2.3

18 2 0
                                    

                Piła swoją ulubioną kawę i spoglądała na panoramę miasta. Ciepła ciecz paliła jej podniebienie, ale ona uwielbiała to uczucie. Przetarła dłonią oko, a następnie wzięła do ręki telefon, który leżał tuż obok niej. Wybrała numer do swojej mamy, a następnie kliknęła w zieloną słuchawkę, aby móc zadzwonić.

- Cześć mamo! (...) Tak, wiem, niedługo święta. (...) Bardzo bym chciała przyjechać, ale dobrze wiesz, jak jest. Z resztą niedawno brałam wolne. Szef może się nie zgodzić. (...) Mamo. (...) Powiedz mi lepiej, co słychać u naszej kochanej pary. (...) Widzę, a raczej słyszę, że wszystko dobrze. (...) Muszę już kończyć. (...) Odezwę się niedługo. Pa.

                Nie lubiła momentów, gdy matka prosiła ją o przyjazd do domu rodzinnego. Nie lubiła tamtych stron, a raczej ludzi, którzy tam mieszkają. Banda nieuków, którzy tylko marzą. Przeszło jej przez myśl. Przeniosła swój wzrok na zegar, który wisiał na ścianie u niej w biurze. Miała jeszcze piętnaście minut przerwy. W sumie nie tylko ona. Inni pracownicy również. A mimo tego, wszyscy znajdowali się poza murami budynku. Kobieta westchnęła i odłożyła kubek z kawą. Przysunęła się bliżej biurka i zaczęła wykonywać swoje obowiązki. Im szybciej skończę, tym szybciej stąd wyjdę.

               Opuściła budynek równo o siedemnastej. Szła w kierunku swojego auta, kiedy to płatek śniegu spadł na jej czoło, a później coraz to większa liczba na jej ramiona, ręce. Przeklęła cicho pod nosem i weszła do auta, a następnie odjechała spod miejsca pracy.

               W domu zaparzyła sobie zieloną herbatę, aby rozgrzać przemarznięte kończyny. Usiadła na parapecie, trzymając kubek w dłoni. Rozprzestrzeniał się przed nią cudny widok, który dla niej nie był taki. Kobiet nie lubiła śniegu. A wręcz nienawidziła. Przybycie śniegu równało się z tym iż musiała zacząć przyzwyczajać się do ludzi, biegających chodnikami z ozdobami świątecznymi. Ta cholerna atmosfera doprowadzała ją do wymiotów. Miała ochotę schować się pod ziemię i wyjść dopiero, gdy to wszystko się skończy. Ale nie mogła rzucić wszystkiego w cholerę.

A.Adams: Cześć! Masz może ochotę iść do knajpki i pogadać?

              Westchnęła, a później przygryzła wargę i odłożyła telefon, a następnie upiła łyk herbaty. Spontaniczne wyjścia nie były w jej stylu. Jej cały dzień był zaplanowany dnia poprzedniego, a kiedyś obiecała sobie, że nie będzie łamała swoich zasad. Jeśli nie zapisała tego w planie, nie mogła tego zrobić. Takie miała zasady. Uważała, że łamanie ich, mogło sprowadzić ją na złą stronę. A ona tego nie chciała.

                Znów chwyciła telefon do ręki i wybrała numer swojej ulubionej restauracji, która serwowała chińszczyznę. Zamówiła danie, które zawsze jadała w tamtym miejscu. Rzecz sprawdzona jest najlepsza. Wzięła kolejny łyk i oparła czoło o szybę. Światła aut odbijały się o mokre kałuże na jezdni. Ulice powoli pustoszały, a może bardziej chodniki. W końcu to środek tygodnia. Nikt w środę nie wybiera się na żadne zabawy. No może oprócz studentów czy uczniów albo osób mających wolne. Ale po co marnować swój wolny czas na takie bzdety? Tego nie mogła pojąć. W sumie, ona nie potrafiła pojąć wielu rzeczy, które odbywały się bez zasad. A ona je miała.

               Owinięta kocem, czytała papiery, które miała oddać jutro szefowi. Spory plik kartek znajdował się tuż obok niej, a ona sama wydawała się być niewzruszona ilością. Wyciągnęła laptopa z torby, aby móc napisać do jednej ze współpracownic, która była parę stanowisk niżej niż ona, aby sprawdziła dla niej ostatnią umowę, którą ich firma zawarła z pewną osobą.

               Dała sobie czas do dwudziestej pierwszej. Miała uporać się z tym wszystkim do owej godziny. Kobieta była uparta, czas płynął nie ubłagalnie, a stos papierów prawie w ogóle nie zmalał. Jednakże, pewność i upartość brunetki przerosła skalę. Musisz sobie z tym poradzisz. Dasz radę.

                Udało jej się. O umówionej godzinie, chowała dokumenty do teczki, którą następnie spakowała do torby, co uczyniła również z laptopem. Zabrała puste opakowania po jedzeniu i wyrzuciła je do kosza, a kubek po herbacie wsadziła do zmywarki. Po sprzątnięciu ze stołu, udała się do łazienki, gdzie wzięła zimny prysznic, który miał odrobinę ją ożywić.

***

Cześć. Nie jestem osobą, która trzyma się terminów. Zazdroszczę głównej bohaterce tej upartości.

Mam nadzieję, że rozdział się podoba i chociaż troszeczkę poznaliście już główną bohaterkę. No, jeszcze wygląd i imię oraz bardziej rozbudowany charakter i będzie można zrobić jej charakterystykę.

Nie no, żartuję.

Do następnego!

Jej życieWhere stories live. Discover now