Rozdział 7

4.4K 296 27
                                    

Założyłam buty, długie spodnie i bluzę z kapturem. Jak nie zrobię tego obiadu to mnie rodzice uziemią na dłużej niż tydzień, a już i tak mam dość szlabanów. Liczę, że jeśli słońce nie dotknie gołej skóry to nie poczuję się gorzej czy coś. Po prostu... wciąż nie mogę w to uwierzyć.

Nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi widząc w nich zaskoczonego Rinora. Co on tu kuźwa robi?!

- Kurczę nie zimno ci?

Jego śmiech wywołał u mnie chęć przywalenia mu. Chciałam zamknąć drzwi, ale je zablokował.

- Czego chcesz?

- Nie tak ostro...

Zmarszczył brwi i spojrzał w moje oczy. Dziękowałam za to, że jednak założyłam te soczewki. Choć miałam tego nie robić.

- ... przyszedłem bo... Jest Dorota?

Szybko chciałam trzasnąć drzwiami, ale to wykorzystał i ominął mnie wchodząc na hama.

- Nie. Jest w szkole, czyli tam gdzie powinieneś jej szukać. Właśnie wychodziłam wiec jakbyś łaskawie...

Nie zdążyłam bo chłopak znów się zaśmiał.

- Jakbyś tak wyszła to byś się usmażyła w tych ciuchach. Dziękuj mi, że ci przeszkodziłem.

Dureń po prostu wszedł do salonu. Czy ktoś go zapraszał? Nie!

- Rozgość się, jasne...

Znowu się zaśmiał, a ja wykorzystałam moment by zacząć nie miły temat.

- Przyszedłeś oddać mi może mój naszyjnik?

Widać było, że westchnął. Męczyła go ta sytuacja.

- Rozumiem, że nie chcesz się przyznać, ale to jest już szczyt wszystkiego by wciąż domagać się tego co ukradłaś.

Widać było, że się złości. Odwrócił się i zaczął iść w moją stronę.

- Po co więc tu wszedłeś. Doroty nie ma.

Uśmiechnął się chytrze na co chciałam uciekać. Przerażał mnie.

- Wciąż ci nie podziękowałem za wodę z wazonu i tą całą szopkę.

Staną przede mną a jego złote tęczówki zaczęły lśnić... wręcz świecić. Patrzyłam w nie jak zaczarowana. O ile słowo zaczarowana jest tu na miejscu.

- twoje oczy... jak ty...?

Nie dałam rady nic powiedzieć bo zaczął się do mnie dziwnie zbliżać... Pomału patrzył w moje oczy... w głowie zaczęłam słyszeć dziwne szumy... chciałam ich wysłuchać, ale wtedy jego wzrok powędrował na moje usta by chwilę potem zbliżyć się już za bardzo.

Nie czekając długo strzeliłam go z liścia. To znaczy spróbowałam bo zatrzymał moją dłoń zdziwiony.

- Jak ty...?

- Co ty sobie kurwa myślisz?!

Jednocześnie krzycząc zobaczyłam swój błąd. Chłopak trzymał właśnie moją prawą dłoń i nie reagując na moje próby wyszarpania się zaskoczony patrzył na blizny, które mnie zdradzały.

- Od kiedy to masz?

- O, żeś się odezwał. Puść mnie!

Szarpnęłam się i zabrałam rękę. Na co on oczywiście tylko się wkurzył.

- Odpowiedz.

Nic nie powiedziałam wiec znów jego oczy zaczęły świecić. A ja poczułam znany zapach. Ten sam co wczoraj po ich wizycie! Rinor ręką narysował dwa znaki które się połączyły i w szybkim tempie zniknęły. Zemdlałam.

TajemnicaNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ