Rozdział 15

4K 254 48
                                    

Cały dzień spędziłam na rozpakowywaniu się i zwiedzaniu budynku. Nie miałam zamiaru wychodzić na dwór gdzie teraz siedzieli wszyscy. Szkoła zaczyna się jutro, w poniedziałek co tak po za tym bardzo mnie dziwi. W liceum przecież trwał już rok od dwóch miesięcy. Dziś mam więc mieć wolne. Cały budynek miał w sobie coś niesamowitego, tajemniczego. Miło mi się go zwiedzało. Akademik dla wiedźm był miłym miejscem i wcale nie był jakiś bardzo przesadzony jak mi się zdawało najpierw. Fakt, że mnóstwo jasnych kolorów i ogromnych okien mnie przytłaczała była tylko i wyłącznie winą mojego pochodzenia. Przecież zanim skończyłam siedemnaście lat słońce było dla mnie nie szkodliwe.

O agencji nie myślałam w ogóle. Miałam ważniejsze sprawy, chociażby nie zgubić się i ogarnąć drogę do stołówki w centralnym budynku.

Najbardziej zaskoczył mnie fakt, że nie podają tu obiadów. Mamy śniadanie o ósmej, i coś na kształt obiadokolacji o osiemnastej. Lekcje zaczynają się od godziny dziewiątej co wydaje mi się w porządku. Z reguły jestem śpiochem i fakt, że o godzinę dłużej mogę pospać bardzo mnie cieszy.

Przejrzałam tez plan lekcji. Byłam na pierwszym roku w klasie Z. Tak tu są klasy Z i Y. Bo czemu nie mogło by być normalnie po ludzku A i B? Bo to szkoła dla magicznych i nic nie może być normalne. Bawiła mnie ta sytuacja. Rzadko kto może pochwalić się swoim znajomym, że było się w klasie Z. Asia tez jest ze mną w klasie. To dobrze bo nikogo innego nie znam. I szczerze? Nie pali mi się kogoś od razu poznawać.

Weszłam teraz na schody prowadzące na dół do owej jadalni o której wspomniałam. Dochodziła osiemnasta. Byłam ciekawa, czy jeśli już nas tak mało karmią to czy dobrze. W chodząc tu wcześniej wiedziałam, że jest podział na roczniki podczas jedzenia. Karteczki przy krzesłach mówiły gdzie kto siedzi. Jak na weselu. Zdążyłam też już zauważyć, że wiedźmy jak i magowie dnia kochają mieć wszystko zaplanowane. Zapisane i ustalone nie mogło się nie udać. Tak więc weszłam do świata pełnego przepisów i uśmiechów. Oszaleje.

Zajęłam już wcześniej znalezione na jadalni miejsce zauważając dziewczynę siedzącą naprzeciw. Oczywiście uśmiechnęła się łagodnie. W akademii obowiązywały mundurki. Przebrałam się zanim zaczęłam zwiedzać.

Były naprawdę ładne. W ich skład wchodziła spódniczka w brązowym kolorze i beżowa bluzka, do wyboru z krótkim lub długim rękawem. Do tego kurtka skurzana. Oczywiście z brązowej skóry, bo gdzież by użyli czarnego nie? No, ale nie narzekałam. Do każdego mundurka były rękawiczki, takie zasłonki na oba nadgarstki. Asia wytłumaczyła mi, że chodzi o to by ten kto nie chce nie musiał pokazywać blizn. Dużo dziewczyn tak robiło. Faceci woleli pokazywać rany, choć tez nie wszyscy. Uważali się wtedy za odważniejszych i silniejszych. Ja dzięki nim mogłam choć na początek ukryć blizny na prawej dłoni.

- No hej Rose, gdzieś ty chodziła?

Spojrzałam na Asie siadającą teraz obok mnie. Posłałam jej lekki uśmiech i wzruszyłam ramionami.

- To tu, to tam...

- Mówiłam byś przyszła do nas na altankę. Za szkołą jest taki ogródek...

- Cześć.

Po drugiej stronie do dziewczyny, którą zobaczyłam na początku podeszła kolejna miło się uśmiechająca dziewczyna. Usiadła koło niej i od razu zwróciła się w naszą stronę.

- Jestem Megan, ale mówcie mi Meg.

Pokiwałam głową, widziałam jej kartkę, stała sobie jak każde inne na talerzu. Wiedziałam więc jak ma na imię. Dziewczyna obok to Karolina. Nie musiałam jednak nawet sekundy czekać bo ona również się przedstawiła i oczywiście mamy nazywać ją Karo. Serio?

TajemnicaWhere stories live. Discover now