ⓖrób

1.1K 226 60
                                    

— Dzień dobry. 

Elijah siada obok mnie i prawdopodobnie również wpatruje się w dziewczynę, którą obserwuję, od kiedy tutaj jestem.

— Cześć. 

Marszczę zdezorientowana brwi, gdy jej sylwetka zatrzymuje się przed czarną, skrzypiącą bramą. Nie rozumiem, dlaczego tam poszła. Wiem, że przeczytała mój list. Widziałam jak to robiła. I jedyna reakcja, jaką dostrzegłam to przyłożenie dłoni do czoła, a następnie pośpieszne wyjście z domu. Oczywiście list wzięła ze sobą. Wciąż nie wiem dlaczego.

— Wiesz, dlaczego jest na cmentarzu? 

— Nie mam pojęcia — przyznaję. — Jedynie dostała paczkę z moim, powiedzmy, listem pożegnalnym. Nie rozumiem, dlaczego przyszła tutaj razem z nim.

— Myślisz, że idzie do ciebie? 

— Nie. Na pewno nie. Po co miałaby? Wydaje mi się, że może leży gdzieś tutaj członek jej rodziny i do niego właśnie idzie.

— Może przejrzała na oczy?

— Już za późno, Elijah. Jestem przecież martwa.

— Próbujesz wyglądać na złą, ale nie potrafisz kierować tych emocji w jej stronę. Dlaczego?

— Bo ją kocham. 

Nie odpowiada, z czego bardzo się cieszę. Teraz w spokoju patrzę na to, jaką trasę pokonuje dziewczyna. I, rzeczywiście, wszystko wskazuje, że idzie w moim kierunku. W kierunku mojego grobu. Jednak próbuję do samego końca nie robić sobie nadziei. Nie chcę znowu być przez nią złamana. Wystarczająco mnie skrzywdziła.

Przełykam gulę w gardle, gdy siada na czarnej, małej ławce centralnie przed moim nagrobkiem. O ironio, jest z czarnego marmuru z masą złotych napisów. Napisów, które mówią, jaka to wspaniała byłam. Gówno prawda. Pieprzeni rodzice i ich robienie wszystkiego na pokaz. Nie zdziwiłam się, kiedy przekupili grabarza i namówili księdza, aby odprawił normalny pogrzeb. Tutaj nie robią czegoś takiego dla tych, którzy dobrowolnie odebrali sobie życie. Więc, cóż, dzięki ich fortunie i złudnej rozpaczy po stracie ukochanego dziecka leżę koło innych trupów. 

Mrugam kilkakrotnie powiekami i momentalnie czuję, jak moje ciało tężeje, kiedy dziewczyna pochyla się w stronę zimnego marmuru, aby ułożyć na nim czerwony, niewielki znicz. Niby mały gest, ale w tej chwili wydaje się szczery. Nie na pokaz, żeby ewentualnie przechodzące staruszki widziały, że coś postawiła, ale dlatego, że chciała. A może po prostu z jakichś wyrzutów od niechcenia? Cholera, już sama nie wiem. 

Obejmuję mocniej ramionami moje zgięte kolana i wtulam nos między nie, gdy wyciąga z kieszeni kurtki list i prawdopodobnie jeszcze raz go czyta. Po pustym niczym rozprzestrzenia się kilka razy jej ciche pociąganie nosem, co kompletnie mnie dezorientuje. Dlaczego jej smutno? Przecież nie pisałam tam, że jest winna mojej śmierci. Tylko napisałam, że było mi przykro, kiedy mnie odepchnęła na tym pieprzonym korytarzu. Było mi przykro, bo nie chciałam przecież zrobić jakiegoś nieodpowiedniego ruchu w jej stronę. Chciałam tylko porozmawiać, bo wydawało mi się, że powinnam w końcu wyznać pod koniec szkoły, co do niej czuję. Ale mnie odepchnęła z pogardliwym spojrzeniem i beznamiętnym wyrazem twarzy. 

Przepraszam... 

***

idk, coś smutny wyszedł mi ten rozdział

obstawiacie, że to przez cały czas perspektywa Camili, czy Lauren - i dlaczego?

On The Way To Hell [✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz