... Teraz!
- Crucio! - krzyknął Alastor i skierował zaklęcie w Rona.
- Victonum! - z różdżki Harry'ego wyleciała smuga jasnego, zielonego światła. Jednak nie uformowała się w tarczę.
- Victonum! - Remus stworzył tarczę przed Ronem w ostatniej chwili i zaklęcie się odbiło. Szalonooki uskoczył, by nim nie oberwać.
- Idzie Ci coraz lepiej. - Hermiona poklepała Harry'ego po ramieniu.
- Nimfadoro! - zobaczyła mnie Molly.
- Czemu nic nie mówisz? - przytuliła mnie. - Usiądź. Podam Ci zaraz coś do jedzenia.
- Zróbmy przerwę - powiedział Remus i wszyscy zaczeli siadać przy stole.
- Harry idzie Ci na prawdę dobrze. Jeszcze trochę poćwiczysz i Ci się uda. - uśmiechnął się do niego i ruszył w moją stronę.
- Jak się czujesz? - pocałował mnie w policzek.
- Dobrze - odparłam i również usiedliśmy przy stole.
Remus jeszcze nie wie, że jestem w ciąży. W sumie to nie jest jeszcze do końca pewne. Powinnam się udać do św. Munga. Tak, jak się upewnie to mu o tym powiem.
- Proszę kochana - przede mną pojawiły się tosty, dżem i herbata.
- Dziękuje Molly - uśmiechnęłam się.
- Ćwiczycie te zaklęcie? Tarcze, która chroni przed zaklęciami niewybaczalnymi? - zapytałam, zjadając tosta.
- Tak. Szalonooki i Hermiona już potrafią ją wyczarować. To na prawdę nie zwykłe, że nauczyli się ją wyczarować w jeden poranek. Harry'emu idzie trochę gorzej, ale już łapie o co chodzi. Za niedługo powinien być w stanie ją wyczarować. - odparł.
- Muszę dzisiaj gdzieś pójść. - odezwałam się.
- Gdzie? - zapytał zaniepokojony.
- Mmm... No wiesz... Dawno nie widziałam swoich rodziców. - wymyśliłam na szybko.
- Odprowadze Cię tam. - zaczął gładzić ręką moje ramię.
- Nie... Naucz Harry'ego i innych tego zaklęcia. To jest dużo ważniejsze. - próbowałam.
- To Ty jesteś najważniejsza. - powiedział spokojnie Remus.
- Myślę inaczej. Ale dobrze, skoro nie chcesz, żebym sama tam szła to po proszę Molly, żeby mi po towarzyszyła. Mówiła mi ostatnio, że dawno nie widziała moich rodziców i było by miło, gdyby wpadli. - spojrzałam na niego.
- Dobrze. Niech Ci będzie - uśmiechnął się.
Zjadłam ostatniego tosta. Posiedziałam jeszcze chwile i gdy pani Weasley odeszła od stołu, również wstałam.
- Molly - podeszłam do niej. - Mogę Cię o coś prosić?
- Oczywiście. O co chodzi?
- Chcę iść do św. Munga. Upewnić się... - zaczęłam. - Remusowi powiedziałam, że idę do rodziców, ale nie chce mnie puścić samej.
- Chcesz żebym z Tobą poszła? - zapytała.
- Jeśli to nie problem.
- Żaden. Poczekaj tutaj chwile. Zaraz przyjdę. - ruszyła w stronę schodów.
- Remusie możemy zacząć ćwiczyć? - zapytał się Harry.
- Tak, poczekaj chwile Harry. - Remus zaczął iść do mnie.
- Uważaj na siebie. - pocałował mnie w czoło. Przytuliłam go.
- Będę - odparłam i podeszła do nas Molly.
- Możemy iść. - uśmiechnęła się.
- Bądźcie ostrożne - poszedł do reszty.
- Dziękuje, że ze mną idziesz. - odezwałam się.
- Oh przestań.
Wyszłyśmy przed Nore i aportowałyśmy się pod szpital.

•   •   •

- Kiedy powiesz Remusowi? - zapytała się pani Weasley.
- Boję się jego reakcji... - odparłam.
- Będzie szczęśliwy - uśmiechnęła się Molly. - To juz trzeci miesiąc... Na prawdę gratuluję Ci kochanie! - przytuliła mnie.
- Dziękuje!
- Nie wygladasz na szczęśliwą. Nie cieszysz się?
- Będę w pełni szczęśliwa, gdy Remus...
- On się ucieszy. - poklepała mnie po ramieniu - Wracamy?
- Tak. - uśmiechnęłam się i aportowałyśmy się pod Norę.
- Co słychać u rodziców? - podszedł do mnie Remus, gdy weszliśmy do środka.
- Remusie, bo tak na prawdę...
- Tonks! - przerwano mi. - Sowa przyleciała z listem do Ciebie.
- Co jest? - patrzył się na mnie mąż.
- Powiem Ci później - uśmiechnełam się.
Podeszłam do okna i wzięłam list.

NIE WIEM SKĄD, ALE SCRIMGOUR DOWIEDZIAŁ SIĘ, ŻE INFORMUJĘ CIĘ NA BIERZĄCO O WSZYSTKIM.
CHCE SIĘ Z TOBĄ SPOTKAĆ. W JEGO BIURZE. NATYCHMIAST... MYŚLĘ, ŻE MOŻESZ MU ZAUFAĆ.
PS WIE GDZIE SIĘ ZNAJDUJESZ I UTWORZYŁ POŁĄCZENIE MIEDZY KOMINKAMI, WIEC MOŻESZ BEZPIECZNIE SIĘ PRZENIEŚĆ
Savage

- Muszę skorzystać z kominka - odezwałam się i ruszyłam ku niemu.
- Co to za list? - zapytał Bill. Nie odpowiedziałam tylko weszłam do środka. W ręce trzymałam proszek fiuu.
- Gabinet Scrimgour'a!
- Tonks!? - usłyszałam krzyki, jednak już było za późno. Stałam w jego gabinecie.
- Jesteś? - zapytał wstając z krzesła.
- Za chwile ktoś może się za mną pojawić - otrzepałam się.
- Nikt się nie zjawi. Ustawiłem to tak, że tylko jedna osoba z domu państwa Weasley może się przenieść do mojego gabinetu i z powrotem. - uśmiechnął się.
- O czym chciałeś porozmawiać? - zapytałam.
- O Twoim mężu. - odparł.
- Co? - stałam zaskoczona.
- Dokładniej o zaklęciu, które stworzył.
- Skąd...?
- Tonks - wtrącił. - Voldemort przejął Ministerstwo. Wokół jest pełno śmierciożerców. Ja jestem dyrektorem głównego Departamentu w Ministerstwie... Inaczej... Wiem wszystko. A już na pewno wiem o czymś co wydarzyło się w jednym z Departamentów.
Patrzyłam się na niego, próbując wyczytać coś z jego twarzy ~ na marne.
- Słyszałem, że panna Lestrange rzuciła zaklęcie w niegdyś uważanego za poplecznika Voldemorta, pana Syriusza Black'a. Podejrzewam, że On również należy do Zakonu Feniksa. - spojrzał na mnie. - Mniejsza... Rzuciła w niego zaklęcie niewybaczalne. Jak to powiedział jeden ze śmierciożerców: 'W jednym momencie odwrócił się ten wilkołak co go Greyback ugryzł i przed siostrzeńcem Bellatriks pojawiła się tarcza. Jasno zielona... Jaśniejszy od błysku 'Avady'... A zaklęcie się od niej odbiło i trafiło w samą Bellatriks! Jednak działanie było dużo słabsze, bo przeżyła!' - zacytował. - Dziwne jest to, że nikt z osób, które tam były nie słyszał jak wymawia się to zaklęcie obronne. Podejrzewam, że da się go używać niewerbalnie.
- Co chcesz wiedzieć? - byłam zdziwiona.
- Nikt jeszcze nigdy nie stworzył zaklęcia, które chroniło by przed zaklęciem uśmiercającym! To było nie możliwe do stworzenia! Tonks... - nie wytrzymał.
- Tylko prawdziwe uczucie przyjaźni, myśli o bliskich, których nie chcemy stracić, silne więzi łaczące nas z innymi mogły pozwolić na stworzenie tarczy, która ochroni Naszych bliskich przed zaklęciami niewybaczylnymi. - odparłam.
- Muszę przyznać, że masz niesamowitego męża - uśmiechnął się.
PUK PUK rozległ się trzask w drzwi.
- Rufusie! - usłyszałam głos Bellatriks.
Spojrzałam przestraszona na Scrimgour'a.
- Myślałem, że porozmawiamy trochę dłużej. Mam Ci jeszcze wiele do opowiedzenia i mnóstwo pytań, ale nie teraz. Uciekaj! Skontaktuje się z Tobą. - mówił szybko.
- Otworzysz drzwi, czy mam to zrobić siłą? - krzyczała zza drzwi.
- Tonks!
Nabrałam do rąk proszku fiuu i weszłam do kominka.
- Tonks... Uważaj na siebie. - powiedział i podszedł do drzwi.
- Nora! - krzyknęłam.
- Dlaczego zawsze zamykasz drzwi? Ukrywasz coś? - usłyszałam, po czym znalazłam się w Norze.
- Tonks! - rozległy się krzyki.
- Dora! - podbiegł i mnie przytulił Remus.
- Przepraszam, ale to było pilne. Chciał porozmawiać. Musiałam się z nim spotkać... On coraz więcej wie! - starałam się bronić.
- To była głupota! - podszedł Bill z resztą.
- Coś Ci się mogło stać i zresztą to nie tylko Tobie! - ucałowała mnie Molly, dziękując, że nic się nie stało mnie i mojemu dziecku.
- Co wie? - zapytał Kingsley.
- O tarczy... O zakleciu Remusa.

W Blasku Patronusa II || Remadora ||Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon