rozdział 14

4.6K 166 12
                                    

W domu byłam kilka minut przed 18. Ani mama, ani Pola nie pytały gdzie byłam i dlaczego tak późno wróciłam. Nie ukrywam, trochę mnie to zabolało. Miałam wrażenie, że odkąd Pola z nami mieszka zeszlam na drugi plan. Byłam zazdrosna o swoją własną mamę? Sama nie wiem co wtedy czułam.
Zdjęłam buty, wzięłam z lodówki jogurt i poszłam do swojego pokoju. Żeby się trochę uspokoić włączyłam muzykę. Zupełnie zapomniałam o tym, że miałam poinformować Lene, gdy będę w domu. Zdziwiło mnie trochę, jak zobaczyłam jej imię na wyświetlaczu.

Wszystko okej? Miałaś się odezwać, a minęła już ponad godzina..

Jeju, to było takie urocze. Mogła przecież mnie zupełnie olać, zapomnieć o tym co się stało, o naszej rozmowie, po prostu mieć ode mnie spokój chociaż w weekend, a ona nadal się martwiła...

Tak, przepraszam, ale zajelam myśli czymś innym i po prostu wypadło mi z głowy. Dotarłam do domu cała i zdrowa.

Czekałam góra 40 sekund na odpowiedź.

Super. Mam nadzieję, że wszystko w porządku. Gdyby coś to dzwoń, jestem ciągle pod telefonem.

Czy ona właśnie powiedziała mi, że mogę do niej dzwonić kiedy chcę?! Ta kobieta to anioł, naprawdę.
Odpisałam jej tylko z podziękowaniem. Odpaliłam na laptopie moje social-media i w sumie jak zwykle kilka powiadomień i zaproszenie do znajomych od Róży. Nowa koleżanka z klasy była naprawdę bardzo miła dla mnie. Kilka minut później napisała.

Hej Daga, miałam Ci pożyczyć zeszyty na weekend, ale jakoś szybko dziś wyszlas. Wszystko w porządku?

Zapomniałam o tym.. Tak, jest okej. Zwolniłam się, bo trochę źle się czułam, a wolę się nie przemeczac.

A, rozumiem. A coś ci w ogóle powiedzieli w tym szpitalu? Może spotkamy się jutro? Masz czas? Dałabym Ci te zeszyty i gdzieś się przejdziemy. Co ty na to??

W sumie okej. Mi pasuje. To napisz mi jeszcze jutro dokładną godzinę i miejsce, a ja się dostosuje. Miłej nocy

Po rozmowie z Różą czułam się lepiej. Aż uśmiechałam się sama do siebie. Po prostu miałam wrażenie,że ktoś mnie lubi, ktoś zwraca na mnie uwagę.
Około 22 poszłam się wykąpać, a później spać. Zasnęłam praktycznie od razu. Ten dzień mnie wykończył. Dawno nie wylałam aż tylu łez w ciągu jednej doby.
W soboty zawsze śpię dość długo, bo odsypiam cały tydzień, a że w tym tygodniu działo się sporo, obudziłam się tak mniej więcej około 11. Znowu byłam sama w domu, czekała na mnie tylko kartka:
"Wrócimy pod wieczór, zostawiam Ci pieniądze, zamów sobie pizzę"
Super... właśnie teraz kiedy najbardziej jej potrzebuje musiała zniknąć. No cóż, widocznie ma ważniejsze sprawy. Zjadłam płatki z mlekiem, oplukalam się wodą i przebrałam. Stwierdziłam, że skoro nikogo nie ma i nie można do nikogo się odezwać to nadrobię swój serial. Włączyłam laptopa i kolejny odcinek "The Fall". Nie mogłam się w ogóle skupić, ciągle odbiegałam gdzieś myślami. Ciekawiło mnie trochę dlaczego wychowawczyni mnie w ogóle szukała. Mogła przecież zaznaczyć w dzienniku ucieczkę i zadzwonić do mamy. Ona jednak tego nie zrobiła, znalazła mnie i zaopiekowala się mną. Z jednej strony robiłam sobie nadzieję, że ona czuje to samo do mnie, co ja do niej, a z drugiej tłumaczyłam to po prostu tak, że była cudowną nauczycielką i nie chce robić problemów uczniom. Odcinek się skończył, a ja nawet nie wiedziałam co w nim bylo. Było już trochę po 14, a ja przypomniałam sobie o spotkaniu z Różą. Od razu napisałam do niej czy to nadal aktualne i umowilysmy się na 17 w parku niedaleko szkoły. Posiedziałam jeszcze chwilę z nosem w telefonie, a później poszłam się naszykowac. Nie chciałam wyglądać świetnie, bo to tylko koleżanka z klasy, ale musiałam zakryć makijażem moje podkrążone od płaczu oczy. W parku byłam punktualnie o 17, a Róża już czekała. Wyglądała pięknie. Jej ciemne włosy opadały delikatnie na ramiona, a blada cera była przykryta bardzo lekkim makijażem. Na mój widok uśmiechnęła się od ucha do ucha. Zaproponowała spacer, na który chętnie się zgodziłam. Rozmowa kleiła nam się od samego początku. Okazało się, że lubimy tą samą muzykę i te same seriale. Nie mam pojęcia ile tak chodzilysmy, ale nie czułam już nóg, więc poprosiłam Różę o chwilę odpoczynku. Usiadlysmy na ławce i znów zaczelysmy rozmowę. Róża miała piękny uśmiech. Taki szczery... Jej oczy śmiały się razem z ustami. Każdy jej gest i ruch był jakby całością. Ona była całością. Wgapiałam się w jej oczy, zapominając o wszystkim. Jak gdyby jej osoba była moją ostatnią deską ratunku.

Pani ProfesorWhere stories live. Discover now