ⓕatalne ⓟoddanie

814 200 7
                                    

Po upływie kolejnych dwudziestu ludzkich lat spędzonych na oglądaniu życia kobiety, która nawet będąc w związku małżeńskim i dwójką dzieci u boku wciąż sprawiała, iż uśmiech wkraczał i wkracza na moje usta. Wiem, że to brzmi okropnie — zapewne mogłabym zostać porównana do psychopaty. 

W ciągu tego czasu mogłam zobaczyć jak potoczyły się życia osób, które były w moim życiu choć przez krótką chwilę. Oczywiście, nie zawsze z dobrym wpływem. 

Allyson znalazła sobie wspaniałego, kochającego męża, który w przeciwieństwie do mnie potrafił odpowiadać dłuższymi wypowiedziami. Jedyne co mogę tutaj więcej skomentować to to, że życzę jej jak najlepiej — zasługiwała na taką przyszłość.

Jose, chłopak, który między innymi należał do grupy moich prześladowców skończył w kawalerce, a przez jego życie przewija się marna praca w barze o nocnych porach, alkohol i kobiety — nie byłabym zaskoczona, gdyby już piętnaście lat temu nabawił się jakiegoś choróbska. Więc, cóż, Jose miał na koncie brak przyszłości. Nic nie wskazywało na zmianę. Ba, prawdopodobnie jej nie chciał, bo nie był w stanie celować wyżej i poszerzać własne horyzonty.

Smutne, czyż nie?

Elizabeth, moja największa zmora w czasie liceum, wylądowała w solarium — tleniona blondynka z nadmierną ilością pomarańczowatego fluidu na twarzy idealnie wpasowywała się we wnętrze lokalu z żółtymi ścianami, sztucznymi palmami i zgrają podobnych klonów, co ona. To całkiem zabawne, że niewiele zmieniło się od szkoły średniej... Mam na myśli, jej znajomości na chwilę obecną wciąż bazują na tym samym schemacie — obgaduje jedną koleżankę z pracy z drugą, a chwilę później tamta obgaduje ją. Prócz tego, życie prywatne Elizabeth również nie rozkwitło tak, jak podejrzewała. Warto napomknąć, iż zakładała, że wyjdzie za jakiegoś dzianego biznesmena i w sumie będzie mogła sobie siedzieć, ładnie pachnieć i nic nie robić. Nic bardziej mylnego. Poza przeciętną pracą czekał na nią jeden z wielu chłopaków — bo zmieniała ich jak rękawiczki — nadużywający alkoholu. Tak samo, jak Jose wpadła w pewną monotonię: nieprzynosząca satysfakcji praca, obgadywanie każdej osoby, seks, kłótnia z chłopakiem, zerwanie, znalezienie sobie kolejnego, powrót do pracy, obgadywanie każdej osoby, seks, kolejna kłótnia i tak dalej, i tak dalej... Kolejne błędne koło.

A przecież uważałaś się za jakąś pseudo-królową, Elizabeth.

Idąc dalej, pozostaje kwestia moich rodziców... Cóż, zmienili się, ale nie na lepsze. Więcej pracy, więcej zaangażowania, a za to mniej zwracania uwagi na siebie i człowieczeństwo — ich zachowanie i postawy mogę porównać do zaprogramowanych robotów bez obaw, iż mogłabym się mylić. Już teraz wiem, gdzie trafią. To stało się bardzo przejrzyste, kiedy mogłam z innej perspektywy oglądać i ocenić ich standardy oraz wizje na świat. Nie wiem, jak mogłam urodzić się w takiej rodzinie. 

Zapytałabym retorycznie co ze mnie wyrosło, ale przecież jestem samobójczynią, więc w sumie to bardzo nie na miejscu.

Wracając do początku i zataczając tym samym koło, okazało się, że jedyne godne życie ma z nich wszystkich ta niepozorna dziewczyna z liceum, która teraz nie musi się martwić o idiotycznych znajomych — ma Dineh i Normani u boku pomimo upływu lat — a oprócz tego otacza się osobami, które szczerze ją kochają. 

Wciąż jestem tak fatalnie w niej zakochana, że wręcz promieniuję szczęściem w tej nicości, widząc jej własne szczęście.

***

On The Way To Hell [✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz