4.

15.8K 793 56
                                    

Około osiemnastej, już wykąpana i przeprana w najlepsze ciuchy, czyli biały t-Shirt, czarne rurki i wygodne białe trampki, schodzę na dół. Po drodze zauważam piękne obrazy, oglądam je dokładnie, ponieważ kocham sztukę. Zaintrygował mnie szczególnie jeden z nich. Przedstawia półnagą kobietę w czerwieni, z kosą. Tło jest całkowicie czarne. Ten obraz wzbudza we mnie sporo emocji. Czerwień w jej ubiorze może symbolizować krew. Kosa - śmierć. Wydziera z niego gniew, szał i chaos. Zerkam na podpis, jest nie wyraźny, nie mogę go rozszyfrować. Słyszę kroki na dole, wychylam się przez barierkę i widzę Klaudię idąca holem. Zauważa mnie. Kiwam jej ręką i schodzę pośpiesznie na dół.

- Baliśmy się, że zabłądziłaś.

- Podziwiałam obrazy - odpowiadam zgodnie z prawdą.

- Któryś szczególnie? - pyta.

- Ten z kobietą w czerwieni. Jestem ciekawa kto go namalował?

- Ach, to ulubiony obraz Eryka.

Tajemniczy uśmiech zagościł na jej ustach. Zwracam uwagę na to, że jest ze swoim pracodawcą na ty.

- Dostał go od bliskiej osoby.

Chcę zapytać ją o mojego szefa, ale Klaudia kończy rozmowę, ponieważ docieramy do pięknej jadalni z długim stołem i tuzinem krzeseł. Parę miejsc jest już zajętych. Rozmowy nagle przycichają. Wszystkie oczy zwrócone są na mnie. Przystępuje nerwowo z nogi na nogę. Klaudia przedstawia mnie:

- Przedstawiam wam Sarę. Saro to od lewej doktor Ponczenko. Niziutki staruszek z resztką włosów podnosi się z krzesła i niezgrabnie całuje mnie w dłoń. Jestem trochę zawstydzona tym starodawnym gestem. Na szczęście rzadko się rumienię.

Następnie siedzi Aleks który kiwa mi ręką na przywitanie. Koło niego siedzi rudowłosa dziewczyna z mnóstwem piegów na twarzy - Laura. Wydaje się bardzo przyjazna. Na końcu poznaję Sebastiana. Wygląda jak Kalifornijski surfer. Złocista skóra, miodowe włosy. Kwadratowa szczęka. Jest przystojny. Postanawiam siąść na najbezpieczniejszym miejscu, to koło Aleksa zajmuje Laura więc siadam koło doktora Ponczenko, niegroźnego staruszka, a miejsce koło młodego boga słońca zajmuje zadowolona Klaudia. Stół jest już zastawiony. Talerze moich nowych znajomych pełne. Więc nie czekając na nic nakładam trochę tego, trochę tamtego. Nigdy nie widziałam tylu rozmaitych potraw na jednym stole. Postanawiam, że skosztuje większej części z nich. Gdy mój talerz jest już pełny, zaczynam degustację. Pierwszy kęs, jestem w niebie. Doktor Ponczenko nachyla się do mnie.

- Te czarodziejskie dania gotuje dla nas cudowna pani Hobbs - informuje szeptem.

- Mhmm... To chyba najpyszniejsza baranina jaką do tej pory jadłam.

- Pani Hobbs jest mistrzynią w swoim fachu!

Potakuje głową. Czuje sympatię do tego wesołego staruszka. Cieszę się, że będę z nim pracować.

- Jesteś przygotowana na ciężką pracę?

- Oczywiście. Nie mogę się już doczekać.

Uśmiecham się, ale czuję, że coś jest nie tak. Profesor ma jakąś nie wyraźną minę. Zaczyna nerwowo skubać w swoim talerzu, nie patrząc na mnie już więcej. Jestem trochę zmieszana, zastanawiam się czy powiedziałam coś nie tak.

- Ja też jestem tu nowy.

Koszmarną ciszę przerywa Sebastian. Uśmiecha się bosko i puszcza mi oczko. Opuszczam wzrok na talerz. Zachowuje się żałośnie, jak wstydliwa, zakompleksiona pannica. Chociaż cóż z żalem muszę przyznać, że moje kontakty z chłopakami ograniczały się do tej pory do minimum. Muszę nabrać wprawy. Dzielnie unoszę wzrok i... mrozi mnie zabójcze spojrzenie Klaudii. Czyżby była zazdrosna? Niestety nie mogę z nią rywalizować i nie chce mieć w jej osobie wroga, więc pośpiesznie kończę jedzenie. Ułatwia mi to milczenie przy kolacji. Żegnam się i wychodzę. Zaczyna brakować mi domu dziecka, wesołej paplaniny, żartów, tego ciepła które starała się nam zapewnić kochana siostra Leokadia. Po drodze przypominam sobie, że miałam zapytać profesora o której zaczynamy. Wlekę się z powrotem. Już na korytarzu słyszę rozmowy. Czyżby moja osoba była przyczyną tak ciężkiej atmosfery przy kolacji? Wychwytuje swoje imię. Postanawiam się zatrzymać i posłuchać. Być może znajdę powód ich małomówności. Rozmawiają na mój temat. Bingo! Jednak moje sumienie protestuje, a sama nie wiem, czy chcę to usłyszeć. Chcę się cicho wycofać, lecz ciekawość bierze górę.

- To nie ona!

Rozpoznaję głos Klaudii.

- Eryk jest pewny.

- To tylko jego przeczucie.

Niestety nie rozpoznaję męskich głosów, ponieważ mówią bardzo cicho. Z Trudem rozszyfrowuje zdania. Gdzieś dzwoni telefon. Postanawiam się dyskretnie wycofać. Słyszę kroki za mną. Wstyd mi, że zostanę przyłapana na podsłuchiwaniu i ryzykuję wejście do pierwszych mijanych drzwi. Klamka na szczęście chodzi cicho. Drzwi nie skrzypią. Wślizguje się jak pierwszej klasy włamywać. W końcu mam wprawę ile to razy uciekałam z nudnych lekcji. Opieram się o ścianę obok drzwi i słucham uważnie. Ktoś rozmawia przez telefon. Przechadza się tam i z powrotem koło pokoju w którym jestem ukryta. Mam nadzieję, że to nie będzie długa rozmowa... Rozglądam się po wnętrzu pokoju. Wygląda na gabinet. Znajduje się tu hebanowe olbrzymie biurko, bogato zdobione. Wielki czarny fotel ze skóry, przypominający tron. Ciężkie atramentowe zasłony utwierdzają mnie w przekonaniu, że czarny to ulubiony kolor właściciela pokoju. Dobrze, że nie natrafiłam na kogoś pokój sypialniany. Wzdycham z ulgą. Chociaż przypomina mi się, że Klaudia wspominała, że wszyscy śpią na piętrze. Mam szczęście. Nagle coś przykuwa moją uwagę. Jakieś rysunki na szybie. Skrzą się pomimo panującej ciemności. Postanawiam podejść bliżej. Dywan amortyzuje moje kroki. Opieram ręce na parapecie. I przyglądam się rysunkom. Po co ktoś zadał sobie tyle trudu malując takie skomplikowane wzory na szybie? Wszystko wyrysowane drobno, nie ma nawet skrawka wolnej przestrzeni. Jest w tym coś pięknego. Przypomina wzory na płatkach śniegu lub koronce. Przykładam palec do szyby, nakreślając te dziwne rysunki. Z każdym ruchem moje dłoni wzór zaczyna błyszczeć. Hipnotyzuje mnie. Kreślę dalej bez opamiętania, już nie tylko na szybie a na całej wolnej ścianie. To wypływa ze mnie samoistnie. Wiem co powinnam narysować. Szyba, ściany wchłaniają rysunki ich błysk oślepia. Z każdym następnym symbolem czuję jak oddaję część siebie do tej skomplikowanej układanki. Nie zastanawiam się czemu to służy. Moje myśli są czyste, nie myślę o niczym szczególnym. Muszę je z siebie wyrzucić, bo inaczej zwariuje. Zalewają mój umysł szybkim i nieprzerwanym nurtem. Po chwili kończę. Pot zlepia mi włosy. Czuję się dziwnie zmęczona. Tak jakby obrazki wchłonęły moje wszystkie siły i energię. Kręci mi się w głowie. Zerkam na swoje dzieło. Oczy rażą mnie od błysku wzorów. Zamykam je, ale wzór nadal lśni pod powiekami, jakby był tam wypalony od zawsze. Osuwam się na podłogę. Znaki powoli bledną. A ja zanurzam się w oceanie nicości. Otacza mnie ciemność, ale nie boje się, czuję się wyjątkowo bezpiecznie...

Serce Demona (Zakończone)/ Serce AniołaWhere stories live. Discover now