Veinticuatro

3.7K 266 45
                                    

CLARA

Zanim wyszliśmy z pomieszczenia, Alex kazał mi mieć na oku Tima, nie ufał mu i prawdę mówiąc, ja też mu nie ufałam. Kierowaliśmy się w stronę piętra niżej, ale naszym docelowym celem był parter. Tim powiedział, że właśnie tam "się dzieje". Miałam nadzieję, że to gadanie, że chciał nam pomóc, nie było rzucane na wiatr. Obiecałam sobie, że jeśli mnie wystawi, to zamorduje go najokrutniej, jak tylko potrafiłam. 

―  Wiem, że mi nie ufasz, ale mówię prawdę. Od dawna chciałem stąd odejść, ale żywy, nie jako trup. Zabijcie tego skurwysyna. ―  zdziwiłam się, że tak powiedział. On widząc moją minę, kontynuował.―  Tu każdy nowy jest poddawany "testom". Najczęściej jest to katowanie, zamykanie na kilkanaście dni w ciasnym pomieszczeniu i raz na dzień przynosili nam szklankę wody. Kiedy ktoś był na wykończeniu, po prostu go zabijali. 

―  Czemu wy się jeszcze nie zbuntowaliście? Jakby większość z Was przeciwstawiła się Hetfieldowi, to moglibyście go zabić i ktoś inny przejąć gang. Może ktoś, kto byłby bardziej zrównoważony psychicznie. ―  zaprzeczył. 

―  Większość jego goryli to najgorsi mordercy z całego świata, nawet gdyby mu się sprzeciwili, to lepszego bossa by nie było. Jedynym i najlepszym rozwiązaniem, jest śmierć większości z nich. ―  pokiwałam głową. 

Rozumiem, że każdy gang jak przyjmuje nowych członków, musi zrobić jakieś testy, ale do cholery nie takie. Zwierząt tak się nie traktuje, a oni robili takie rzeczy ludziom. Przed nami było dwóch typów. Posłałam znaczące spojrzenie Timowi i jednocześnie ściągnęliśmy ich, przecinając im gardła. Cały czas musiałam patrzeć wokół i na bruneta. Przezorny zawsze ubezpieczony. 

Chwilę potem Tim zatrzymał mnie. Przed nami stał jeden, naprawdę ogromny facet, mógł mieć co najmniej dwieście dwadzieścia centymetrów wzrostu. Wiedziałam, że sama bym tego nie załatwiła, bo byłam niższa od niego o jakieś pięćdziesiąt centymetrów. Dlatego tym razem musiałam polegać na moim towarzyszu. 

― Odwróć jego uwagę, a ja coś zrobię. ―  powiedziałam. On spojrzał na mnie, jak na kosmitkę i zapytał, czy miałam zamiar wskoczyć mu na plecy i dźgnąć w szyję. ― No to jaki masz plan? ― zapytałam, kiedy uświadomił mnie, że wkurwię go tym, a nie uszkodzę. 

―  Nie możemy po prostu go zastrzelić? Mamy broń z tłumikami. ―  przewróciłam oczami. ―  Lubisz sobie chyba utrudniać życie, co? ―  kiwnęłam głową, potwierdzając. 

Tim podszedł do niego, zaczął z nim gadać, a ja strzeliłam mu w plecy. Celowałam w łeb, ale coś jak zawsze musiało mi nie wyjść. Czasami sama się zastanawiałam, jak to się działo, że jeszcze żyłam. Na szczęście brunet go szybko dobił i mogliśmy pójść dalej. 

JAMES

Mieliśmy mały problem na drugim piętrze. Alex zadzwonił do nas, że Clara wydostała się i idzie w naszą stronę. Niestety nie sama. Szła z jakimś typem od Hetfielda, ponoć miała go cały czas na oku i dzięki widokowi z monitoringu widział co się tam działo. Bałem się o nią, ten koleś mógł ją w każdej chwili zabić. Musiałem się skupić, Clara to w końcu Muerte, potrafiła sobie poradzić w każdej sytuacji i wyjść z tego cało. Tym razem też tak musiało być i koniec. 

― James! ―  spojrzałem na Alana. ―  Skup się! ―  otrząsnąłem się i szedłem dalej. 

Kiedy w końcu uporaliśmy się z jakąś częścią  z nich, zauważyłem, że drzwi się otwierają. W nich stała Clara, miała podbite oko i spuchnięty policzek. Krew leciała jej z brzucha i prawej nogi. Jednym słowem wyglądała okropnie. Dziwiłem się, że mogła normalnie iść no i że w ogóle była przytomna. Inna laska już dawno by zemdlała. Uśmiechnąłem się, ale nie na długo. Za nią szedł jakiś brunet, nie znałem go, ale nie musiałem być Sherlockiem, żeby domyśleć się, że to jeden członków gangu Willa. Chciałem władować mu kulkę w łeb, ale Clara widząc to, zabroniła mi, kiwając głowa i strzeliła w moją stronę. Koło mnie opadło bezwładne ciało, nie patrząc już na nic, pobiegłem do niej i od razu mocno przytuliłem. 

― Już wystarczy. ―  powiedziała chłodno. ― Musimy stąd spadać. Zaraz zacznie się armagedon. ― powiedziała i złapała mnie za rękę, ciągnąc w stronę naszych przyjaciół. Patrzyłem na "kolegę" dziewczyny, nie wiedziałem, czego miałem się spodziewać. Musiałem być czujny, żeby w razie co, pierwszy wpakować mu kulkę. 

― Alan! ― krzyknęła i przytuliła się do brata. On zapytał, czy było wszystko w porządku, a ona kiwnęła tylko głową. 

Zaczęliśmy się wycofywać, bez problemu wyszliśmy z fabryki, ale tam już czekały na nas trzy furgonetki wypełnione ludźmi Willa. Zza jednej z nich wyłonił się właśnie on. 

― No proszę. Udało Ci się wyjść. ― powiedział z uśmiechem do Clary. Ona zacisnęła pięści i wyciągnęła broń, celując do niego. 

― Naucz się lepiej wiązać liny. ―  mruknęła i zaczęła go wyzywać i wypominać każdą ranę na jej ciele. Kilka minut później usłyszałem huk, a boss wrogiego gangu  złapał się za serce i padł na kolana. 

― Skończyłeś? ―  zapytał ten chłopak, który towarzyszył brunetce. Popatrzyłem na dziewczynę, ale on się tylko uśmiechnęła i podniosła rękę do góry. Po chwili wbiegli gangsterzy z Santos.

― Jego nie. ―  powiedziała, kiedy chcieli zabrać Willa. ―  A z tobą porozmawiam później.― powiedziała do bruneta i podeszła do swojego szefa. 

― Dobra, koniec tego pieprzenia. ― powiedział Alan. ―  Wasz szef długo nie pożyje. ― popatrzył na swoją siostrę, która patrzyła  z mordem w oczach na Willa. 

CLARA

Wydostaliśmy się. Niestety na sam koniec stały trzy ogromne furgonetki wypełnione innymi członkami gangu tego skurwysyna. Po chwili sam wyszedł i z głupim uśmieszkiem zaczął coś do mnie nawijać. Zaczęłam na niego jechać, ale kiedy Tim strzelił mu prosto w serce, podniosłam rękę do góry, a po chwili wlecieli moi przyjaciele i obstawili wszystkich, pierw zabierając broń reszcie. 

― Dobra, koniec tego pieprzenia. ― powiedział mój brat. ―  Wasz szef długo nie pożyje. ― widziałam kątem oka, że patrzył na mnie. ― Macie wybór. Możecie nadal walczyć, ale chyba większość się zgodzi, że nie ma po co. Możecie odejść i nigdy nie dołączać do żadnego gangu i pożegnać się z tym życiem. Trzecia opcja to, możecie dołączyć do nas. Zastanówcie się. Macie dziesięć minut. ― Te kilka minut minęło bardzo szybko, czekaliśmy, aż każdy z nich powie jaką opcję wybrał. Nikt nie chciał walczyć, jedna trzecia chciała przestać żyć w taki sposób, a reszta chciała dołączyć do naszych gangów. No może oprócz Tima. 

―  A ty co? ― zapytałam, a on wzruszył ramionami. Przyznał, że miał mętlik w głowie i bał się, że jeśli dołączyłby do nas, to musiałby znów przechodzić przez testy, które widocznie stały się jego traumą. Jednak co się dziwić? Sama miałabym traumę po takim czymś. ― U nas nie ma takich testów, jak tutaj. Nie jesteśmy, aż takimi potworami. ― musiałam tłumaczyć reszcie, co Hetfield wyprawiał na testach. Alan, Antonio i James potwierdzili moje słowa, że nikt ich katować nie będzie. 

Kiedy Tim powiedział, że dołącza do nas, spojrzałam na martwe już ciało bossa upadłego gangu. Wkurzyłam się, bo nie zdążyłam go dobić i odpłacić się za każdą ranę na moim ciele. Kopnęłam truchło i spojrzałam na Jamesa, od kilu dobrych minut czułam na sobie jego wzrok. Wiedziałam, że będę musiała z nim porozmawiać, ale chciałam to przełożyć na jakąś inną okazję. W tamtej chwili jedyne co miałam w głowie, to fakt, że w końcu mogliśmy wrócić do domu, do Madrytu. 

###########




To SkomplikowaneKde žijí příběhy. Začni objevovat